Rozdział 81

580 17 2
                                    

Maddie

Pierwsze cztery dni spędzone na farmie były niczym koszmar i to przez duże K. Nic mi nie wychodziło. Adam nie zauważał mnie. Traktował jak powietrze albo gorzej jak natarczywą muchę, której każdy ma dość. Prawie ze mną nie rozmawiał oprócz zwykłych zwrotów grzecznościowych: Dzień dobry, Dobranoc, itp.  Unikał mnie i to wcale nie był mój wymysł. Gdy wchodziłam, on wychodził i na odwrót. Rzadko byliśmy sami w jednym pomieszczeniu, a gdy to się jakimś cudem zdarzyło za chwilę obok niego pojawiała się Missy. Aż do wczoraj jej zachowanie nie robiło na mnie większego wrażenia. Musiała to zauważyć skoro dała taki pokaz.

Siedziałam na fotelu na werandzie z tyłu domu jak to miałam w zwyczaju. W ręku trzymałam książkę, którą niestety tylko udawałam, że czytam. No cóż. Przed sobą miałam lepsze widoki. Parę kroków ode mnie Adam zajmował się składaniem huśtawki. Nie patrzył nawet w moją stronę, ale na pewno wiedział, że go obserwuję. Taki kontakt musiał mi póki co wystarczyć. Usłyszałam kroki, a po chwili obok mnie przeszła Missy. Spojrzała na mnie wrogo. Jej usta tworzyły wąską linię. Coś mruknęła pod nosem i poszła dalej. Nie zdziwiłabym się gdyby było to jakieś przekleństwo w jej ojczystym języku.

- Adam, skarbie przyniosłam ci wody.- Mówiła przesadnie głośno. -

Odwrócił się do niej i zaczęli rozmawiać. Niestety już nie słyszałam o czym. Raz po raz obdarzał ją tylko uśmiechem, a ona dotykała go w taki sposób na jaki ja sama miałam ochotę wielokrotnie. Adam wypił pół butelki jednym duszkiem i odrzucił ją na bok. Kiedy chciał wrócić do pracy zarzuciła mu ręce na szyję i wpiła się w jego usta. Sparaliżowało mnie. Nie byłam w stanie odwrócić wzroku. Oddał pocałunek. A na domiar złego złapał ją za tyłek i przysunął bliżej siebie. Tego już nie wytrzymałam. Uciekłam nim pierwsza łza zdążyła spaść na ziemię. W pokoju rzuciłam się na łóżko i płakałam tak długo aż nie zasnęłam. Obudziłam się dopiero następnego dnia rano.

****

Kiedy dziś rano się otworzyłam oczy zegar wskazywał dziesiątą rano. Nie planowałam wychodzić z pokoju jednak mój brzuch miał inne plany. Ponieważ wczoraj ominęłam kolację dziś był dla mnie bezlitosny. Nie przejmując się zbytnio wyglądem wyszłam z pokoju. Miałam na sobie wczorajsze ciuchy, szorty i zwykłą bluzkę, która teraz była nieco pomięta. Będąc w pobliżu kuchni usłyszałam podniesione głosy Juanity i Missy. Ewidentnie się kłóciły. Starając się nie zdradzić swojej obecności zbliżyłam się jeszcze nieznacznie. Nie znam za dobrze hiszpańskiego, ale z tego co udało mi się zrozumieć miały wspólnie jechać do jakiejś ciotki i wrócić dopiero jutro. Missy nie była zadowolona tłumacząc, że dzisiaj jest piątek i miała zamiar jechać z Adamem do baru. Nie słuchałam dalej. Tyle mi wystarczyło. W głowie zaczął rodzić mi się plan. Wracając do pokoju chwyciłam jabłko leżące na stole w salonie. Mojemu brzuszkowi będzie musiało to na razie wystarczyć.

****

Po wzięciu prysznica i przebraniu się w świeże ciuchy ruszyłam na poszukiwanie Horacio. Sprzyjało mi szczęście. Był akurat sam w kuchni.

- Dzień dobry panienko. Lepiej się już panienka czuję?.- Pewnie myślał, że to z powodu choroby opuściłam wczorajszą kolację i dzisiejsze śniadanie. Nie zamierzałam wyprowadzać go z błędu.-

- Tak, dziękuje. Usiadłam przy stole naprzeciw niego. Przesunął w moim kierunku talerz z kanapkami.-

- Niech się panienka częstuje.- Mój brzuch zamruczał z aprobatą.-

- Dziękuje.- Chwyciłam za talerz i włożyłam sobie kanapkę, w którą od razu się wgryzłam. Gdy trochę zmniejszyłam swój głód przystąpiłam do działania.- Na farmie jest bardzo pięknie i spokojnie, ale...

- Pewnie trochę się już nudzisz.- Uśmiechnął się do mnie szczerze.- Przypuszczałem, że tak będzie.- Zrobiło mi się głupio, iż tak szybko na to wpadł.-

- Ummm...Czy są tu jakieś miejsca do których udają się wszyscy w wolnym czasie?.- Trzymałam kciuki, aby załapał o co mi chodzi. Zamyślił się przez dłuższą chwilę.-

- Zazwyczaj wszyscy chodzą do baru w mieście, ale sam nie wiem czy to odpowiednie miejsce dla panienki.

- Tak! Bar byłyby idealny.- Powiedziałam ze zbytnim entuzjazmem.- Jak mogę się tam dostać?

- Jak mówiłem nie wiem czy to dobry pomysł, aby panienka jechała tam sama...- Nie. Nie. Nie.- Ale z tego co kojarzę Adam się tam wybiera dziś wieczorem. Porozmawiam z nim aby panienkę zabrał ze sobą.- Tak. Tak. Tak. Po trzykroć tak!-

- Będę niezmiernie wdzięczna.- Wstałam i ucałowałam Horacio w policzek. Pobiegłam do pokoju będąc już o wiele lepszym nastroju.-

Większość popołudnia spędziłam na wypatrywaniu Horacio. Nie otrzymałam od niego jeszcze żadnej wiadomości. Nie wiedziałam czy już rozmawiał z Adamem. A co jeśli zapomniał? Stałam akurat przed domem i oczekiwałam powrotu Horacio z pola. Niepostrzeżenie obok mnie stanął Adam.

- O matko! Nie skradaj się tak. Wystraszyłeś mnie.- Pisnęłam. On jednak się tym nie przejął tylko stał nie wzruszony.-

- Masz być gotowa za godzinę. Czekaj przy ciężarowce. Spóźnisz się choćby minutę, nie jedziesz. Rozumiesz?- Nie uraczył mnie nawet dłuższym spojrzeniem.-

- Tak jest proszę pana.- Odpowiedziałam jednocześnie udając, że mu salutuję. Odwrócił się nie mówiąc już ani słowa i odszedł. Po chwili nie było już po nim śladu. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam do środka aby się przyszykować. Bez względu na wszystko ten wieczór będzie należał do nas.-


Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz