Tłumaczenie z tumblra @/littlespoonevan
Eddie opiera się o bar, wzrokiem omiatając parkiet. Hen i Karen są w centrum tego wszystkiego, wtulone w siebie i kołyszące się w przód i w tył, a on jest pewien, że reszta gości mogłaby zniknąć, a one nawet by tego nie zauważyły. Zawsze był trochę pod wrażeniem ich związku, ale dziś jest to naprawdę coś niezwykłego.
Bobby i Atena przesuwają się obok niego, mrucząc do siebie w tańcu i nie tracąc ani jednego kroku. Na twarzy Ateny pojawia się chytry uśmieszek i wie, że Buck uważa ich flirt za obrzydliwy, ale Eddiemu zawsze podobało się to, że mimo wszystko potrafią się razem dobrze bawić. Nikt nigdy nie sprawił, że uwierzył w drugą szansę tak, jak oni.
Zauważa, że Chimney prosi Maddie do tańca kilka stolików dalej i uśmiecha się do siebie, gdy ona pozwala mu się poprowadzić na parkiet, pełna niepewnej nadziei. Uważa, że oni też są całkiem dobrzy w dawaniu drugiej szansy.
Coś słodko-gorzkiego i tęsknego wypełnia jego klatkę piersiową, gdy patrzy na nich, jego przyjaciół, jego rodzinę, trzymanych w ramionach swoich partnerów i nie jest nawet pewien, za czym tęskni, ale...
-Jak to się stało, że to my dwaj zawsze lądujemy przy stole z napojami na każdym spotkaniu zespołu?
Buck pojawia się obok niego, opierając się o bar i uderzając ramieniem w ramię Eddiego.
-Nie sądzę, żeby to można było zakwalifikować jako spotkanie zespołu - zauważa Eddie, uśmiechając się, gdy Buck przewraca oczami.
-Nieważne. Jest tu połowa remizy. Jest Athena. Jest moja siostra. Są dzieci wszystkich. Równie dobrze możemy być na podwórku Bobby'ego i Atheny.
A on ma tam Eddiego, który rzuca boczne spojrzenie w kierunku Bucka, obserwując, jak ten przygląda się parkietowi. Jego usta wykrzywiają się lekko w kącikach, gdy zdaje się zauważać Maddie i Chimneya, po czym łagodnieją w uśmiechu, gdy śledzi Hen i Karen.
-Jak się trzymasz?- pyta Eddie, dziwnie zdenerwowany odpowiedzią Bucka. Od zerwania Bucka i Taylor minęło zaledwie kilka dni i choć Buck kocha miłość, zrozumiałe jest, że dzisiejsze otoczenie jej nie daje mu spokoju. Kiedy jednak patrzy na Eddiego, jego wyraz twarzy jest ciepły i otwarty.
-Nic mi nie jest. Szczerze mówiąc, obserwując dziś Hen i Karen, jeszcze bardziej utwierdziłem się w przekonaniu, że słusznie postąpiłem, kończąc to wszystko.
Spogląda z powrotem na parkiet i Eddie widzi w oczach Bucka odbicie swojej własnej tęsknoty.
-Nigdy nie chciałem jej tak kochać- mówi to cicho, roztargniony, z lekkim uśmiechem rzuconym w stronę Eddiego, który rozumie to. On też nigdy nie potrafiłby tak pokochać Any.
-Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie, zawsze lądujemy tutaj, bo popełniamy błąd zaprzyjaźniając się z parami.
Buck parsknął śmiechem, kręcąc głową.
-Tak, cóż, ja i tak nie chcę z kimś tańczyć. Wolałbym spędzić czas z tobą.
Klatkę piersiową Eddiego wypełnia ciepło, pod skórą pojawia się coś, co kojarzy mu się tylko z Buckiem. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, może odwzajemnić ten sentyment, jeśli jest wystarczająco odważny, kiedy przerywa mu stukot znajomych kul.
-Buck- woła Christopher, podchodząc- Pokażesz mi, Denny'emu i Harry'emu, gdzie daliście wcześniej te babeczki? Nie możemy ich znaleźć.
Buck chichocze, unosząc brwi na Eddiego w stylu "obowiązki wzywają", po czym zwraca się do Chrisa.
-Jasne, kolego. Chodźmy.
Eddie patrzy, jak odchodzą, wołając półgłosem:
-Tylko jedną, Chris!
-Ta..tooo- jęczy Chris i słyszy śmiech Bucka.
----------
Nie jest sam zbyt długo, zanim May wypełnia puste miejsce Bucka.
-Dobrze się bawiłeś?- pyta , a on przytakuje.
-Ceremonia była piękna- mówi.
Prawda jest taka, że przez cały czas miał guzek w gardle. Kiedy przyszło co do czego, była to prosta sprawa, ale w przysięgach Hen i Karen było coś tak szczerego i prawdziwego, że niemal zaparło mu dech w piersiach.
-Twoja mama powiedziała mi, że w końcu podjęłaś decyzję w sprawie Dyspozytorni?
May wypuściła oddech, na jej twarzy pojawił się na wpół nerwowy, na wpół podekscytowany uśmiech.
-Tak, po zasięgnięciu opinii prawie każdej osoby w moim życiu.
Eddie śmieje się.
-Czasami warto spojrzeć na sytuację z zewnątrz.
-Jasne – kpi- Tak to nazwiemy.
Spogląda na niego, przyglądając mu się uważnie.
-A co z tobą? Wiesz, czego chcesz?
Eddie zastanawia się, zanim odpowiada. Myśli o swojej zeszłotygodniowej podróży do Teksasu i o tych wszystkich krzykach. Myśli o chwili, gdy dotarł do strefy przylotów na lotnisku i zastał Bucka i Christophera czekających na niego z tabliczką "Witamy w domu!". Myśli o ramionach Bucka, które go obejmowały i o tym, że to było bardziej jak powrót do domu niż przekroczenie drzwi wejściowych. Przez chwilę myśli o tym, jak by to było, gdyby on i Buck dołączyli do innych par na parkiecie, ze splecionymi dłońmi i przyciśniętymi do siebie skrońmi.
Ponownie rozgląda się po ogrodzie i bez trudu go znajduje. Denny i Harry są rozkojarzeni przy deserze, ale Christopher śmieje się histerycznie, wpychając babeczkę w twarz Bucka, podczas gdy Buck mruczy w proteście, udając, że odgania jego ręce.
I nagle przez głośnik przebijają się słowa piosenki, którą słychać tylko w rozmowach gości i brzęku kieliszków.
Etta James śpiewa o poszukiwaniu miłości na całe życie, którą można mieć i trzymać, Buck bawi się z ich dzieckiem, a Eddie kiwa głową. Jakby wyczuwając, że jest obserwowany, Buck spogląda w górę i wpada mu w oko, uśmiechając się promiennie i pięknie, nawet gdy na jego twarzy jest lukier. Eddie uśmiecha się do niego instynktownie, mimowolnie, jakby nie wiedział, jak inaczej mógłby spojrzeć na Bucka.
-Tak- mruczy, oddech staje mu w gardle, gdy oczekiwanie sprawia, że serce mocniej wali mu w piersi- Wiem, czego chcę.
CZYTASZ
buddie stories
Romanceopowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje