tłumaczenie z tumblra @/ dinogoose
-Zatańcz ze mną.
Ręka Eddiego jest wyciągnięta, dłoń skierowana do góry, zapraszająca Bucka do tańca. On się waha.
-Eddie... nie możemy tak po prostu zatańczyć- mówi, nie mając lepszego argumentu. Delikatny uśmiech na twarzy Eddiego nigdzie nie znika, w rzeczywistości rośnie jeszcze bardziej sympatyczny. Ponownie szturcha jego rękę do przodu.
-Chodź! To będzie zabawa. Może jesteś nieskoordynowany, ale jestem pewien, że nadążysz- droczy się brunet, wywołując u Bucka uśmiech.
Dom Eddiego jest ciemny, słońce zaszło już dawno temu. Półksiężyc nie daje żadnego oświetlenia, a jedynym źródłem światła jest telewizor. Na ekranie pojawiają się napisy końcowe, a z głośników Eddiego płynie delikatna piosenka miłosna. Eddie zwrócił się do Bucka, gdy piosenka zaczęła grać, mówiąc:
-Moje siostry nauczyły mnie tańczyć przy tej piosence.
Wyobrażenie tego sprawiło, że w głowie Bucka zrobiło się niewyraźnie i ciepło, a jego serce trysnęło uczuciami, których już nie tłumił.
Wtedy starszy mężczyzna sprężyście wstał, tak jak grał refren, wyciągając rękę, by pociągnąć Bucka za sobą na nogi.
-Dobrze.
Bierze rękę Eddiego, pozwalając mu pomóc mu wstać. Nawet gdy już stoi, Eddie nie puszcza, zamiast tego trzymając mocniej.
Jego dłoń jest ciepła i zgrubiała. Szorstkie krawędzie i blizny związane z bezpieczeństwem i komfortem. Dłonie kogoś, kto walczył i zmagał się z życiem. Buck chce studiować ręce Eddiego. Chce studiować każdą część jego ciała.
-Mam dwie lewe stopy, więc możesz złamać palec lub trzy- mówi mu Buck, a Eddie śmieje się, hałas jest cudowną melodią dla uszu Bucka. Eddie kładzie drugą rękę na talii blondyna.
Ciepło przesącza się przez materiał jego koszuli, parząc Bucka. Ma myśl, żeby sprawdzić, czy ręce Eddiego rzeczywiście płoną.
-Będzie warto.
Oczy Eddiego marszczą się radośnie, a Buck czuje, że się rumieni. Buck podnosi sztywne ramię, opierając dłoń na ramieniu Eddiego. Ich dłonie są spięte razem, uniesione w powietrze, aby wejść w formację.
-Spokojnie. To tylko my- mówi Eddie na tyle blisko, że Buck czuje jego oddech, ciepły na twarzy.
Ma rację, to tylko oni, Buck i Eddie. On jest głupi. Jeśli jest z Eddiem, to nic mu nie grozi.
Wzdychając, rozpływa się pod dotykiem Eddiego, pozwalając sobie wreszcie na rozkoszowanie się tym.
Piosenka powtarza refren jeszcze raz, a Eddie zaczyna ich kołysać tam i z powrotem. Delikatne kołysanie. Buck stwierdza, że podąża za nim, tak jak robi to codziennie, we wszystkim. Są partnerami w każdym znaczeniu tego słowa i Buck zrobiłby wszystko, byle tylko Eddie był przy nim.
-Podążaj za moimi krokami- instruuje Eddie przed powolnym stawianiem kroków.
Lewa stopa Eddiego rusza do przodu, prawa idzie po przekątnej. Następnie przynosi lewą stopę do swojej prawej, przed krokiem do tyłu z jego prawą. Jego lewa stopa idzie za nim w bok. W końcu jego prawa stopa łączy się z lewą, w tym samym miejscu, w którym zaczął.
-Wystarczająco proste, prawda?
Buckowi kręci się w głowie, ale i tak przytakuje. Daj spokój, jest wielkim, silnym strażakiem, jak trudny może być taniec...
-O kurwa! Przepraszam.
Nadepnął Eddiemu na stopę. Buck krzywi się, gdy Eddie tylko potrząsa głową. Znowu się rusza, Buck obserwuje go uważnie.
W końcu Buck opanowuje to, poruszając się z gracją z mężczyzną, którego kocha, nawet gdy film się kończy, a jedynym dźwiękiem w pokoju są ich oddechy. Jego serce już nie boli z miłości , teraz śpiewa, harmonizując z jego duszą, oddając całą swoją istotę mężczyźnie, który stoi przed nim.
Mimo że Buck jest wyższy, pochyla się, by oprzeć głowę na ramieniu Eddiego. Drugi mężczyzna dotyka jego boki w górę i w dół kojącym ruchem.
-To jest miłe- szepcze, stłumiony przez sweter Eddiego, który nuci w zgodzie.
-Piosenka się skończyła- mówi Eddie po chwili, nie przestaje się jednak kołysać. Buck tylko przytakuje, świadomy ciszy, świadomy tego, że jedynym światłem w pokoju jest światło piekarnika.
Pocałunek zostaje złożony na jego włosach, wargi pozostają o chwilę za długo, ale też nie za długo.
-Jestem całkiem pewny, że na mnie zasypiasz- Eddie wypowiada te słowa blisko ucha Bucka.
-To ty chciałeś tańczyć tak późno- kłóci się Buck, ale jego głos jest zbyt szczęśliwy, by mógł zadziałać.
-Mmm. Przepraszam, następnym razem będę pamiętał, że jesteś teraz stary. Nie mogę mieć cię przytomnego po twoim czasie snu- szydzi Buck, kopiąc Eddiego w goleń. Eddie śmieje się, przygryzając wargę, żeby nie być zbyt głośnym.
Buck odsuwa się, by spojrzeć na niego, na tego śmiesznego człowieka, który chciał tańczyć bez powodu.
W tym spokojnym domu, który przez lata stał się domem Bucka, Buck czuje się odważny. Chce wylać swoje serce, swój mózg, dla Eddiego.
Chce mu powiedzieć, że zaczął się zakochiwać po trzęsieniu ziemi, nigdy nie przyznając się do tego przed sobą, aż do momentu, gdy Eddie został uwięziony w studni, pozostawiając Bucka, by desperacko przedzierał się przez ziemię do niego.
Chce mu powiedzieć, jak bardzo czuje się bez niego niekompletny. Osoba, której brakuje fundamentalnej części siebie.
Chce powiedzieć Eddiemu wszystko, ale na razie zacznie prosto.
-Kocham cię.
Te słowa to wyznanie, fakt, prawda. Zawsze prawda.
-Wiem- mówi Eddie, a jego zęby szturchają. Buck szturcha go w żebra.
-Ja też cię kocham. Chociaż kochałbym cię bardziej, gdybyś przestał mi nadeptywać na palce i poszedł ze mną do łóżka.
Buck wpatruje się, podziwiając Eddiego w ciemności. Mimo że nie widzi zbyt wiele, Eddie jest nadal najpiękniejszą osobą, jaką Buck kiedykolwiek spotkał.
-Ostrzegałem cię!- szepcze Buck, Eddie tylko parsknie śmiechem potrząsając głową. Niewypowiedziane słowa są przekazywane poprzez spojrzenia. Znają się nawzajem, wiedzą co będzie dalej. Nawet jeśli jest to przerażające i trudne, zawsze będą mieli siebie.
Eddie ciągnie ich obu do swojej sypialni. Jego ręka nigdy nie opuszcza dłoni Bucka.
CZYTASZ
buddie stories
Roman d'amouropowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje