Rozdział 47

626 29 0
                                    

Maddie

Gdy tłum się przerzedził skierował się w moją stronę. W ciemnych jeansach i czarnej koszuli prezentował się niezwykle apetycznie. Poruszał się niczym dzikie zwierzę zbliżające się do swojej ofiary.

- Cześć.- Tyle udało mi się wydusić gdy był już przy mnie.-

- Wszystkiego najlepszego.

- Dziękuje za życzenia i to wszystko.- Zrobiłam ruch ręką próbując ogarnąć całe wnętrze.

- To nie było zbyt trudne, choć żałuje, że to nie był mój pomysł.

- Chyba za bardzo pomniejszasz swoją rolę w tym wszystkim.

- Dobra. Możemy zmienić temat. Mam tu coś dla ciebie.- Wyjął z tylnej kieszeni spodni białą kopertę i wręczył mi ją.-

- Nie musisz mi niczego dawać ...

- Cii... Lepiej otwórz.- Wykonałam polecenie już bez słowa dyskusji. W środku znajdowała się widokówka. Zmarszczyłam brwi i przyglądałam się rajskiemu widokowi na niej. Błękitne morze, złocisty piasek na plaży, w prawym górnym rogu widniał napis: Pozdrowienia z Acapulco.

- Hmmm... ładna, mogłeś mi ją wysłać pocztą. Do tego chyba służą widokówki, prawda?

- Racja. Tyle, że nie ja ją miałem wysłać. Ty będziesz mogła to zrobić, o ile zechcesz.

- Przykro mi, ale w najbliższej przyszłości nigdzie się nie wybieram.

- Jesteś pewna?- Zapytał z błyskiem w oku.-

- Tak. Zaraz, czemu się tak uśmiechasz?- Nie ułatwiał mi sprawy. Czułam jak trybiki w mojej głowie zaczynają intensywnie pracować. W pewnej chwili coś szalonego przyszło mi do głowy.- Chyba nie zorganizowałeś mi wycieczki do Meksyku, co?- Powiedziałam pół żartem, pół serio. On tylko szerzej się uśmiechnął. Wybałuszyłam oczy na niego.- Ale ja... ale ja nigdy nie leciałam samolotem.

- Wiem. Znasz numer do biura, do Heather?- Pokiwałam na potwierdzenie.- Dobrze. Wszystko jest już załatwione. Musisz tylko zdecydować ile osób chcesz zabrać ze sobą i oczywiście kiedy chcecie wylecieć. Udostępnię wam mój samolot żebyś czuła się bardziej komfortowo.-

- Mogę zabrać kogo tylko chcę?- Powiedziałam jednym tchem.-

- Tak.

- To zbyt wiele, nie mogę.

- Wiesz, że nie lubię odmowy.- Wyraz jego twarzy zrobił się groźny.-

- Wiem.

- Więc koniec dyskusji. Zadzwoń do Heather kiedy się zdecydujesz. – Chciałam się go zapytać czy też wybierze się tam ze mną, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Muszę przyznać, że po takim emocjonalnym rollercoasterze jaki miałam w ostatnim czasie, tydzień wakacji wydawał się być genialnym pomysłem. Rozmowę przerwał nam głos wokalisty zespołu, który zaprosił mnie na środek sceny. Pożegnałam się z Adamem i obiecałam mu, że naszą rozmowę dokończymy później.

Gdy byłam już na scenie światła znowu zostały przyciemnione. Na sam środek wjechał olbrzymi tort, największy jaki kiedykolwiek widziałam. Wszyscy zgromadzeni niczym jednym chórem odśpiewali mi głośne sto lat. Po tym przygotowałam się do zdmuchnięcia świeczek. Najpierw jednak rozejrzałam się po wszystkich, którzy przybyli na moje przyjęcie. Zatrzymałam spojrzenie na Adamie, który puścił mi oczko. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze gasząc dwadzieścia sześć świeczek. I wtedy stało się niespodziewane. Nie wiadomo skąd u mojego boku pojawił się Ryan. Pocałował mnie. On naprawdę mnie pocałował. Na środku cholernej sceny. Zostałam przechylona do tyłu w teatralnym geście. Wywołało to oczywiście okrzyki i aplauz gości. Nie miałam możliwości ucieczki. Pocałunek sam w sobie nie był zły, jednakże to nie było to. Gdy w końcu mnie puścił mogłam jedynie spiorunować go wzrokiem. Nie wywarło to na nim większego wrażenia. Z opresji wybawiła mnie Kate przybywając z nożem aby pokroić tort. Ja natomiast ponownie skierowałam wzrok do miejsca, w którym stał Adam. Jednak go już tam nie było. Zniknął. Jak się później okazało wyszedł bez słowa. Drań. Piękny, ale drań.

Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz