Rozdział 95

611 25 3
                                    

Maddie

- Dobra. Masz zamiar zaprowadzić mnie w jakieś konkretne miejsce czy po prostu prowadzisz mnie na oślep? - Adam zatrzymał się, a ja poszłam za jego przykładem. Nie odwrócił się do mnie jednak. Patrzył przed siebie jakby zastanawiał się  czy powinien mi odpowiedzieć. W końcu jednak westchnął i odkręcił się tak, że praktycznie stykaliśmy się stopami.-

- Masz racje. Niczego nie zaplanowałem, bo ten wieczór... cholera cały ten dzień nie tak miał wyglądać.!- Jego wzrok palił, przedzierał się do mego wnętrza. Ja jednakże nie miałam zamiaru okazać jakiegokolwiek strachu. Dlatego też wytrzymałam te spojrzenie, rzucając mu tym samym wyzwanie.-

- Co Ty ze mną robisz? Mieszasz mi w głowie. Przez cały dzień myślałem tylko o tym, aby coś rozwalić. O mały włos nie pobiłbym się z nowym chłopakiem, który przyszedł dziś rano do pomocy. I wiesz mi, że nie byłaby to równa walka. W najlepszym przypadku skończyłby na OIOM-ie. W samą porę Eddie nas rozdzielił.- Jego słowa mnie zszokowały. Z bliska Adam faktycznie nie wyglądał za dobrze. W kąciku jego ust dostrzegłam delikatne rozcięcie. Dziwne, że nie zauważyłam tego wcześniej. Widocznie mój gniew przesłonił mi wszystko. Chciałam go dotknąć. Jednak ostatecznie zrezygnowałam z tego.-

- Eddie? To ten Afroamerykanin?- Nie wiem czemu właśnie o to go zapytałam.-

- Trudno go nie kojarzyć, co?-Miał rację. Eddie był chyba jedynym czarnoskórym mężczyzną w tej okolicy, jak nie w mieście. Poza tym jego wygląd można określić jako dość specyficzny. Był niższy od Adama przynajmniej od jakieś pół głowy, a jego ciało nie przypominało marmurowej rzeźby. Jego włosy po bokach zostały wygolone, a na górze zebrane w męskiego koka. Kojarzyłam go tylko z wyglądu.Nigdy z nim nie rozmawiałam.-

- Taa...- W zamyśleniu przygryzłam wnętrze policzka. Otrzeźwił mnie dopiero ból i delikatny posmak krwi , który poczułam. Ta wiadomość mnie zaskoczyła i wzburzenie, które wcześniej czułam opadło. Zastąpiła je teraz dezorientacja.- Ale dlaczego? Nie rozumiem?- Adam patrzył na mnie jakbym mówiła w innym języku.-

- Ty!? Ty nie rozumiesz? Czy przed chwilą ci tego właśnie nie wyjaśniłem? W takim razie powtórzę to raz jeszcze. To ty ! Tylko i wyłącznie Ty! - Nabrałam gwałtownie powietrza. Co on sobie myślał!-

- Zaraz, zaraz! - Teraz nadeszła moja kolej aby ruszyć do ataku.- Nie masz prawa tak do mnie mówić.  Jeśli już to ja powinnam mieć do ciebie pretensję!

- Ty!? - Zaśmiał się. Jednak nie był to zwykły śmiech przypominał raczej kpinę.- Jezu nie wierzę, że to powiedziałaś.- Odszedł na bok w niedowierzaniu kręcąc głową. Nadeszła chyba pora by powiedzieć na głos to co nas zżerało od środka każde z nas.-

- Okłamałeś mnie! - Nie wiem kiedy mój głos zamienił się w krzyk.- Mówiłeś, że chcesz być ze mną... powiedziałeś, że mnie kochasz.!- Czułam jak mój głos zaczął się łamać. Powinnam udawać silną i wziąć się w garść ale nie potrafiłam.-

- Maddie...- Adam był przymnie. Trzymał moją twarz w dłoniach, a kciukami ocierał wciąż płynące łzy.- Nie okłamałem cię... Jak możesz wątpić w moją miłość do ciebie.- Dopiero teraz dostrzegłam jak moje słowa go zraniły.-

- Ale nie chcesz mnie tutaj... Powiedziałeś przecież żebym wróciła do domu...- Adam spojrzał w górę, ale po chwili jego wzrok znów był skierowany na mnie.-

- Więc cały czas o to chodziło? Dlatego tak się zachowywałaś?

- Tak.

- Słońce. To prawda powiedziałem ci, że powinnaś polecieć jutro do  domu...ale ... może źle to ująłem... przecież nie puścił bym cię tam samej.

- Nie?

- Oczywiście, że nie. Moje miejsce jest przy tobie moja droga żono.

- O Boże Adam tak bardzo cię przepraszam. To wszystko moja wina. Jestem taka głupia.

- Już dobrze. Zapomnijmy o tym i cieszmy się resztą wieczoru chyba, że musisz się jeszcze spakować.

- Nie. Już to zrobiła. W końcu praktycznie cały dzień spędziłąm w pokoju. Musiałam coś robić. A ty? Czy już ...

- Się spakowałem? W większości. Nie miałem za wiele rzeczy. Rozmawiałem także z Horacio.

- O. I jak zareagował?

- Szczerze mówiąc to chyba się tego spodziewał. Nie wyglądał na zbyt mocno zaskoczonego. Porozmawialiśmy i wszystko sobie wyjaśniliśmy. On chcę abym był szczęśliwy, a ja wiem że będę tylko wtedy kiedy będę miał ciebie blisko siebie.

- Adam...

- Cii... dość już tego gadania. Pora przejść do tego na co miałem ochotę przez cały dzień, a przez to głupie nieporozumienie nie mogłem tego dostać. - Przyciągnął mnie bliżej siebie. Uwielbiałam to jak do siebie pasowaliśmy. Kocham Cię Maddie najbardziej na świecie. Nie zapominaj tego proszę. Choćby nie wiem co miało się wydarzyć. Obiecaj proszę, że nigdy nie zwątpisz w moją miłość do ciebie.-

- Obiecuję. Ja ciebie też kocham tak bardzo, że czasami aż to boli.- Naszą obietnicę przypieczętowaliśmy pocałunkiem. Jednak dopiero przyszłość miała pokazać jak trwała i niepodważalna ona będzie.


Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz