Rozdział 86

434 17 0
                                    

Maddie

Wracałam przepełniona optymizmem, który wcześniej utraciłam. Malował mi się na twarzy szeroki uśmiech. Zbladł on jednak gdy zauważyłam, że Adam nie jest już sam. Na jego ramieniu uwieszona była drobna, ciemnowłosa kobieta ... Missy. Byli pogrążeniu w dyskusji. Jednak gdy Adam napotkał mój wzrok powiedział coś do niej, a ona odwróciła się w moim kierunku gromiąc mnie spojrzeniem. Podeszłam do nich jakby jej obecność nie robiła na mnie największego wrażenia.

- Dobrze, że już jesteś.- Adam odezwał się jako pierwszy.- Musimy niestety przełożyć nasz pojedynek.- Posłał mi blady uśmiech. Ja natomiast nie starałam się nawet ukryć rozczarowania.- Gdy cię nie było doszło do małego incydentu.- Kontynuował.-

- Ooo...- Czyli to nie Missy była przyczyną, że nasz wspólny czas dobiegł końca. Myśl ta dała mi pocieszenie, ale jak się później okazało tylko na chwilę.-

- Duży M przeholował z alkoholem.- Wskazał na mężczyznę koło czterdziestki. Siedział pochylony na jednym ze stołków przy barze, a inny mężczyzna go przytrzymywał. Zapewne aby nie spadł. Po jego wyglądzie łatwo można było się domyślić skąd wzięła się jego ksywka. Musiał mieć ponad dwa metry wzrostu i ważyć przynajmniej sto kilogramów.- Tak więc muszę pomóc Santiemu go odwieść. Miał na myśli zapewne tego drugiego.-

- Rozumiem. Nie martw się o mnie i rób co musisz. Poczekam tu na ciebie.- Adam pokręcił głową na moje słowa.-

- Nie. Nie ma takiej potrzeby, a poza tym i tak nie zostawiłbym cię tu samej. Wrócisz do domu z Missy.- Dziewczyna chyba musiała wcześniej wiedzieć o planie Adama bo teraz uśmiechała się do niego słodko.-

- Kochanie wiesz, że możesz na mnie zawsze liczyć. Będę czekać na twój powrót w naszym miejscu. Jesteś mi coś winien.-Przejechała swoimi ostrymi paznokciami po jego torsie. Na szczęście miał koszulkę bo w przeciwnym razie jego skórę zdobiły by teraz czerwone pręgi. Ledwo się powstrzymywałam przed odciągnięciem jej od niego.  Jednakże Adam zignorował jej słowa i pseudo czułości. Zwrócił się ponownie do mnie.-

- Możemy tak zakończyć ten wieczór?

- Tak. O mnie się nie martw.- Moja odpowiedź przyniosła mu widoczną ulgę. Adam odszedł do mężczyzn przy barze pozostawiając nas same. Po chwili cała trójka wyszła z baru. Myślałam, że my również udamy się do auta, ale byłam w błędzie. Missy podeszła się do swoich znajomych zostawiając mnie samą. Opuściłyśmy lokal dopiero po dobrych dwudziestu minutach. Jechałyśmy w ciszy. Missy nie włączyła nawet radia. Nie przeszkadzało mi to. Chciałam jak najszybciej zakończyć to podróż.  Wyglądałam przez okno, ale trudno było mi coś dojrzeć, wokół panowały ciemności. Nie wiedziałam nawet czy jedziemy dobrą drogą gdyż nie znałam tej okolicy. Samochód zatrzymał się po jakimś czasie. Otaczały nas ze wszystkich stron pola więc na pewno nie dojechałyśmy jeszcze na farmę.

- Wysiadaj!.- Missy powiedziała ostrym głosem.-

- Słucham? - Odwróciłam się do niej zaskoczona jej nagłym i niespodziewanym wybuchem.-

- Wysiadaj z tego pieprzonego samochodu!.- Chyba nie mówiła poważnie.- Mam ci pomóc?!- Zniknęła miła dziewczyna, którą była jeszcze kilkadziesiąt minut temu przy Adamie. -

- Posłuchaj, nie wiem...

- Nikt nie będzie podrywał mojego chłopaka bezkarnie.- Ona miała na myśli Adama.- Myślisz, że nie wiem, że to wszystko zaplanowałaś. Zdążyłam tylko wyjechać, a ty już go obłapiasz jakbyś miała do tego jakiekolwiek prawo. Gdy ojciec zadzwonił i dowiedziałam się, że pojechaliście do pubu od razu wróciłam. Sądziłaś, że pozwolę zaciągnąć ci go do łóżka??- Ostatnie słowa wypluła z siebie z jadem, od którego przeszedł mnie dreszcz.-

- Jesteś w błędzie... - Starałam się jakoś załagodzić całą sytuację ale bez skutecznie.-

- Wysiadaj!- Wrzasnęła.-

- Missy...

- Teraz!- Nie wiedząc co mogę jeszcze zrobić wysiadłam z samochodu, który zaraz odjechał z piskiem opon. Zostałam sama. Zaczęłam iść kierując się wzdłuż głównej drogi.  Czyżby te wszystkie wydarzenia to był jakiś znak?. Może już czas abym odpuściła? Im dłużej nad tym myślałam tym bardziej utwierdzałam się w tym przekonaniu. Wyciągnęłam telefon z zadzwoniłam do Heather. Niestety od razu włączyła się poczta. Zdecydowałam się nagrać jej krótką wiadomość.

- Cześć. Heather, tu Maddie. Dzwonię aby poinformować cię, że chciałabym już wrócić do Nowego Jorku. Najlepiej jak najszybciej. Zajmij się wszystkim i oddzwoń do mnie. Buziaki.- Rozłączyłam się i odpędziłam gromadzące się w kącikach oczu łzy. -

Nie wiem ile minut minęło gdy w oddali ujrzałam palące się światła. To mogła być farma. Dzieliło mnie od niej na pewno kilka kilometrów. Przyśpieszyłam więc kroku, gdy musiałam zatrzymać się nagle. W krzakach, jakieś trzy metry przede mną coś się poruszyło. To mógł być tylko zając ale i tak stałam sparaliżowana. Wstrzymałam oddech gdy wyłoniło się z nich duże stworzenie. Pies. Oświetlało go jedynie światło księżyca. Ciemna sierść była brudna, a on był wyraźnie wychudzony. Przypominał trochę owczarka kaukaskiego. Zbliżał się do mnie po woli, szczerząc przy tym swoje ostre zęby. Zamknęłam oczy czekając na nieuniknione.

Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz