Adam
Odkąd przyleciałem do Meksyku minęły już cztery dni. Miałem już dość, a zapowiadało się, że będę musiał tu spędzić co najmniej jeszcze jeden dzień. Był już wieczór i siedziałem z Willem w lokalnym barze. Bo co u licha miałem innego do roboty o tej porze.
- Wyluzuj stary. Potraktuj to jako wakacje. Możemy trochę poszaleć i się zabawić.- Przyjaciel starał się znaleźć jakiś pozytyw.-
- Pff... Wybacz, ale nie jesteś w moim typie.- Napiłem się bursztynowego płynu, który miałem w szklance.-
- Taa... Ostatnio przerzuciłeś się na blondynki co.- Spojrzałem na swoją dłoń, na której zawsze nosiłem obrączkę i mimowolnie się uśmiechnąłem.-
- Żebyś wiedział. Teraz powinienem być w samolocie i wracać do domu. Zamiast tego utknąłem tu z tobą.- Na lotnisku, z którego miał startować nasz prywatny samolot urządzono jednodniowy strajk przez co cały nasz powrót się opóźnił.-
- Nasz samolot grzecznie czeka na lotnisku w Guadalajara...
- A my jesteśmy w Monterrey jeśli jeszcze nie zauważyłeś.- Przyjaciel przewrócił oczami na mój przytyk.- Zapłaciłbym każde pieniądze aby być teraz w drodze do Nowego Jorku...- Tęskniłem za Mad i momentami to mnie wręcz przerażało. Nigdy bym nie przypuszczał, że będę w stanie pokochać kogoś tak bardzo.-
- Ekhm...- Odwróciliśmy się jednocześnie.- Przepraszam, że panom przeszkadzam, ale usłyszałem niechcący waszą rozmowę i myślę, że będę mógł pomóc.- Niski, krępy mężczyzna stał obok nas. Słychać było, iż mówi z hiszpańskim akcentem. Jak na moje oko mógł mieć jakieś czterdzieści lat. Ubrany był w sprane jeansy i kraciastą koszulę. W rękach miętosił kapelusz.-
- Spadaj pan!- Pierwszy odezwał się Will.-
- Niby jak może nam pan pomóc.- Dodałem nie zważając na słowa przyjaciela.-
- Mam awionetkę, którą moglibyście się dostać do Guadalajary.
- Zgoda. Ile?- Może pomysł był szalony, ale jeśli dzięki temu szybciej znalazł bym się w domu to wchodziłem w to bez zastanowienia.-
- Adam.- Wtrącił się Will.- Zastanów się jeszcze.
- Ile?- Ponowiłem pytanie. Mężczyzna przeskakiwał wzrokiem między nami.-
- 20 000 pesos.- Powiedział niepewnie myśląc, że przestraszę się tej sumy.-
- Stoi.- Wyciągnąłem rękę aby uścisnąć mu dłoń. Był wyraźnie szokowany gdyż najpierw patrzył na nią przez dobre kilkanaście sekund.-
- Ehh... Więc kiedy wylatujemy.- Odezwał się Will, który nie był zadowolony z przebiegu tej sytuacji.-
- Nie, nie dwóch, jeden.- Zaczął tłumaczyć łamanym angielskim mężczyzna.- Jedno miejsce.-
-Jak to?- Przyjaciel spojrzał na mnie.- Nie podoba mi się to.
- Widocznie w swojej awionetce ma tylko jedno miejsce. Przykro mi stary.- Poklepałem go po plecach.- Kiedy możemy lecieć.- Spojrzał na zegarek.-
- Teraz?
- Okey.-Odpowiadało mi to.-
- Ale Adam...
- Trzymaj. -Podałem Willowi moją kartę od hotelu.-
- I co mam z tym zrobić?
- Spakuj moje rzeczy i przywieź je ze sobą za dwa dni.- Uśmiechnąłem się bezczelnie wiedząc, że mi nie odmówi.
- Pewnie. Żebym nie musiał tylko mówić, a nie mówiłem.
- Do zobaczenia w Nowym Jorku Will.- Tymi słowami pożegnałem się z przyjacielem nim odszedłem z nieznajomym mężczyzną.
****
Samolot nie prezentował się najgorzej. Mimo, iż widać było że lata świetności ma już dawno za sobą podróż nim nie powinna być najgorsza. Przed wylotem wysłałem Maddie smsa informując ją, że będę miał dla niej niespodziankę. Nie odpisała, a więc za pewne jeszcze śpi. Jeszcze tylko kilka godzin i będę mógł dołączyć do niej. Na samą myśl poczułem, że robię się twardy. Potrzebowałem jakiegoś rozproszenia. Spojrzałem na mężczyznę siedzącego obok. Uśmiechnął się do mnie swoim nie pełnym uśmiechem. Pomogło. Zapiąłem pasy i założyłem ochronne słuchawki. Wystartowaliśmy.
Podróż upływała nam w miarę spokojnie. Wokół panowała ciemność więc było mi ciężko określić jak daleko zdołaliśmy ulecieć. I wtedy zaczęło się piekło. Awionetka zaczęła się trząść. Mój pilot wyglądał na przerażonego. Na zmianę się modlił i przeklinał. Z tego co udało mi się zrozumieć stracił kontrolę nad maszyną. Praktycznie wszystkie kontrolki się świeciły. Zaczęliśmy tracić wysokość. Przytrzymałem się fotela jakby to miało mi w czymś pomóc. Maddie. Tylko o niej myślałem. Dopiero co ją odzyskałem. Nie mogłem jej znowu stracić. Spadaliśmy bardzo szybko. Następnie pojawiły się drzewa. Poczułem ból i odrętwienie ogarniające całe moje ciało. Potem już była tylko ciemność.
CZYTASZ
Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3
RomanceOna - 25- letnia zwyczajna dziewczyna, wkrótce ma zostać jednym z architektów wnętrz w firmie Art, Beauty and Desing. Wszystko co ma osiągnęła swoją ciężką pracą. Marzy jej się wielka miłość. On - 28-letni bogaty, przystojny, biznesmen, twórca f...