128-Jesteś z federalnych?

248 28 12
                                    

ALASTOR:
W końcu spadł śnieg i zaczynał się grudzień.
Prohibicja lada dzień miała zostać zniesiona, a mój związek z Anthonym układał się bardzo dobrze.
Mogłem rzec że moje życie toczyło się po dobrych torach, zważywszy na to że mordowałem ludzi już od paru lat, a wciąż nikt mnie nawet nie podejrzewał.
Szedłem właśnie do pracy, patrząc na zaśnieżony chodnik i myśląc o tym co dziś będziemy robić w stacji radiowej.
Ulice były puste o tej porze, bo było wcześnie rano.
Akurat dziś nawet samochody nie przejeżdżały.
Nagle dotarło do mnie że słyszę za sobą kroki, a konkretnie to odgłos kroczenia po śniegu.
Przystanąłem, a odgłos też ucichł.
To nie były moje kroki.
Ktoś mnie śledzi i zatrzymał się dokładnie w momencie, w którym ja.
Spojrzałem za siebie, ale nikogo nie widziałem.
Jedynie ślady, które świadczyły że ktoś schował się za ścianą.
Zmarszczyłem brwi, obróciłem sie i z powrotem ruszyłem przed siebie.
Znowu usłyszałem cichy odgłos stąpania po śniegu.
Włożyłem ręce do kieszeni, by wyczuć pod palcami złożony nóż, i wszedłem do zaułka.
Natychmiast przylgnąłem do ściany, czekając.
Tak jak oczekiwałem, w zaułku szybko pojawił się jakiś mężczyzna.
Na początku mnie nie zauważył, co postanowiłem wykorzystać.
Natychmiast chwyciłem go i przycisnąłem do tynku, jednocześnie przykładając mu ostrze do gardła.
-Jesteś z federalnych?-Wycedziłem, przechodząc od razu do najważniejszego.
-Co? Nie!-Uniósł ręce.
-To dlaczego mnie śledzisz? Kim jesteś? Kto Cię najął?
-Taki wysoki blondyn. Miał różnokolorowe oczy.-Powiedział.
Moje oczy powiększyły się.
-Co..?



To się wyda

|RADIODUST| Krwawa miłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz