38.A dni mijały.

11.6K 549 203
                                    











-Cześć, David. - odwróciłam się w stronę chłopaka, który siedział na fotelu kierowcy, tuż obok mnie.

-Cześć. - szepnął, po czym chcąc nie chcąc opuściłam czarną Audi.

Znalazłam się przed moim domem. Było to miejsce, do którego bardzo nie chciałam wracać. Normalnie w tym momencie byłabym w szkole, ale coż, nie znajdowałam się tam teraz. I doskonale zdawałam sobie sprawę, co za moment się stanie. W końcu zniknęłam bez powiadomienia na całą noc. Weszłam na schody, które znajdowały się na werandzie. Stopień po stopniu, bardzo powoli. Delikatnie położyłam dłoń na klamce i pociągnęłam ją w dół, a drzwi się otworzyły.

Boże, jak ja pragnęłam, aby były zamknięte.

Już od wejścia usłyszałam kroki, które kierowały się w moją stronę. Czy mogłam to miejsce jeszcze nazwać moim domem? Czułam się jak wygnana. Dla mnie to nie było miejsce, do którego zawsze mogłam wrócić. W sumie, to już nigdy nie będzie go dane mi opuścić. Nie chciałam spotkać się z twarzami moich rodziców, którzy patrzyliby się na mnie oczywistym wzrokiem. Spostrzegłam, że z wiekiem nasze przestępstwa są coraz gorsze. Kiedyś bało się rodziców, bo wydzierałeś się w sklepie, chcąc wymarzoną zabawkę, potem przypadkowo zbiłeś szklankę, zwyzywałeś brata, a teraz...a mimo to ich wzrok zawsze był tak samo straszny.

Nie zdązyłam nawet ściągnąć butów, jak pojawili się przede mną. Craig i Janette Logan.

Jakież to dziwne, że rodzice znają cię najdłużej, a jednocześnie najsłabiej.

I gapili się na mnie tak, jak podejrzewałam. Rozczarowanie, złość i chęć rozszarpania mnie na strzępy. Jakbym wrodziła się w szatana. Jednak nie miałam innego wyboru. Czułam, że dobrze zrobiłam. Nie mogłam żałować oczywistego dla mnie wyboru. Ekipa była dla mnie jak rodzina. Pomagali mi, chociaż świat się walił. I dlatego pokochałam ich bardzo. Każdego z osobna jak własnego brata czy siostrę, ale nie takiego jak Willa, bo wiadomo, on to był kaszalot przy nich.

-Gdzie byłaś? - warknęła na mnie mama.

-U dziadka. - odpowiedziałam wprost, nie chcąc owijać w bawełnę.

-Chyba nie musimy nad tym więcej dyskutować. Zmieniłaś się. Przez rok zaczęłaś odwalać takie rzeczy, że się w głowie nie mieści! Już wiadomo przez kogo z resztą. - kontynuowała. - W tej chwili oddajesz swój telefon i laptop, a Will wozi cię i odwozi ze szkoły, po za tym nie masz prawa nawet wyściubić nosa z poza domu. I nie myśl, że kiedykolwiek się to zmieni.

-Dałem ci szanse. - zaczął ojciec. - Skoro wolałaś się buntować jak małolata, to proszę bardzo. - zabrał mi komórkę. - Idź do siebie.

Bez słowa ich minęłam. Byłam jak najbardziej przygotowana na to, że to się stanie. Wykopałam laptopa za drzwi mojego pokoju i zamknęłam się na klucz. Rzuciłam się na łóżko, zaczynając płakać. W sumie to mało powiedziane. Ja ryczałam jak pojebana. Czułam się potwornie, jakby ktoś zabrał najważniejszą część mojego życia i wyrzucił do kosza. I rok temu jeszcze i bym nawet miała to w dupie, ale teraz ja wyłam po prostu w poduszkę. Pokochałam tych ludzi. Byli moimi przyjaciółmi, a teraz straciłam ich. Oni wszyscy odeszli. W sumie tylko ja. Oni nadal mieli swoją nierozłączną ekipę. Jednak może i chociażbym była dla nich tylko jednym, marnym członkiem, to oni byli dla mnie wieloma, cudownymi ludźmi.

Mogli mnie karać, zamknąć mnie w domu i nie wypuszczać, robić wszystko przeciwko mnie, ale ja już nic nie miałam do stracenia. Odebrali mi wszystko. Osoby, które twierdziły, że chcą dla mnie jak najlepiej, w ogóle mnie nie znały. Nie obchodziło mnie już co ze mną zrobią, ani co się ze mną stanie. Ja po prostu tęskniłam. Chciałam mojej wolności, chciałam sama wybierać, z kim chce się zadawać. To było moje pieprzone życie. Przez nich widziałam już czarne scenariusze mojej przyszłości. Marzyłam tylko o tym, aby rzucić szkołę i wynieść się z domu, mając ich w dupie. Chciałam być samodzielna, żyć na własną rękę, a nie słuchać ich bezsensownego pierdolenia. Oni nic nie wiedzieli.

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz