Rozdział 80

498 20 0
                                    

Adam

Mówią, że seks jest dobry na wszystko. Cudowne lekarstwo. Pomaga się zrelaksować, odprężyć, zapomnieć o problemach dnia codziennego. Taa.... szkoda tylko, że na mnie akurat  to nie działa. Stoję oparty o ścianę starej szopy i obserwuję jak Missy zapina swoje krótkie szorty. Nie czuję nic. Ni krzty wzmożonej euforii czy pobudzenia. Nie ma to związku ze zdolnościami łóżkowymi mojej partnerki. Chodzi tu raczej o mnie. Jestem zepsuty. Czuję się niezdolny do jakichkolwiek uczuć. Przynajmniej tak było do dzisiejszego poranka. Widok tej dziewczyny... Maddie, wyzwolił coś we mnie. Jednak póki co nie jestem w stanie powiedzieć czy jest to coś dobrego, czy może wręcz przeciwnie. Dlatego na razie muszę trzymać ją na dystans. Choć bynajmniej tak sobie wmawiam gdyż kilkanaście minut później ukrywam się za drzewem i obserwuję ją jak jakiś stalker. Zauważyłem, że się przebrała. Niestety dla mnie wcale nie wygląda gorzej. Wręcz przeciwnie. Zdaję się bardziej dostępna. Nie przypomina już pani z wielkiego miasta tylko normalną dziewczynę z sąsiedztwa. Siedzi na trawie i jak niby nic bawi się z kotem, który łasi się do niej ocierając się co rusz o jej nogi. Szczęściarz. Maddie wydaję się być nie świadoma tego co dzieję się wokół niej. Ja za to z mojego miejsca widzę wszystko doskonale. Grupa mężczyzn, która akurat zrobiła sobie przerwę obserwuję ją bezczelnie. Znam większość z nich. Wiem o czym rozmawiają i myślą. Zapewniam was, że nie jest to nic grzecznego. Nie wiem tylko dlaczego wywołuje to we mnie taką złość. Gotuję się od środka. Zaciskam pięści tak mocno, że czuję jak przestaję odpływać z nich krew. W końcu jeden z nich podchodzi do niej. Jak mu tam było... Ramiro...nie, może Roberto. Nie to było coś krótkiego, ale na pewno na R. Hmm... wiem. Rico. Taa... Rico - Brico jeździ za friko. Pff... i nawet się rymuję. Ale zaraz... co ten fajfus robi? Wytężam wzrok, aby lepiej przyjrzeć się rozgrywającej sytuacji przede mną. Nachyla się do niej... sięga po coś ręką... zdejmuję chyba liść lub trawę z jej ramienia  dotykając ją przy tym. Jego dłoń zbyt długo tkwi w jednym miejscu. Nawet stąd widzę jak jej ciało sztywnieje w odpowiedzi na to niby pieszczotę. Łup. Moja prawa pięść ląduję na konarze drzewa przede mną. Ból zaczyna się rozprzestrzeniać i staję się coraz mocniejszy. Zerkam w dół. Jest cała we krwi. Obtarcia są dość mocne i do tego zaczęła już puchnąć. Cholera! Co się ze mną dzieję. Przecież nawet jej nie znam. Rozmawialiśmy ile? Minutę? Dwie? Jeżeli w ogóle można to było nazwać rozmową. Muszę  stąd zniknąć zanim zrobię coś jeszcze gorszego. Na przykład pójdę tam i ...  właśnie co? Ta dziewczyna tylko zaśmiecała mi myśli. Dlatego też nie patrząc więcej zza siebie udałem się do domu aby zająć się swoją ręką.

******

Kiedy nadeszła pora obiadu byłem przekonany, że uporałem się z obecnością amerykańskiej panny. Ochhh... w jakim ja mogłem być błędzie... znowu. Juanita zapewne ze względu na gościa zaserwowała swoje popisowe danie. Tradycyjne enchiladas pachniały obłędnie. Wraz z ryżem, fasolą i sosem mole tworzyły danie idealne. Nie wiem co wcześniej stanowiło mój przysmak, ale teraz to one plasowały się bardzo wysoko.

- Mmmm... Juanito to danie jest obłędne.- Uniosłem wzrok znad swojego talerza. Jej jęki ponownie ożywiły kolegę w moich spodniach.-

- Dziękuje Maddie.- Juanita cała rozpromieniła się na ten komplement.-

- Koniecznie musisz mi zdradzić jak się je przyrządza.

- Bardzo chętnie, tym bardziej że Missy nie garnie się do kuchni.- Gospodyni spojrzała na swoją córkę z wyrzutem.-

- Madre...- Zaskomlała dziewczyna. Podobnie jak ja była spięta. Nie odpowiadała jej obecność Maddie. Jednak jej powody niechęci do niej znacząco różniły się od moich. -

- Jesteś dziwnie milczący Adamie. Horacio zwrócił się do mnie. Faktycznie od początku nie odezwałem się ani słowem.- Czy to przez twoją rękę ?- Popełniłem błąd i zerknąłem na Maddie. Ona również patrzyła na mnie, a raczej na bandaże na mojej dłoni. Chyba dopiero je zauważyła. W jej oczach czaił się niepokój. Niemożliwe, żeby mój uraz tak na nią wpłynął.-

- Nie. Nic mi nie jest.- Wysiliłem się nawet na mały uśmiech.-

- Całe szczęście.- Przyłączyła się Juanita.- Maddie skosztuj proszę sałatki. Dodałam do sosu coś specjalnego.-

- Z przyjemnością.- Obserwowałem jak nabiera na widelec kawałek grilowanego sera i wkłada go do ust. - Mmmm...- Zamruczała.- Pycha.- Nie dałem rady. Podziękowałem i wstałem od stołu zostawiając na wpół zjedzone danie. Tego było dla mnie za wiele. -

Musiałem się uspokoić. Nabrać dystansu. Praca przy huśtawce okazała się idealna. W spodniach nic już mnie nie uwierało. Jedynym rozwiązaniem jest trzymanie tej dziewczyny z dala ode mnie. W przeciwnym razie moja samokontrola, która i tak jest już na wyczerpaniu, pęknie. Uczynię ją swoją i następnym razem będzie jęczeć, ale będąc pode mną gdy będę się w nią wbijał raz za razem. Oplotę jej długie nogi wokół swoich bioder i ... Stop! Spojrzałem w dół i tylko jedno słowo nasunęło mi się na język... Kurwa!





Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz