Tłumaczenie z tumblra @/glorious-spoon
Naprawdę nie ma żadnego powodu, dla którego Buck miałby się smucić podczas tego, co obiektywnie rzecz biorąc jest pięknym świętem miłości między dwojgiem jego ulubionych ludzi. Ale oto jest tutaj, schowany w rogu stołu otoczonego gromadą pustych krzeseł, podczas gdy Karen obraca się w ramionach Hen, śmiejąc się, korona z kwiatów zsuwa się na bok jej włosów, Bobby i Athena kołyszą się razem z zamkniętymi oczami, a nawet Maddie i Chim stoją blisko, nie tańcząc, ale zdecydowanie, słodko trzymając się za ręce. Christopher gra na ganku z Dennym i Harrym oraz kilkoma innymi dziećmi, których Buck nie zna, w jakąś skomplikowaną grę karcianą z udziałem potworów, a Eddie gdzieś zniknął i Buck jest sam z kieliszkiem szampana na przyjęciu pełnym szczęśliwych, zakochanych ludzi.
Więc tak, trochę się smuci. Pozwij go.
Tak naprawdę nie chciał tego wszystkiego z Taylor i dobrze o tym wie. Wiedział to od zawsze, jeśli jest ze sobą szczery. Ale chciałby to mieć kiedyś z kimś (stanowczo odmawia wyobrażenia sobie jakiegoś konkretnego wysokiego, szerokiego, ciemnookiego kogoś) i naprawdę zaczyna myśleć, że to się nigdy nie stanie.
-Dąsasz się- mówi Eddie zza jego pleców. Buck podniósł wzrok, gdy się zbliżał. Zrzucił marynarkę i rozpiął jeszcze kilka guzików koszuli, pozostawiając odsłonięte zagłębienie gardła i brzegi obojczyków, lśniące od potu w przyćmionym świetle. Życie Bucka jest głęboko niesprawiedliwe.
-Nie, nie dąsam się.
-Tak, dąsasz- mówi Eddie, kiwa głową w stronę wyłożonego parkietem placu w rogu podwórka, który stanowi parkiet do tańca- Chodź.
-Co?
-No dalej. Wstawaj, tańczymy.
-Ja nie umiem tańczyć- mówi Buck.
Eddie rzeczywiście umie tańczyć, czego Buck nie był świadomy aż do godziny temu, kiedy zobaczył Eddiego wykonującego powolną, ale piękną salsę z gracją z Toni Wilson, która po wszystkim roześmiała się i pocałowała go w oba policzki, a następnie powiedziała coś, co sprawiło, że się zarumienił i potrząsnął głową. Buck nadal jest ciekaw, o co dokładnie chodziło, ale nie miał okazji zapytać.
-Uwierz mi, jestem świadomy. To wolna piosenka. Musisz się tylko kołysać- śmieje się Eddie.
-Będziesz mnie osądzał.
-Przeżyjesz- mówi Eddie- Chodź.
Buck wzdycha, ale szczerzy się, bezradny i głupio szeroki w sposób, jaki tylko Eddie potrafi w nim wydobyć.
-Dobrze.
Pozwala Eddiemu podciągnąć się do góry i czuje, jak coś go kłuje, gdy Eddie nie puszcza jego ręki, gdy już stoi, tylko ciągnie go w stronę parkietu i akustycznego coveru Toni Braxton, grającego z głośników po obu stronach. Nie uspokaja się, gdy druga ręka Eddiego osiada łatwo i znajomo na jego talii ani gdy Buck nieudolnie próbuje odwzajemnić ten gest i nagle staje się boleśnie świadomy solidnego ciepła Eddiego przez jego koszulę.
-Wiesz- mówi, tylko po to, żeby coś powiedzieć, gdy Eddie wciąga go w powolny, kołyszący taniec- Chyba nie tańczyłem z nikim od czasu balu maturalnego. To bardzo denerwujące. Nerwy mi puszczają.
Eddie nie śmieje się z niego, co jest jego zasługą. Uśmiecha się tylko lekko i stuka palcami w bok Bucka, gestem, który prawdopodobnie miał być kojący, ale przyniósł dokładnie odwrotny skutek.
-To nie musi nic znaczyć. Po prostu wyglądało na to, że przydałoby ci się odwrócenie uwagi.
-Och- mówi Buck.
CZYTASZ
buddie stories
Romanceopowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje