3.15.Miłość jest twoją największą słabością.

10.1K 441 893
                                    




-To ta bura kurwa? - Alice przybliżyła twarz do mojego monitora, aby przyjrzeć się profilowemu na Facebooku.

-Tak. - potwierdziłam, oglądając z większej odległości fotografię Michelle na środku kalifornijskiej plaży

-Lepiej aby się nie pojawiała w pobliżu moich rejonów, bo źle się to dla niej skończy. - mruknęła pod nosem blondynka, a ja niemalże widziałam jak ulatuje z niej kłąb czarnego dymu i chytrego planu na pozbawienie tej rudej istoty kończyn.

Alice przybyła do mojego domu następnego dnia po szkole, aby ustalić co się zmieniło w gangu, kiedy jej nie było. Przy okazji wspomniałam o problemie, który pojawił się niedawno i był w tym momencie najświeższym kłopotem, w jakim było nam dane funkcjonować. Blondynka wysłuchała z ogromną uwagą wszystkiego, co miałam do powiedzenia na ten temat, a później oczywiście zaczęła się standardowa wiązanka słów na znienawidzoną już przez nas dwie osobę.

-Ja tu widzę tylko jedno wyjście z tej całej sytuacji. - podsumowała blondynka, przysuwając nogi do klatki piersiowej i siadając wygodnie na łóżko.

-Niby jakie?

-Musisz powiedzieć Bestii co tak naprawdę czujesz, nim ona jeszcze bardziej się do niego zbliży.

Zaśmiałam się sama do siebie, gdy tylko usłyszałam ten durny pomysł. Na pewno nie, nigdy. To było jedyne wyjście, które odpadało i nie miałam zamiaru nawet o tym myśleć. To nawet nie było rozwiązanie. Jedyne co bym dostała, to odrzucenie na ryj i satysfakcję Michelle, że wybrał ją, a nie mnie.

Zabawne, bo przez ten cały czas miałam go sama dla siebie, a zamartwiałam się, że poważnie może mieć kogoś poza. Teraz gdy pojawiła się taka osoba, to dopiero mnie wariacja trafiała i nadal nie potrafiłam docenić tego, co miałam. Jeśli chodziło o niego, to ja zawsze potrzebowałam więcej, jak jakieś samolubne dziecko. Dawał mi palce, a ja chwytałam za całą rękę. Nie wiem, czy było mi wolno, pewnie nie, w końcu nie był tak naprawdę mój, ale korzystałam sobie z tego, że był niczyj. Widząc tą rudą wiedźmę uświadomiłam sobie, że być może zaraz poważnie zacznie do kogoś należeć i wtedy nie będę mogła wykorzystywać naszej wolności i stracę wszelką nadzieję, na jakiekolwiek słowo ''my''.

-Jakieś inne z serii głupich rozwiązań? - westchnęłam, siadając zrezygnowana na łóżko.

-Jesteś Vivienne Logan, zastępczyni gangu, kto inny ma być jego dziewczyną, jak nie właśnie ty? Pasujecie do siebie. - Alice próbowała mnie pocieszyć.

-Jest jeszcze Michelle Timms, wnuczka Micheala Timmsa, przyjaciela jego dziadka. Wygrywa ze mną we wszystkim, a ja nie potrafię jej odszczekać, bo zdaję sobie sprawę, że ma więcej pewności siebie, niż ja i bardziej rozumie swoją pozycję w tym wszystkim.

-Vivi. - Alice złapała mnie za ramię, a ja na nią spojrzałam. - Po co ci była ta terapia? Może i chodzisz w krótkich spodenkach i bikini, może można cię dotknąć, ale do jasnej cholery nadal uważasz się za gorszą od innych. Spójrz w końcu prawdzie w oczy, że to nie ty próbowałaś nabrać wszystkich, że jesteś odważna i pewna siebie, ale samą siebie, że nic nie znaczysz i wpoiłaś sobie to do tej durnej głowy.

-A niby w czym ja mam się z nią równać? - zaśmiałam się bezradnie. - Ona już wygrała. David udowodnił to tym, że powiedział, że to jego bratnia pierdolona dusza i nie chce jej stracić, że to jedyna osoba, która go rozumie.

-A ty jesteś osobą, która wyciągnęła go z więzienia i wygrała dla niego trzydzieści tysięcy dolarów, aby nie musiał uciekać z kraju. Nawet jeśli nie rozumiesz go tak, jak ona to do kurwy nędzy uratowałaś mu życie.

The Beast - JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz