Adam
Kolejny samotny wieczór. Siedzę sam w swoim mieszkaniu. Towarzyszy mi tylko mój nowy przyjaciel Jack Daniels. Minęły już dwa tygodnie od incydentu jaki wydarzył się w domu moich rodziców. Maddie nie chcę mnie znać. Nie odbiera moich telefonów. Nie miałem szansy nawet się z nią spotkać, bo Kate pilnuję jej niczym cerber. Wielokrotnie czekałem pod jej pracą. Chciałem ją tylko zobaczyć. Nigdy nie wychodziła sama. Zawsze ktoś jej towarzyszył. Maddie nie chcę mnie znać. Stara się o mnie zapomnieć. Byłem największym błędem w jej życiu. Wyznała to wszystko Willowi, który ją odwiedził bo nie mógł dłużej znosić moich humorów. Oddała mi serce, a ja je rozdeptałem. Nie chciałem tego... gdybym miał możliwość jej to wszystko wyjaśnić.
Jakiś czas temu przeprowadziłem szczerą rozmowę z moją matką. To niej jej wina, że spieprzyłem swoje życie. Mogła to zrobić w inny sposób, ale cóż czasu nie cofnę. Dobra dość tego biadolenia i użalania się na sobą. Pora przejść do ważniejszych spraw. -Napełniłem szklankę bursztynowym płynem.-
- Na zdrowie. Za moje wspaniałe życie.- Powiedziałem sam do siebie. Gdy miałem wypić trunek zadzwonił mój telefon.-
- Szlag by to!- Odstawiłem szklankę na stół wylewając przy tym część jej zawartości. Miałem zamiar wyłączyć telefon, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem imię osoby dzwoniącej.-
-Maddie.- Szybko odebrałem, aby dzwoniący nie zdążył się rozłączyć.-
- Maddie.- Powiedziałem z nadzieją w głosie.-
- Dobry wieczór.- W słuchawce usłyszałem obcy głos kobiecy.-
- Kim Pani jest?
- Nazywam się Kimberly Watson i jestem pielęgniarką w Mount Sinai Hospital. Czy zna Pan właścicielkę tego numeru?
- To moja dziewczyna. Coś się stało Maddie?
-Została pobita.
- Co takiego? Co z nią?
- Nie mogę udzielić Panu większej ilości informacji przez telefon.
- Proszę mi chociaż powiedzieć jaki jest jej stan?
- Proszę szybko przyjechać do szpitala.
- Już jadę.- Rozłączyłem nie siląc się na pożegnanie. Śpieszyłem się. Chwyciłem kluczyki do samochodu i popędziłem na dół.
*********
W drodze do szpitala nie zważałem na znaki i światła. Cud, że nie zatrzymała mnie policja bo mogłoby to się zakończyć pościgiem. Nie miałem czasu na dodatkowe postoje. Na miejscu skierowałem się prosto do pielęgniarki w rejestracji.
- Dobry wieczór, przywiezioną tu dzisiaj Madeline Jenkins.
- Jest Pan z rodziny?
-Tak. - Pielęgniarka spojrzała na mnie podejrzliwie.- Jestem jej chłopakiem.
-Dobrze w takim razie proszę za mną.- Zaprowadziła mnie na salę, na której leżała Maddie. -
Akurat wychodził od niej lekarz. Może w końcu dowiem się czegoś więcej.
- Proszę mi powiedzieć co z nią?- Zapytałem od razu.-
- Obecnie jej stan jest stabilny. Nie ma zagrożenia życia. Doznała lekkiego urazu głowy, ale na szczęście trafiła do nas bardzo szybko. Teraz zostaję nam tylko czekać aż się przebudzi.
- Jak do tego doszło?
- Z tego co mi wiadomo pańska dziewczyna została napadnięta. Złodziej najprawdopodobniej chciał ukraść jej torebkę, a kiedy stawiła opór pobił ją. Upadając musiała uderzyć się w głowę. Więcej szczegółów nie znam.
- Złapano go chociaż?
- Można tak powiedzieć. Gdy uciekał przecznicę dalej potrącił go samochód. Miał przy sobie torebkę z dokumentami Pana dziewczyny, dlatego powiązano obie sprawy dość szybko.
- Co z nim?
- Zginął na miejscu.- Łajdak miał szczęście. Ja zgotowałbym mu o wiele gorszy los.-
- Mogę ją zobaczyć?
-Tak, ale tylko chwilę.
Wszedłem do pokoju, w którym leżała. Wyglądała jakby spała. Wokół panowała cisza. Byliśmy sami. Podszedłem bliżej by móc jej dotknąć. Tak bardzo brakowało mi tego. Mimo, iż chciałem być z nią jak najdłużej wiedziałem, że muszę powiadomić o całym zajściu Kate. Ona natomiast skontaktuję się z jej rodziną.
Gdy przybyła do szpitala postanowiliśmy zawiesić na jakiś czas topór wojenny. Nie chcieliśmy się ze sobą użerać, gdy w sali obok leżała Mad. Teraz liczyła się tylko ona.Zgodziła się ze mną żeby przewieść ją jutro do prywatnej klinki. Będzie tam miała lepszą opiekę i warunki. Nie chciałem marnować ani minuty więc pociągnąłem za odpowiednie sznurki by przyśpieszyć wszystkie formalności. Ustaliliśmy z Kate dyżury w taki sposób, aby zawsze ktoś był przy niej w razie gdyby się przebudziła. Ja jednak wiedziałem, że będę spędzał przy niej o wiele więcej czasu. Powiadomiłem już nawet Heather o mojej bezterminowej nieobecności. Teraz pozostało już tylko czekać.
CZYTASZ
Łzy Słońca. Zaćmienie cz. 1/ Olśnienie cz. 2/ Turbulencje cz. 3
RomanceOna - 25- letnia zwyczajna dziewczyna, wkrótce ma zostać jednym z architektów wnętrz w firmie Art, Beauty and Desing. Wszystko co ma osiągnęła swoją ciężką pracą. Marzy jej się wielka miłość. On - 28-letni bogaty, przystojny, biznesmen, twórca f...