Tłumaczenie z tumblra @/rewritetheending
-Ile razy byłeś zakochany?
Eddie upuszcza łyżkę, którą właśnie wyciągnął z szuflady na sztućce, krzywiąc się z powodu jej zbyt głośnego lądowania na kuchennej podłodze, najwyraźniej tak samo zaskoczony słysząc pytanie Bucka, jak i Buck, że je zadał. Buck oczywiście zastanawiał się nad tym i pomyślał, że w pewnym momencie znajdzie sposób, żeby to poruszyć, ale jest druga w nocy, a oni są na stacji i to naprawdę nie jest odpowiedni czas ani miejsce.
Z drugiej strony, on i Eddie wydają się mieć problemy ze znalezieniem czasu i miejsca na wiele rozmów w tych dniach, więc może pozwolenie, by jego myśli po prostu wypływały z ust bez ostrzeżenia, jest właściwą drogą. Eddie pochyla się, żeby podnieść łyżkę, potem odwraca się w stronę zlewu, żeby ją umyć, plecami do Bucka, kiedy odpowiada.
-Dwa razy ... raz. Raz?
Buck czekał, aż Eddie wróci do gorącego kakao, które przygotowywał przed przerwą, dwa kubki na wyspie między nimi, wszyscy inni śpią spokojnie w pokoju na pryczy. To był długi dzień i Buck zastanawia się, czy właśnie nie skazał ich na jeszcze dłuższą noc.
-Półtorej?- pyta Buck. Eddie wzdycha, zamierzając wpatrywać się w kłęby pary, gdy się porusza.
-Ja... tak? Może.
-Czy możesz to zrobić, chociaż? Być w połowie zakochanym? Myślałem, że to jedna z tych rzeczy typu wszystko albo nic.
-Nie. To znaczy, tak, to jest. Ale jeśli próbujesz nie...- Eddie przestaje mieszać i w końcu patrzy na Bucka- Dlaczego mnie o to pytasz?
-Jeśli próbujesz nie ?
-Dlaczego mnie o to pytasz?- powtarza Eddie.
Buck nie odpowiada od razu, myśli, że może jest jeszcze szansa, by dołożyć to do wszystkich innych niewypowiedzianych rzeczy, do niepewnej wieży ze słów, które mogłyby go udusić, gdyby kiedykolwiek spróbowały się odezwać. Nie ma wątpliwości, że Eddie pozwoliłby mu zmienić temat - czy to zaprzeczenie, czy wiara, Eddie wydaje się pewny, że wieża pozostanie na swoim miejscu, bez względu na to, jak bardzo rozrósł się rzucany przez nią cień.
Eddie odsuwa się, a Buck czeka, aż sięgnie po torebkę mini pianek, żeby odpowiedzieć.
-Taylor powiedziała mi, że mnie kocha, a ja powiedziałem jej to samo.
Mini pianki wypadają z dłoni Eddiego, śledząc drogę łyżki sprzed kilku minut. Eddie nie robi żadnego ruchu, żeby je podnieść, jego twarz jest frustrująco obojętna w obliczu wyznania Bucka, który nie jest pewien, jak spodziewał się reakcji Eddiego, ale ta nicość trochę go ukłuła. Podchodzi do Eddiego od strony wyspy i podnosi torbę z podłogi, wyciągając ją do Eddiego, jakby sam kontakt miał sprawić, że Eddie zareaguje. W jakiś sposób tak jest.
-Ok, więc ją kochasz - mamrocze Eddie, dodając zbyt wiele pianek do gorącego kakao. A może jest po prostu przemęczony, ale Buck myśli, że ręka Eddiego trochę się trzęsie.
-Powiedziałem, że ją kocham- wyjaśnia Buck- Ale to... nigdy... myślę, że może to miało być inne uczucie niż było.
-Jakie to było uczucie?
Buck przerywa, marszcząc brwi, gdy próbuje opisać ten moment w swojej kuchni.
-Może odległe? Albo jakby to były słowa, które zbyt długo siedziały na moim języku i stały się nieświeże? Nie wiem ... po prostu nie czułem się sobą.
W wyrazie twarzy Eddiego pojawia się migotanie czegoś (w końcu) , ale wczesne godziny poranne nie są na tyle łaskawe, by Buck mógł to zdefiniować. Buck chce go złapać za ramiona i błagać, żeby przestał tak stać i nie mieć nic do powiedzenia, chce, żeby Eddie wyjaśnił, co jest nie tak z nim lub z nimi, mimo że Buck nie wie, o którego z nich chodzi. Jest wyczerpany i zdezorientowany, powinni po prostu wypić kakao i pójść do łóżka, ale cisza zmusza Bucka do jej wypełnienia.
-To wszystko, czego chciałem ... albo myślałem, że chcę. Ktoś, kto by mnie kochał i ktoś, kogo ja mógłbym kochać z powrotem. Ale potem byliśmy tam i...
-To nie wystarczyło.
To dość mocne uderzenie, to prawie echo pytania, które Buck kiedyś zadał o Anę i Eddie próbuje je złagodzić, podając Buck'owi jeden z kubków. Nie robi nic, by zmniejszyć zakłopotanie Bucka, gdy ich palce stykają się, gdy Buck owija dłoń wokół ciepłej ceramiki.
-Nie, chyba nie- przyznaje Buck- Ale właśnie dlatego zapytałem ciebie. Bo możesz mi powiedzieć, jak to jest być naprawdę zakochanym.
-Nie sądzę, że mogę- szepcze Eddie.
-Ale byłeś zakochany w Shannon, a potem powiedziałeś dwa razy, więc... -głos Bucka słabnie, a jego żołądek skręca się, choć nie jest to zupełnie nieprzyjemne i Eddie patrzy, jak Buck dochodzi do końca zagadki, o której nie wiedział, że ma ją rozwiązać. Po prostu założył, że drugą osobą była Ana, a wahanie Eddiego wynikało z tego, że nigdy nie był w to w pełni zaangażowany, tak jak ona, ale Eddie wpatruje się w niego oczami zbyt szeroko otwartymi, żeby je zamknąć, a milion małych rzeczy nagle nabiera sensu.
-Tak- mówi Eddie, podnosząc swój kubek do ust- Tak.
Oboje piją przez chwilę, a Buck nie wie, czy cisza na stacji ich drażni, czy daje jakieś pocieszenie. Daje mu to do myślenia, a jest tyle do powiedzenia, ale...
-Przepraszam.
I nie jest do końca pewien za co przeprasza, poza tym, że to nigdy nie miało się tak potoczyć, nawet jeśli Buck nie zdawał sobie sprawy, że to się w ogóle stanie.
-Nie przepraszaj- mówi mu Eddie, szorując dłonią po twarzy i czekając kolejne kilka sekund, zanim zacznie kontynuować- Być zakochanym to chcieć wiedzieć więcej, widzieć więcej, dotykać więcej, przez cały czas. Chcieć, żeby ta druga osoba była blisko ciebie, bo coś jest nie tak, kiedy jej nie ma. Chęć uszczęśliwienia ich, ponieważ ich uśmiech jest najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałeś. I to wszystko może się do ciebie zakraść, ponieważ bycie zakochanym dzieje się bez twojej zgody, tak jak oddychanie. To po prostu jest tam pewnego dnia, najbardziej naturalna rzecz na świecie, nawet jeśli nie pamiętasz sekundy, w której to się zaczęło.
Zbyt wiele wspomnień z ich przyjaźni -każde z nich pokryte większą ilością emocji niż poprzednie - owija się wokół serca Bucka i sprawia, że każde uderzenie jest o wiele silniejsze. Stoją bliżej siebie niż przez długi czas, ciepło zarówno znajome, jak i nie i to wszystko jest przerażające i zawrotne i o wiele za późno, by udawać, że ma nad tym jakąkolwiek kontrolę, ale Buck i tak się kłóci.
-Ludzie jednak przestają oddychać. I ludzie przestają się kochać.
Eddie wzrusza zmęczonym ramionami.
-Jasne. Ale w obu przypadkach oznacza to, że coś innego poszło bardzo, bardzo źle.
Następny wdech Bucka jest powolny i celowy, ale nie wie dlaczego. Wie, że chce pocałować Eddiego i że na każde pytanie dotyczące Taylor znalazł odpowiedź już jakiś czas temu, ale zamiast tego bierze łyk gorącego kakao, połykając je z gorzką potrzebą zaprzeczania wszystkiemu jeszcze trochę dłużej.
-I tak jest tego warta?
-Tak- mruczy Eddie, przyciskając dłoń do boku twarzy Bucka i przeciągając kciukiem roztopioną piankę z wargi Bucka- Ponieważ tak długo jak to trwa, da ci to rękę, po którą będziesz mógł sięgnąć w najgorszym momencie swojego życia. Da ci kogoś, kogo będziesz mógł zobaczyć, zanim reszta świata stanie się czarna.
To samolubne i może niesprawiedliwe dla wszystkich, ale Buck wtula się w dotyk Eddiego i pozwala, by oczy mu się zamknęły. Chce tego, tej odrobiny wieczności, którą Eddie obiecuje, i myśli, że może ją mieć już niedługo. Musi tylko...
-Muszę z nią porozmawiać. Ja... ona nie jest...
Jego głos się łamie, ale Eddie szturcha go, żeby dokończył.
-Ona nie jest czym?
Buck otwiera wtedy oczy i wszystko, co czuje - poczucie winy i nadzieję i pożądanie i strach i miłość - odbija się w nim z powrotem.
-Ona nie jest najpiękniejszym uśmiechem, jaki kiedykolwiek widziałem.
CZYTASZ
buddie stories
Romansopowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje