Rozdział 29

707 28 0
                                    

Maddie

Chciałam zrobić dobre drugie wrażenie na Pani Stone. Na dzisiejszą kolację wybrałam cielistą, rozkloszowaną sukienkę z paskiem i szare szpilki. Ostatni mój strój pozostawiał wiele do życzenia. Przemierzaliśmy ulice Nowego Jorku, aż wyjechaliśmy poza miasto. Adam był wyjątkowo spokojny.

- Nie denerwujesz się?

- Niby czym? Kolacją?

- Tak!

- Kotku, to tylko moja rodzina. Taka jak każda inna. Wiesz mi nie wyróżnia się zbytnio. – Złapał mnie za rękę i pogładził czule.-

- Może ale mimo wszystko mam dziwne przeczucie.

- Będzie dobrze. Nie martw się. Ale czy przejmujesz się tylko to kolacją? – Wiedziałam, że chodzi mu o wcześniejszy telefon od mojego ojca.-

- Rozmawiałam dzisiaj z tatą i zatęskniłam za domem. – Nie mogłam powiedzieć mu prawdy. Póki co nie pozna tej części mojego życia.-

- Aha.

Po kilkudziesięciu minutach byliśmy na miejscu. Dom był przepiękny. W starym stylu. Biała elewacja w połączeniu z oplatającym ją bluszczem dawała niesamowity efekt. Drzwi otworzyła nam pokojówka.

- Państwo Stone czekają w salonie.

- Dziękuje, a czy mój brat już przyjechał? – Adam zwrócił się do kobiety.

- Tak.

Udaliśmy się na spotkanie z rodziną. Wnętrze domu było urządzone z rozmachem. Obrazy na ścianach, rzeźby, stare meble. Jednak wszystko zostało połączone w taki sposób, aby stworzyć prawdziwie domowy klimat.

- Adam. Synku. –Kobieta podeszła i ucałowała czule Adama. Ojciec natomiast przywitał się z nim w męskim stylu. Mimo swojego wieku był bardzo przystojny. Już wiem po kim Adam odziedziczył urodę.-

- Mamo, tato. To Madeline Jenkins. Moja dziewczyna.

- Bardzo mi miło. - Powiedziałam stremowana.-

- Tak wiem. Miałyśmy okazję się już poznać, pamiętasz?- Odezwała się kobieta.-

- Witaj w rodzinie. Cieszę się, że wreszcie znalazł się ktoś kto sprowadził mojego syna na właściwą drogę. – Powiedział mężczyzna.-

- Czy to mój młodszy braciszek pojawił się w domu? – Usłyszeliśmy głos, po czym zauważyliśmy zmierzającą w naszym kierunku parę.

- Maddie to mój starszy brat Peter, a ta piękna kobieta to Jennifer, jego żona. – Przywitaliśmy się. Peter był nieco niższy od Adam, natomiast dziewczyna wydawała się być bardzo sympatyczna. Ciemnobrązowe włosy spływały kaskadą po jej plecach. Nie była zbyt wysoka, jednak miała niesamowity uśmiech. Pasowała do tej rodziny.-

- A gdzie jest Dylan? To ich synek.- Wytłumaczył mi Adam.-

- Został z opiekunką.- Odpowiedziała mu Jennifer.-

- Kolacja podana. – Gosposia zaprowadziła nas w kierunku jadalni. Zajęłam miejsce obok Adama.-

- Nie jesteś chyba tutejsza Maddie. – odezwał się najstarszy ze Stoneów.-

- Nie Panie Stone. Pochodzę z Canton w Ohio.

- Proszę mów mi George.

- Dobrze.

Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz