Tłumaczenie z tumblra @/buckupbuttercup
Eddie może tylko wpatrywać się z niedowierzaniem w rozpadające się szczątki budynku, który stoi przed nim. Dach zawalił się na zachodniej ścianie, a pióropusze popiołu i żaru unoszą się ku nocnemu niebu. To tylko kwestia czasu, zanim reszta dachu się zawali. Bobby widział, że to się zbliża, odwołał poszukiwania i wyciągnął ich z domu, zanim mogliby zostać wciągnięci w zawalenie. I tak się stało. Wycofali się zgodnie z rozkazem. Buck był tuż za nim. Dopóki nie był.
Teraz Eddie czuje pusty ból w klatce piersiowej, gdy dociera do niego implikacja. Buck wciąż gdzieś tam jest, blisko zachodniej ściany, bo to był ich kwadrant poszukiwań. Zachodnia ściana, która rozpada się na ich oczach, cegły ustępują i walą się do środka, gdy płomienie pożerają wszystko na swojej drodze. Buck wciąż tam jest.
Zrobił tylko jeden krok, zanim ręce wepchnęły się w jego ekwipunek, przerywając ruch. Chce z nimi walczyć, błagać, żeby go puścili, ale powietrze zostaje wyssane z jego płuc, gdy uderza go oszałamiająca myśl. Jak ma żyć bez Bucka? Zrobił wszystko, by zapewnić Chrisowi i Buckowi opiekę na wypadek swojej śmierci, ale ani razu nie pomyślał o alternatywnym rozwiązaniu. Nigdy nie przypuszczał, że będzie próbował pozbierać się do kupy. Koniec z wieczorami filmowymi, nocnymi pogawędkami przy piwie, dniami spędzanymi w parku tylko we trójkę, zasypianiem przy cichym chrapaniu Bucka i budzeniem się przy dźwiękach śmiechu i zapachu bekonu. Żadnej przyszłości, w której żyliby długo i szczęśliwie.
Mały, bolesny odgłos wymyka mu się z gardła, gdy obserwuje, jak kolejne fragmenty dachu zapadają się do środka. Linie gaśnicze z trzech różnych stacji z pełną mocą walą w płomienie, ale one wciąż szaleją. Ręce na jego plecaku próbują odciągnąć go do tyłu, ale Eddie nie może się ruszyć. Choć boli go to bardzo, nie może odwrócić wzroku. Buck wciąż tam jest, a Eddie przysiągł sobie, że zawsze będzie go wspierał, że nigdy go nie zostawi.
Dopiero gdy przykuwa wzrok do pomarańczowej poświaty bijącej z rozbitych okien i drzwi, dostrzega ją. Ruch. Cień przesuwający się wśród płomieni. Wydaje mu się, że oczy płatają mu figle, ale powoli układa się w postać człowieka. Buck.
Eddie wyrywa się z trzymających go rąk i pędzi do przodu, by w porę złapać potykającego się Bucka. Jego ręce zaczepiają się o ramię Bucka, podtrzymując jego ciężar przez chwilę, gdy jego równowaga go dogania. W momencie, gdy stabilizuje swoją wagę, Eddie uwalnia go, by pozbawić go jego sprzętu, brzęcząc wewnątrz niego z rozpaczą, że Buck jest w porządku. Szybkim szturchnięciem zdejmuje hełm Bucka, po czym uwalnia paski maski Bucka i zdejmuje osłonę. I oto jest. Skóra zarumieniona, włosy zmierzwione od potu, sadza rozmazana w załamaniach twarzy od maski, dyszący z wysiłku, gdy kołysze się w miejscu. Ale kiedy ich oczy się spotykają, są czyste. Nie ma w nich bólu, tylko strach.
Porusza się, zanim się zorientuje, ręce chwytają boki twarzy Bucka i ciągną go w dół, aż ich usta zderzają się ze sobą. Buck wydaje z siebie zaskoczony dźwięk, ale jego ręce, gdy chwytają się ramion Eddiego, przyciągają go bliżej. Jest to pospieszne i desperackie, ale wypełnia każdą pustą przestrzeń w klatce piersiowej Eddiego, tak że ten aż pęka z miłości i szczęścia. Czuje, że Buck żyje pod jego dłońmi, pod jego ustami, wlewa powietrze z powrotem do jego płuc i życie z powrotem do jego serca.
-Myślałem, że cię straciłem- szepcze, opierając ich czoła o siebie- Nigdy więcej tego nie rób.
Buck wycofuje się na tyle, by spojrzeć na niego, szeroko otwartymi oczami. Schyla głowę, gdy wstydliwy uśmiech zaczyna ciągnąć się za kąciki jego ust. Kiedy jednak spogląda z powrotem w górę, jego uśmiech jest tak jasny, że mógłby rywalizować ze słońcem. Strach migoczący w jego oczach znika, zastąpiony przez miłość. Przyciąga Eddiego z powrotem do siebie, mamrocząc obietnice i zapewnienia pod jego ustami.
-Nic mi nie jest, jestem tutaj. Nigdzie się nie wybieram. Nic mi nie jest.
-Uh, chłopaki?
Dźwięk głosu Chima wyciąga ich z powrotem z ich bańki na tyle długo, aby zdać sobie sprawę, że reszta zespołu stoi tam, wpatrując się w nich.
-Jest dobrze- mówi im Buck, zanim zwróci swój wzrok z powrotem na Eddiego- Wszystko jest dobrze.
Ktoś niezręcznie chrząka przez gardło, próbując zwrócić na siebie ich uwagę, ale oni nie mogą oderwać od siebie wzroku.
-To świetnie, Buck, ale wciąż mamy pożar do ugaszenia.
Uświadamiają sobie, że prychnięcie wymyka się Buckowi i obaj się śmieją.
-Racja. Możemy się tym zająć później.
Eddie nie może się powstrzymać i przechyla się do przodu, by skraść jeszcze jeden pocałunek, zanim się odsunie.
----------
Następnego ranka, w całym Los Angeles ten sam nagłówek pojawia się w gazetach.
,,Iskry w opuszczonym magazynie, więcej niż budynek się pali"
Jednak zamiast zdjęcia spalonej skorupy magazynu, jest zdjęcie dwóch strażaków, którzy trzymają się w ramionach, a ich usta spotykają się po raz pierwszy.
CZYTASZ
buddie stories
Romanceopowieści o dwóch strażakach, którzy próbują odnaleźć drogę do siebie i zwykle im się to udaje