51. ,,Ciągłe straszenie mnie na śmierć źle wpływa na morale ''

59 4 0
                                    

Tłumaczenie z tumblra @/rarakiplin

Buck nie zauważa go od razu. Eddie staje w drzwiach szpitalnej sali i przez chwilę patrzy, przygląda się, jak włosy Bucka odczepiają się od żelu, o którego wyrzucenie błaga go Eddie, przygląda się miękkim, opadającym ustom, przygląda się smukłym, znajomym palcom, które beztrosko chwytają kołnierz szpitalnego fartucha.

Jest piękny, nawet zmęczony i niewygodny w szpitalnym łóżku. Za każdym razem, gdy Eddie na niego patrzy, staje się coraz piękniejszy.

Był taki czas, nie tak dawno temu, kiedy Eddie wszedłby do tej sali szpitalnej, złapałby oddech na widok Bucka i szybko by to ukrył. Przełknąłby ją, udawałby dalej, że nie jest beznadziejnie, nieodwołalnie zakochany w Bucku. Jakby sposób, w jaki kochał, kocha i będzie kochał Bucka, nie przewartościował każdej jego części.

Buck w końcu podnosi wzrok, a kiedy jego oczy odnajdują Eddiego, jego twarz rozpływa się w promiennym uśmiechu. Eddie jest bezradny wobec tego uśmiechu, jego serce drży za mostkiem.

-Eddie - mówi Buck, prawie krzyczy, bo leki przeciwbólowe sprawiają, że ma niewyparzony język i jest oszołomiony- Skarbie. Jesteś tutaj!

-Jestem - potwierdza, w końcu przekraczając próg i podchodząc do chwytających go rąk Bucka. Gdy tylko znalazł się w jego zasięgu, Buck wplątał dłoń w materiał koszulki Eddiego, szarpiąc ją niecierpliwie.

-Pielęgniarki myślały, że kłamię, że jestem twoim mężem, żeby dostać się do pokoju.

Buck nuci, jego oczy zamykają się na chwilę, gdy Eddie pochyla się, by złożyć pocałunek na jego czole. Pachnie jak środek antyseptyczny, jak operacja, ale także - zawsze - jak dom. Jak lawendowy proszek do prania, który kupuje i woda kolońska, która należy do Eddiego, ale którą Buck zawsze zakłada w dni, kiedy musi pracować bez Eddiego, żeby nie tęsknić za bardzo i coś wyjątkowego w Buckleyu.

Zniecierpliwiony, Buck opuszcza koszulę Eddiego tylko po to, by zahaczyć palcem o szlufkę jego paska i ciągnąć tak długo, aż Eddie siada na łóżku obok niego, niezwykle ostrożnie wykonując swoje ruchy.

-To ma sens - mówi Buck, opierając skroń o klatkę piersiową Eddiego, gdy już się rozgościł- Obaj jesteśmy tak gorący, że to niesprawiedliwe, że się pobraliśmy. Za dużo gorąca jak na jedno małżeństwo. Źle wpływa na morale.

Eddie prycha, opierając ramię za Buckiem i zginając się w łokciu, aż może powoli, ostrożnie przeciągnąć palcami po włosach Bucka, który co było do przewidzenia, pochylił się w stronę dotyku.

-Ciągłe straszenie mnie na śmierć źle wpływa na morale - mówi, uśmiechając się coraz bardziej, gdy dolna warga Bucka wykrzywia się w grymasie.

-Przepraszam - mówi, opierając dłoń płasko na brzuchu Eddiego i nawet po tylu latach dotyk Bucka przyprawia Eddiego o zawrót głowy. Że ze wszystkich ludzi na świecie Buck wybrał Eddiego, by obdarzyć go bezgranicznym uczuciem.

-Tym razem to nie była moja wina.

------------

Eddie był w sklepie spożywczym, kiedy zadzwonił Bobby, stał przed ścianą makaronów, próbując znaleźć ten wymyślny, który Buck lubi najbardziej. Strach był natychmiastowy, gdy zobaczył imię Bobby'ego na swoim telefonie w środku zmiany Bucka, a ukłucie było znajome, bo oblepiło jego wnętrze.

-Bobby - powiedział do słuchawki, nie mogąc wyciszyć całego kruchego napięcia w głosie, gdy porzucił wózek i ruszył do wyjścia - Czy wszystko z nim w porządku? W którym szpitalu?

Bobby się roześmiał. Eddie zmarszczył brwi, omijając nastoletnią parę, która nie mogła oderwać od siebie rąk na tyle długo, żeby utorować sobie drogę. (Eddie nie mógł ich winić; on i Buck byli równie źli, może nawet gorsi, w ciągu tych pierwszych kilku miesięcy. Chim mógłby twierdzić, że nadal są tak samo źli).

buddie storiesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz