Rozdział 71

478 23 0
                                    

Dwa miesiące później...

Maddie

Dni przemieniały się w tygodnie, a tygodnie zamieniły się w miesiące. O zaginięciu Adama trąbiono we wszystkich mediach. Jego zdjęcia zdobiły strony tytułowe gazet. Jednak jak wszystko również i to przeminęło. Kilka dni temu policja zamknęła sprawę twierdząc, że już nic nie mogą zrobić. Mają się odezwać gdy uda im się trafić na jakiś nowy ślad. Wszyscy tracili nadzieję na odnalezienie Adama. A co do mnie... hmm... egzystowałam, bo tylko tak można było to nazwać. W firmie, w której pracowałam kazaną wręcz mi wziąć wolne. Pewnie i tak niewiele byłabym w stanie zrobić. Bożenarodzenie i Nowy Rok spędziłam wraz z rodzicami, którzy przylecieli do Nowego Jorku. Nie tak miały wyglądać nasze wspólne święte i pierwsze spotkanie naszych rodzin. Mój stan otępieni nie mógł trwać jednak w bez skończoność o czym wkrótce się przekonałam.

***

Leżałam na kanapie  przerzucając bezmyślnie kanały w telewizorze. Od mojego niezwykle interesującego zajęcia oderwało mnie pukanie do drzwi. Ostatnim razem takie coś nie niosło ze sobą dobrych wieści. Odgoniłam wszelkie złe myśli nim popłynęły mi łzy i otworzyłam drzwi. Will.

- Masz jakieś nowe wieści?- Zapytałam nie tracąc czasu na uprzejmości. On tylko pokręcił przeczącą głową.-

- Nie. Jestem tu w innej sprawie. Mogę?

- Pewnie.- Wpuściłam go do środka.- Napijesz się czegoś?- Zapytałam idąc za nim.-

- Woda będzie w porządku.

- Okey. Rozgość się, a ja zaraz przyjdę.- Udałam się do kuchni i po chwili wróciłam ze szklanką wody.- Proszę.- Usiadłam na fotelu naprzeciw niego.-

- Dzięki. Mamy problem.- Nie owijał w bawełnę.- W firmie.- Uściślił.-

- To znaczy?

- Ludzie zaczynają gadać. To było nieuniknione. I tak jestem pod wrażeniem, że to wszystko zaczęło się dopiero teraz.-

- Możesz być bardziej konkretny.

- Wiesz jak mówią kota nie ma...

- Myszy harcują.- Dokończyłam.- Powoli zaczynałam rozumieć.-

- Chcą podjęcia jakiś decyzji. Nie wiedzą na czym stoją. Niektórzy domagają się powołania zarządu.- Zarządu? Z tego co kojarzę Adam był zawsze temu przeciwny. Nikt obcy nie będzie mieszał się w sprawy mojej firmy miał w zwyczaju mówić.- Akcje zaczęły spadać. Inwestorzy straszą wycofaniem, jeżeli jeszcze nie zrobili tego do tej pory.

- Cholera. Ale jak ja mogę pomóc. Nie znam się na tym. To nie moja bajka.- Westchnęłam zrezygnowana. Choć chciałabym pomóc nie wiedziałam jak.- Rozmawiałeś już z kimś o tym... Georgem... Peterem?.

- Maddie... od razu przyszedłem do ciebie. Ich zdanie i tak niczego nie zmieni. Adam ci ufał. Nie podpisaliście intercyzy.

- Cholera!- Wstałam z kanapy.- Chyba nie chcesz...

- To jedyne rozwiązanie. Właściwie to albo powołanie rady kierowniczej.

- Zrobię to.- Decyzja zapadła. Adam by tego chciał.- Dość już tego użalania.

- I to mi się podoba!.- Will klasnął w ręce.-

- Ale pomożecie mi, prawda?.

- Możesz na nas zawsze liczyć.

- Dobra w takim razie pora zwołać pierwsze spotkanie.

- Już się tym zająłem. Wszyscy się zjawią o pierwszej w biurze.

- Łał.

- Wiedziałem, że się zgodzić.- Wzruszył ramionami.-

- Dziękuje. Jesteś dobrym przyjacielem.- Podszedł do mnie, a ja wtuliłam się w jego pierś.-

- Chyba powinienem już iść.- Odsunął się delikatnie.-

- Pewnie.- Udaliśmy się do drzwi.- Will...

- Tak?

- Zastanawiałam się czy nie powinniśmy zatrudnić detektywa, aby...

- Znam kogoś odpowiedniego. Przyślę go do ciebie. Nazywa się Farrel i często pracował dla Adama. Podobno jest najlepszy.-

- Dziękuję jeszcze raz.

- Trzymaj się i do zobaczenia w biurze. -Uśmiechnął się i oddalił w kierunku windy.-

****

Z Farrelem spotkałam się w kawiarni w drodze do biura. Mężczyzna wyglądał jak były komandos. Przedstawiłam mu wszystko co wiedziałam. Obiecał się tym zająć. Dla niego Adam był nie tylko zleceniodawcą, ale też przyjacielem.

Po przekroczeniu progu firmy od razu poczułam panujące tam napięcie. Ludzie szemrali między sobą i wskazywali na mnie myśląc, że tego nie zauważam. Byli w błędzie. Wszyscy czekali już na mnie w gabinecie Adama. Will, Peter, George i Heather, moja mini drużyna. Ustaliliśmy, że przez pierwsze tygodnie powinnam wdrożyć się w funkcjonowanie firmy. Żadne wiążące decyzje i umowy nie zostaną podpisane, chyba że zajdzie taka konieczność. Z informacją, iż to ja teraz będę tu rządzić również postanowiliśmy się wstrzymać do przyszłego miesiąca. Jedno było pewne czekała mnie masa pracy. Wiedziałam, że nie będę w stanie tego pogodzić z pracą w Art, Beauty and Desing dlatego też to kwestię postanowiłam załatwić w drodze powrotnej do domu. Decyzja o rezygnacji z pracy marzeń nie była łatwa, ale niestety stanowiła konieczność. Na szali było być albo nie być firmy, w którą Adam włożył całe swoje serce. A w tym momencie on był dla mnie najważniejszy. Dotknęłam jego obrączki, którą nosiłam na łańcuszku na szyi. Potrzebowałam siły aby przetrwać to wszystko. Po wyjściu wszystkich udałam się do biurka Heather, która od dziś miała być moją nową asystentką.

- Hej.- W czasie nieobecności Adama zaprzyjaźniłam się z nią. Wraz z Willem, który on niedawna był jej chłopakiem wyciągali mnie na miasto pod byle pretekstem.  Choć nigdy się to tego nie przyznałam byłam im za to wdzięczna.-

- Jak się trzymasz?- Zapytała z troską.-

- Bywało lepiej.

- Dasz radę.

- Dzięki, ale mam do ciebie prośbę.

- Zamieniam się w słuch.

- Skoro mam ruszyć na wojnę z tymi wszystkimi kanaliami, które chcą pogrążyć mojego męża będę potrzebować odpowiedniej zbroi.- Spojrzałam w dół na swoją czarną sukienkę.- To jedyna rzecz w mojej szafie, która nadawała się do biura.- Dziewczyna zeskanowała mnie od góry do dołu.-

- Nic się nie martw. Podaj mi tylko swoje aktualne wymiary. Widać po tobie, że ostatnio schudłaś.

Po załatwieniu wszystkiego udałam się z powrotem do gabinetu gdzie czekała na mnie cała masa papierów do podpisania. Heather zapewniła mnie, że nowe ubrania będą już na mnie czekać gdy wrócę do domu.

*****

Oczywiście liczę na wasze gwiazdki i wszelkie komentarze. :)





Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz