tłumaczenie z tumblra @/ alimartins
-KOCHANIE!
-Karen Wilson- mówi Buck, gdy Eddie już zderzył się z nim cieleśnie, niemal posyłając ich obu na lepką podłogę baru- Miałaś dopilnować, żeby się tak nie upił.
-Nie jestem pijany- mamrocze Eddie po pijanemu w szyję Bucka. Pachnie resztkami jego wody kolońskiej i trochę jak tequila, a jeśli Buck wie coś o swoim mężu, to to, że dostarczanie mu margarity jest najprostszym sposobem na doprowadzenie go do absolutnego napierdolenia.
-Dobrze, kochanie- mówi nieobecnie Buck, klepiąc Eddiego po bokach- Nie jesteś pijany.
Strzela kolejne spojrzenie na Hen i Karen, która owinęła się wokół ramion Hen, głowa w zanurzeniu jej szyi.
-Co się stało z kilkoma drinkami po pracy?
-Nie patrz na mnie- mówi Hen, trzymając ręce w górę w poddaniu.
Karen korzysta z okazji, by połączyć ich palce, a Buck odczuwa tęsknotę za czymś, czego nie ma, dopóki Eddie nie pociera nosem o punkt tętna Bucka, a on nie przypomina sobie, że jednak to ma. Minęły dopiero trzy miesiące od ich ślubu, wcześniej spotykali się tylko dwa miesiące, a czasem wciąż wydaje się, że to sen, jakby Buck miał się obudzić i nic z tego nie będzie prawdziwe. Ale jest prawdziwe. Eddie składa mokry pocałunek na szyi Bucka i jest to tak cholernie prawdziwe.
-Dlaczego pozwoliliśmy im znowu zrobić klub małżonków?- pyta Buck, ale głównie żartuje.
Po drugiej stronie baru Maddie wciągnęła Chimneya na scenę, aby wykonał "We Didn't Start the Fire", Maddie jest na dobrej drodze do zmarnowania się, a Chim wciąż posyła jej czułe spojrzenia przez swój mikrofon, Karen szepcze coś do ucha Hena, co sprawia, że się uśmiecha, a Eddie... Przewraca się, właściwie.
-Woah, woah, woah - mówi Buck, ciągnąc go w stronę jednej z budek przy barze. Delikatnie popycha Eddiego na lepki materiał budki, wodząc dłonią po jego włosach.
-Zaraz spadniesz.
-Kochanie- mówi Eddie, sięgając w górę, aby złapać nadgarstek Bucka. Duże brązowe krowie oczy wpatrują się w niego, lśniąc brakiem trzeźwości i czymś cieplejszym, bardziej miękkim.
-Cześć- mówi Buck z całą sympatią- Jesteś pijany.
-Nie jestem- odpowiada Eddie, trochę oburzony, a potem czkawka tak spektakularna, że Buck może ją poczuć tam, gdzie wciąż jest przyciśnięty do Eddiego- Może trochę. Ale na swoją obronę- kolejna czkawka-Nnaprawdę chciałem.
-Cóż, udało ci się- mruczy Buck, przeczesując swoją wolną rękę w dół twarzy Eddiego, aż do momentu, gdy obejmuje jego szczękę- Co powiesz na to, żebyśmy poszli do domu, hmm? Położyć cię do łóżka?
Oczy Eddiego rozświetlają się.
-Łóżko?
-Do snu- poprawia Buck, pochylając się, aby wcisnąć pocałunek w kącik ust Eddiego- Będziesz tego potrzebował.
-I przytulania- mówi Eddie, próbując przegonić wargi Bucka. Przerywa na chwilę, zagubiony w myślach, a potem mówi:
-Twoim mężowskim obowiązkiem jest przytulanie mnie.
-Chodź, Eds- mówi Buck, ciągnąc go na nogi. Macha Hen przez ramię, obejmuje Eddiego w pasie i zaczyna iść w kierunku drzwi. W stronę domu.
-Wiesz, że dam ci wszystko, co zechcesz.
Eddie przechyla głowę, aż ta opiera się na ramieniu Bucka.
-Wiem, kochanie.
Przechodzą przez całą drogę za drzwi, zanim Eddie zatrzymuje go na chodniku, ręce po obu stronach jego twarzy. Pochyla się i składa na ustach Bucka miękki, ciepły pocałunek, coś delikatnego, prostego i tak cholernie słodkiego, że Bucka boli od tego klatka piersiowa.
Kiedy się wycofuje, Buck szepcze:
-Po co to było?
Eddie szczerzy się, jasny i nieskrępowany i miłość życia Bucka.
-Więcej obowiązków męża.
I co Buck może zrobić, jak tylko pocałować go ponownie? To w końcu jego obowiązek.
CZYTASZ
buddie stories
Romanceopowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje