2.9. Bo przecież jesteśmy rodziną.

12.5K 490 487
                                    




Zeszłam na dół po schodach, niczego nie podejrzewając, aż do momentu, gdy na drodze stanęli moi rodzice, którzy byli za bardzo uśmiechnięci. Zwykle nie widziałam ich w takim wydaniu. Zmarszczyłam się dziwnie na nich widok, po czym chciałam przejść, ale mi nie pozwolili. Zaczęłam się zastanawiać, czy to przypadkiem nie jest nadal sen I uszczypnęłam się delikatnie w dłoń, ale nie. Na pewno nie spałam. Skrzywiłam usta, nie odzywając się I czekając na to, co właściwie mi powiedzą. Niczego wielkiego się nie spodziewałam, chyba że nagle by mi wyskoczyli z czymś nieprawdopodobnym, typu, że odkryli, że mam nikły kontakt z ekipą. Czułam, że to niemożliwe, aby wiedzieli, a jednak dziwna myśl naszła. Miałam chyba setki alibi dla siebie. W sumie tym razem to nawet nie była moja wina! Może w paru procentach, bo jednak z własnej woli poszłam na imprezę u Felixa, oraz na to ognisko...ale reszta to oni! Oni mnie nachodzili! Pod szkołą, pod domem! Błagam, niech ktoś uwierzy.

-Twoje stopnie ostatnio bardzo się poprawiły, ale martwimy się o ciebie. - westchnęła mama, nie pozwalając mi nadal przejść do dużego pokoju, a ja stałam jak zaklęta na trzech ostatnich stopniach schodów.

-Jesteś zamknięta w sobie,  z nikim nie gadasz, po szkole zamykasz się w swoim pokoju I nie wychodzisz z niego cały dzień. Wiemy, że zaczęłaś ostatnio wychodzić ze znajomymi, z czego się bardzo cieszymy, ale doskonale wiesz, że tak nie może być... - kontynuował ojciec.

-Chcieliśmy z tobą pogadać o tej sytuacji, która miała miejsce w czerwcu, ale rozumiemy, że nadal możesz być za to na nas obrażona. Jednak zdajesz sobie sprawę, że jeśli złamiesz znów tą regułę, to...

-Skończ. - zażądałam. - Nie chce więcej słyszeć, że mówicie o Bestii. - warknęłam.

-W każdym razie. - ojciec chrząknął. - Wiemy, że może ci być jeszcze ciężej po odejściu Willa, bo jesteśmy tylko w trójkę w domu, a ty pewnie miałaś w nim jakieś oparcie. Jednak chcieliśmy coś naprawić I chociaż w maleńkim stopniu zrewanżować ci to, ile wycierpiałaś.

I w tym momencie przepuścili mnie, a ja z lekkimi obawami zeszłam po schodach, bo kompletnie nie wiedziałam, co mnie czeka tam na dole. Ich miny wydawały się śmiertelnie poważne I nawet ja z czasem zrozumiałam, że znajduję się w jeszcze dziwniejszej sytuacji, niż na początku bym podejrzewała. Stanęłam na środku salonu I rozejrzałam się, aż usłyszałam szczekanie I tupot łap. Moje oczy niemal nie wyskoczyły w tamtym momencie z orbit, a jeszcze bardziej w momencie, w którym zobaczyłam, jak prosto na mnie biegnie ogromny, puchany, rudy Chow Chow. Merdał ogonem, stając przede mną I dając się głaskać. Początkowo bez słowa, w dalszym osłupieniu miziałam jego gęstą sierść, kompletnie nie wiedząc, co w tym momencie mam zrobić. Mimowolnie uśmiechałam się, bo zawsze marzyłam o psie. Może niekoniecznie takim ogromnym, aczkolwiek cholernie w tym momencie się cieszyłam. Rodzice podeszli, a potem usiedli na kanapie, obserwując nadal moją reakcje, a ja chyba ewidentnie czekałam teraz na jakieś wyjaśnienia, w związku z czym się po tak wielu latach zdecydowali na psa, chociaż zawsze mówili mi bardzo dosadnie, że w naszym domu nie ma miejsca nawet przez minutę, żeby trzymać jakiegokolwiek zwierzaka.

-To samiec, ze schroniska. Stwierdziliśmy, że możemy sobie teraz na niego pozwolić po wyjeździe Willa. Przynajmniej mniej brudzi niż twój brat. - zaśmiał się ojciec.

-Dziękuje...zawsze chciałam psa. - stwierdziłam, gapiąc się na słodki, ogromny pyszczek Chow Chowa.

-Nie nadano mu żadnego imienia, więc możesz to zrobić. - zaproponowała mama.

-Trudna sprawa. - westchnęłam, podziwiając jego oczka, matko, jaki on był słodki.

-Spójrz na niego I pierwsze co ci się z nim skojarzy, to będzie jego imię.

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz