Maddie
Otóż miałam towarzystwo. Krzesło obok zostało zajęte. Nim zdążyłam podejść wysoki mężczyzna stanął naprzeciw mnie. Wystylizowane brązowe włosy sięgające do kołnierzyka śnieżnobiałej koszuli, a także świdrujące błękitne spojrzenie wypalające ślady w moim ciele. Do tego rzecz jasna uśmiech z idealnie prostych i białych zębów. W sumie powód, dla którego większość kobiet na tej sali miała zmoczone majtki. Moje pozostały suche. Wyprostowałam się i zrobiłam krok na przód. Mężczyzna nie tracąc czasu chwycił moją dłoń.
- Christopher Anders.- Nachylił się i obdarzył moją dłoń pocałunkiem, który jak dla mnie celowo przedłużył.-
- Madeline...
- Wiem kim jesteś.- Powiedział wchodząc mi w słowo. Było w nim coś zarówno czarującego jak i irytującego. -
- Żałuję, ale nie mogę powiedzieć to samego o tobie.- Wyrwałam swoją dłoń.-
- Możemy to zaraz zmienić.- Był bardzo pewny siebie. Przypominał mi w tym Adama.-
- Czyli sugerujesz, że powinnam się ciebie bać.
- W żadnym wypadku, ale uważam że powinniśmy zatańczyć.- Wskazał ręką parkiet.-
- Mmm...
- A więc mogę prosić o taniec? - Wyciągnął w moim kierunku rękę, którą po krótkim namyśle przyjęłam. Będę przecież z nim tańczyć , a nie uprawiać seks.-
- Dobrze.
Gdy dotarliśmy na parkiet zaczęto grać wolną balladę. Christopher swoją dłoń położył na dole moich pleców. Uległam mu. Zapomniałam już jak to dobrze jest być w ramionach mężczyzny. Te krótkotrwałe poczucie bezpieczeństwa sprawiło, że mogłam się odprężyć. Musiał to wyczuć gdyż przyciągnął mnie bliżej siebie. Jedna piosenka przechodziła w drugą. Christopher okazał się być bardzo dobrym tancerzem. W jego towarzystwie czas upływał mi błyskawicznie. Gdy oboje zdecydowaliśmy się, że już mamy dość pląsów na parkiecie skierowaliśmy się w stronę baru. Chris zamówił mi Cosmopolitana, a dla siebie wziął rzecz jasna szkocką z lodem.
- Nie wiem czy wiesz, ale znam Adama bardzo dobrze.- Wreszcie ktoś kto nie mówi o moim mężu w czasie przeszłym. Wyszliśmy na taras gdzie mogliśmy bez przeszkód kontynuować naszą rozmowę.-
- Naprawdę? Mieszkasz w Nowym Jorku?
- Niezupełnie... Właściwie to głównie przebywam w Chicago. Na tej imprezie jestem w zastępstwie mojego ojca, który jakby to ująć...- Zamyślił się, a po chwili pstryknął palcami.- Wiem. W swojej prośbie był bardzo przekonujący.-
- Zmusił cię co?
- Taa...
- A ty w zamian za to się spóźniłeś.- Zaśmiałam się na myśl jak dorośli mężczyźni potrafią być dziecinni.-
- I tu mnie masz.- Obdarzył mnie czarującym uśmiechem.- Choć teraz powinienem być mu wdzięczny. Nie codziennie można spędzić wieczór w towarzystwie tak pięknej kobiety.- Trzeba mu przyznać dobry był w tych gierkach. Jednak na mnie już mało co działało.-
- A wracając do Adama...- Szybka zmiana tematu powinna być najlepsza.-
- Znamy się od dość dawna. Robimy wspólne interesy.- Kolejna niespodzianka.-
- Nie wiedziałam.
- Mój ojciec od lat zajmuję się hotelarstwem. Więc ja, jako jego następca mam przejąć po nim całą schedę, ale nim to nastąpi chciałem osiągnąć coś samemu.
- Mhm.- Przysłuchiwałam mu się uważnie. Widać było w nim pasję gdy mówił o swoich planach. Staliśmy oparci o barierkę. Pod nami na ulicach tętniło życie.-
- Wraz z twoim mężem planowaliśmy otworzyć wspólnie jeden hotel, a w przyszłości może również zrobić z tego sieć, gdyby rzecz jasna to przyniosło odpowiednie zyski. Tak więc kupiliśmy wyspę...
- Wyspę?
- Tak. Rozpoczęliśmy już nawet budowę. Całość zaprojektował mój dobry znajomy architekt z Chicago - Nathan Peterson. Dla niego też to był ważny projekt...
- Czekaj. Dlaczego mówisz był?
- Od jakiegoś czasu wszystko się sypię, a odkąd Adam zaginął pozostali inwestorzy nie są już tak chętni do współpracy.- Wzruszył ramionami.-
- Przykro mi. Nie miałam o niczym pojęcia.
- Właściwie to mało osób było w to wtajemniczonych. Odkryliśmy w naszych szeregach kreta i od tamtej pory postanowiliśmy być bardziej ostrożni.
- Jego prawnik William...
- Parker?
- Tak. On był również wtajemniczony rzecz jasna. Póki co jakoś sobie radziliśmy więc dlatego o niczym tobie nie mówił. Przecież i tak miałaś na głowie całą firmę.
- To prawda.
- Poza tym liczyliśmy, że Adam wkrótce się odnajdzie i wszystko wróci do normy. Ale jest jak jest.
- Mogę jakoś się przydać ?
- Właściwie z większością spróbuje sobie jakoś poradzić. Ty za to w zastępstwie Adama mogłabyś złożyć kilka podpisów. Dużo by nam to ułatwiło i pewnie wszystko przyśpieszyło.- Zastanawiając się podrapał się po brodzie.-
- Okey. Niech Will przyniesie wszystko do mojego biura.
- Wiesz, że twój mąż chciałbyś byłą głównym projektantem.
- Łał. Serio.
- To miała być niespodzianka z okazji ślubu.- Zagryzłam mocno wargę powstrzymując się przed płaczem.- Może wróćmy do środka. Zaczyna się robić chłodno.- Wyczuł zmianę mojego nastroju.-
- Dobrze.- Wciąż ciężko było mi mówić.- Ale szczerze mówiąc najchętniej wróciłabym już do domu. Mam dość jak na jeden wieczór.-
- Rozumiem. Jeżeli pozwolisz odwiozę cię do domu.
- Zgoda. - Podejmowanie szybkich i nieprzemyślanych decyzji zaczęło powoli przechodzić mi w nawyk.-
Wspólnie opuściliśmy przyjęcie. Chris zaprowadził mnie do swojej limuzyny, która po chwili ruszyła w kierunku mojego mieszkania. Może powinnam zaprosić go na górę, ale dla mnie był to naprawdę długi dzień. Poza tym on nawet nie nalegał. Poczułam, że znalazłam kolejną osobę której mogę zaufać.
**********
Pytanie.
Czy taka długość rozdziałów jest wystarczająca? Czekam na odpowiedzi i ewentualne sugestie. Pozdrawiam :)
CZYTASZ
Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3
RomanceOna - 25- letnia zwyczajna dziewczyna, wkrótce ma zostać jednym z architektów wnętrz w firmie Art, Beauty and Desing. Wszystko co ma osiągnęła swoją ciężką pracą. Marzy jej się wielka miłość. On - 28-letni bogaty, przystojny, biznesmen, twórca f...