2.31.Trzydzieści pięć stopni.

11.6K 497 530
                                    




Od początku dnia miałam dziwne uczucie, że stanie się coś złego. Gdy tylko się przebudziłam, to poczułam coś okropnego, jakby los chciał, abym została dziś w domu i nie poszła do szkoły. Jednak za niedługo był koniec roku szkolnego, a ja musiałam dobić moją frekwencje, bo za dużo w tym roku odpuściłam. Pomimo, iż do szkoły naprawdę nie chodziło już wielu uczniów. Miałam nadzieję, że jego też nie będzie...

Wczoraj po raz pierwszy kazałam Bestii wyjść z mojego domu. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że to zrobię. Wyglądał na złego, zdeterminowanego, ale zarówno rozczarowanego. Zawsze miał nade mną moc, cholerny debil. Ciągle mu ulegałam, a to pierwszy raz, gdy naprawdę się nie dałam. Chociaż kiedyś nie chciałam okazywać przed nim słabości, to pierwszy raz z nim zmienił wszystko. Czułam się wtedy mu dziwnie poddana, jakbym tak naprawdę tylko przed nim chciała je okazywać, by miało to dalsze takie same rezultaty. Nie zgrywałam już nie wiadomo kogo i może to był błąd. Od tego czasu ciągle czułam, że ma mnie w garści, że nasza relacja przestała być zdrowa, a ja straciłam rozum i nie mam u niego respektu, ani nie pokazuje własnego zdania. Uległam, odkrywając wszystkie moje negatywne cechy na wierzch, a on był jak szatan, który się z nich cieszył. Wykorzystywał mnie, zabawiał się moją osobą, po prostu czerpał radość z tego, że byłam kolejną. Jednak wydaje mi się, że przynosiłam mu dodatkową satysfakcję z tego, że byłam właśnie TĄ dziewczyną. Wnuczką Georga Rootlanda, zastępcą w gangu, osobą, która kiedyś stawiała się mu, gdy chciał mnie zwerbować i nieustraszoną, jeśli chodziło o ratowanie przyjaciół.

Tylko to wcale nie było tak. Popadłam w jakąś poważną paranoję, jakby ten pierwszy raz faktycznie coś oznaczał, sądziłam, że żywi wobec mnie jakiekolwiek uczucia i to chyba było najśmieszniejsze, bo ja się nabrałam. Jednak przed nim zawsze udawałam, że wszystko jest dobrze. Do momentu, w którym nie zobaczyłam na własne oczy, jak całuje inną dziewczynę w klubie. Wtedy pękło we mnie coś, czego nie umiem do tej pory nazywać. Byłam wściekła i smutna, chociaż zawsze wiedziałam, że nie jestem jedyna. To dziwne, ale pewnie stworzyło się to uczucie we mnie tylko dlatego, że dla mnie pozostał jedyny. I nie chciałam, by w najbliższym czasie się to zmieniło. Chyba nie czułam takiej potrzeby.

A jednak miałam wyrzuty sumienia, że przyszedł tu, chciał mi pomóc, po raz kolejny dotknął mnie jak wtedy, rok temu, przed jego uleczeniem mnie, a ja wydarłam się na niego. Jednak to nie było to samo. Teraz byłam po prostu zrażona do wszelkiego dotyku. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nawet jakbym się zachowywała, gdyby naprawdę mnie tam zgwałcił. Chyba do tej pory leżałabym w tamtej łazience. Człowiek, który wiedział, że mam paranoję i samowstręt po prostu wykorzystał moją największą słabość, aby odciąć mnie całkowicie od życia. Co gorsza - udało mu się.

Niechętnie wstałam z łóżka ciągle myśląc o tym jak go potraktowałam. Byłam głodna, ale nie przeszkadzało mi już to. Ostatni posiłek był tymi naleśnikami i rosołem, co zjadłam przy Dennisie. Podeszłam do toaletki i pomalowałam trochę tą moją zwisającą, szczupłą już twarz, z której uciekła woda, na bardziej żywszą i pełną kolorów dzięki magii bronzera, różu i rozświetlacza. I tak się czułam jak zombie. Ubrałam zwyczajne, czarne jeansy i białą koszulkę. Żałowałam, że nie są to krótkie spodenki, bo upał grzał niemiłosiernie, na dworze było ponad trzydzieści stopni, słońce paliło tak, że w pokoju było chyba jeszcze goręcej, a ja upociłam się nawet, w momencie, gdy się przebierałam i miałam odkryte części ciała. Związałam włosy w niedbałego koka, który przypominał coś, co mam dosłownie po wstaniu i zeszłam na dół.

Rodzice siedzieli przy stole obserwując mnie i już wiedziałam, że będę zmuszona dzisiaj skubnąć chociaż odrobinę śniadania. Zastanawiałam się, czy da się wszystko przechomikować w buzi, aby później wypluć na zewnątrz. Przywitałam się niechętnie i usiadłam na swoje miejsce, wpychając w siebie przygotowaną wcześniej przez mamę jajecznicę z dwóch jaj, oraz zagryzając kanapką z masłem. Załadowałam sobie na chleb jajka i przeżuwałam niechętnie, czując, jak jedzenie po prostu dosłownie już mnie obrzydza samym wyglądem, zapachem i smakiem. Pewnie jakby mówiło, to dźwiękiem też. Po jedzeniu złapałam za torbę na lunch, której pewnie i tak nie ruszę, po czym wyszłam z domu, dalej mając przeczucie, że to nie będzie dobry dzień.

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz