81. ,,I czyż nie tego właśnie wszyscy chcemy? ''

31 1 0
                                    

tłumaczenie z tumblra @/ probieeddie 

Pod skórą Bucka pojawiło się uczucie. Coś w rodzaju brzęczenia. Jest tam, kiedy się budzi i kiedy myje zęby. Jest tam, gdy sznuruje buty i bierze kluczyki do Jeepa. Jest tam, gdy wchodzi do remizy, a nasila się stokrotnie, gdy dostrzega Eddiego opierającego się o barierkę.

Buck myśli, że tak łatwo byłoby udawać, że nie wie, co to za uczucie. Łatwo byłoby zwalić to na karb niepokoju, a może na kilka filiżanek kawy za dużo. Ale to byłoby głupie, okłamywać się w ten sposób. On wie, co to jest. Powiedział o tym Maddie, prawda?

To uczucie to miłość.

Eddie odwraca się i zauważa go, uśmiecha się do niego, jakby od ich ostatniej rozmowy minęło ponad dziesięć godzin, a brzęczenie pod skórą Bucka uspokaja się. To uczucie to miłość, a miłość jest dla Eddiego i Buck zaczyna zdawać sobie sprawę, że może zawsze tak było.

-Masz zamiar stać tam cały dzień?- woła do niego Eddie, lekko i przekomarzając się w sposób, za którym Buck tęsknił bardziej, niż kiedykolwiek mógł przypuszczać. Buck spuszcza głowę i uśmiecha się. 

-Trzy zmiany z powrotem i już mi szefujesz, Diaz. Wygląda znajomo.

Eddie śmieje się głośno i swobodnie.

-Może tym razem pominiemy granat, co, Buckley?

Buck myśli, że to uczucie to też szczęście. Może nie jest to uczucie, które powinno się odczuwać tydzień po zerwaniu, ale nie sposób zaprzeczyć temu, jak pulsuje w jego żyłach.

Buck jest szczęśliwy. Maddie wróciła, Chimney wrócił, Eddie wrócił, Taylor odeszła, a Buck jest szczęśliwy. Jest w nim część, która wciąż czeka, aż to wszystko się wokół niego zawali, ale choć raz w życiu ta część jest na tyle spokojna, że potrafi się odepchnąć i odejść.

Biegnie do szatni i szybko się przebiera, nie chcąc tracić ani sekundy cennego czasu przed pierwszym wezwaniem w ciągu dnia. Czasem jest to ledwie dziesięć minut, a czasem godzina i zanim drużyna wróciła do siebie, każda z tych sekund wydawała się nie mieć końca. Teraz jednak Buck chce, aby trwały one jak najdłużej. Może na zawsze, bo właśnie tego szukał przez te wszystkie lata wędrówki.

Wchodząc po schodach, Ravi rzuca mu pomarańczę, którą Buck łapie. Podnosi brew, a Ravi tylko wzrusza ramionami, więc Buck przekazuje pomarańczę Eddiemu, który z niewiadomych powodów przez ostatnie kilka tygodni praktycznie połykał je w całości.

-Daj spokój - jęczy Ravi. Chimney parsknął i poklepał go po ramieniu. 

-Mówiłem, że da je Eddiemu- mówi z uśmiechem, dla efektu żując gumę.

-Ale dlaczego?- jęczy Ravi. Eddie obejmuje Bucka ramieniem, a wolną ręką wielokrotnie podrzuca pomarańczę w powietrze. 

-Ponieważ Buck - mówi miękko i ciepło - Mnie wspiera. 

Oczy Raviego lekko się rozszerzają, a Hen krztusi się kawą. Chimney odrzuca głowę do tyłu i śmieje się.

-I czyż nie tego właśnie wszyscy chcemy?-  mówi z uśmiechem Lucy, zerkając na swoje czasopismo.

-I tak- myśli Buck- rzeczywiście jest.

Spogląda na Eddiego, który wciąż trzyma rękę na jego ramieniu i który już odwraca wzrok. 

-Zawsze tak jest - mówi łagodnie Buck. Eddie pokazuje pomarańczę do obejrzenia. 

-Chcesz się podzielić?

Buck przytakuje.

-Nie psuj sobie apetytu!- krzyczy Bobby z kuchni- Zostały jeszcze tylko dwie minuty na zrobienie quiche. 

-Dobrze, tato - odpowiada Buck, chcąc być sarkastycznym, ale nie mogąc powstrzymać radości w głosie.

-To jest to- myśli, gdy Eddie prowadzi go do stołu. Jego życie. Jego dom. Wszystko, czego szukał. I po wszystkim, po całym tym bólu serca i smutku, udało im się. Wreszcie zaczynają od nowa. Spogląda na swoją drużynę, na swoją rodzinę i powraca to buzujące uczucie.

Tak, to jest miłość.

buddie storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz