LXXXI

1.2K 44 9
                                    

   Od pięciu minut stoję przed drzwiami pokoju Williama i zastanawiam się, czy powinnam zapukać. Nie chciałam być nachalna, zwłaszcza teraz, ale z drugiej strony obawiałam się o jego zdrowie. Od wielu dni nie wychodził z pokoju, a co za tym idzie nie pił i nie jadł. Przecież chcę sprawdzić czy wszystko z nim w porządku. Chyba nic złego w tym, że się martwię?

   Wzięłam głęboki wdech i zapukałam w drewnianą powłokę. Nasłuchiwałam chwilę, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Może nie usłyszał, dlatego zapukałam raz jeszcze, głośniej. Nadal nic.

   Wiedziałam, że tym razem na pewno usłyszał, po prostu nie zamierzał otworzyć. Nie mogłam odejść. Zaklęciem otworzyłam zakluczone drzwi i weszłam do środka.

   Choć było późne popołudnie w pokoju panował całkowity mrok. Ciemne zasłony były zasunięte przez co do pokoju nie wpadało żadne światło. Również każde sztuczne oświetlenie w pokoju było wyłączone, a mimo to dostrzegłam chłopaka leżącego na łóżku. Nawet się nie poruszył gdy weszłam do środka. Nie odezwał się, ale wiedziałam, ze nie śpi.

   Zrobiłam krok w przód, ale zatrzymałam się czując, że na coś nastąpiłam. Schyliłam się i podniosłam, małe, drewniane, kwadratowe coś na które ustałam.

-Zostaw to.- Głos blondyna był cichy i zachrypnięty. Zerknęłam na niego, ale nadal nie zmienił pozycji. Przyjrzałam się ciemnej ramce po czym odwróciłam ją tak by ujrzeć co się w niej znajdowało. Zdjęcie przestawało małego Dylana i Williama a obok nich, siostra chłopaka. Wyjęłam z obramowania jedyny kawałek szkła który tam pozostał i rozejrzałam się szukając reszty. Jak się spodziewałam, znajdowała się kawałek dalej, tuż przy ścianie o którą zapewne chłopak rozbił ramkę. Schyliłam się i zaczęłam zbierać w dłoń odłamki szkła.- Powiedziałem, żebyś to zostawiała.- Poczułam uścisk na ramieniu który zmusił mnie bym się podniosła i odepchną mnie na ścianę.

   Nie zauważyłam nawet kiedy podszedł, czy choć podniósł się z materaca. Był wściekły. Zacisną pieść a drugą ręką ściskał moją dłoń w której znajdowało się szkło.

-To boli.- Powiedziałam na co spojrzenie chłopaka złagodniało, i odsuną się jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wbija mi w dłoń szkło. Oczy które przez chwilę zaświeciły się na niebiesko wróciły do normy. Odłożyłam kawałki na szafkę przy drzwiach. Na dłoni widniało kilka ran, ale drobnych.- To nic.- Powiedziałam spoglądając na chłopaka który przyglądał się ranom.

-Po co przyszłaś?- Spytał odwracając się i siadając na łóżku.

-Chciałam sprawdzić jak się czujesz.

-Świetnie, a teraz możesz już sobie iść.- Opał plecami na materac zasłaniając ramieniem oczy.

-Wiesz, że tego nie zrobię.- Odparłam siadając na materacu tuż obok.

-Proszę, zostaw mnie samego.-Poprosił nawet na mnie nie patrząc. Odwrócił się układając tyłem do mnie.

-William, nie możesz wiecznie się tu ukrywać.- Położyłam dłoń na ramieniu chłopaka.- Nic nie jadłeś od kilku dni, wyglądasz strasznie. Na dodatek, za kilka godzin jest pogrzeb.

-Nie idę.

-William.- Westchnęłam przysuwając się bliżej chłopaka.- Jeśli nie chcesz tam iść, nie zmuszę cię, ale pomyśl o Isabell. Nie zamierzasz jej pożegnać? -Zacisną dłonie na pościeli.- Straciłeś siostrę, kogoś Ci bardzo drogiego, to zrozumiałe, że cierpisz. Masz prawo być w żałobie, ale nie kosztem swojego zdrowia.

-Jakie to ma znaczenie?- Wzruszył ramionami. Westchnęłam i przeczołgałam się po materacu tak by znaleźć się na wprost chłopaka. Położyłam się na materacu patrząc na jego twarz.

   Przydługie blond kosmyki spadały mu na twarz i oczy, które poszarzały przez kilka ostatnich dni spędzonych w ciemnościach. Wyciągnęłam dłoń i odgarnęłam lecące na twarz chłopaka włosy .

-Dla mnie ma.- Wplątałam palce w miękkie kosmyki. Poczułam szczypanie na policzkach gdy chłopak który do tej pory unikał ze mną kontaktu wzrokowego, spojrzał wprost w moje oczy.- Dla Isabell również by miało.

-Czemu to robisz?- Spytał. Poczułam jak kladzie dłoń na moim biodrze na co delikatnie się uśmiechnęłam.

-Czy to nie oczywiste?- Spytałam ze śmiechem, ale wydawało się, ze on naprawdę nie rozumie.- Koc...- Zawahałam się. Nie powinnam tego mówić, nie teraz, nie tu. Nie wiedząc, że on nigdy nie odpowie mi tym samym. Uśmiechnęłam się czując delikatne pieczenie pod powiekami przez co zamrugałam kilka razy by powstrzymać łzy.- Zależy mi na tobie. Jesteś moim przyjacielem.- Chłopak uśmiechną się smutno i skiną na znak zrozumienia.

-Ty też jesteś dla mnie ważna. Bardzo ważna.- Zaśmiałam się cicho po czym przysunęłam się bliżej.

-Musimy iść.- Powiedziałam na co chłopak znów pochmurniał. - Będę przy tobie, cały czas.- Przeczesałam włosy chłopaka dłońmi. Skiną na zgodę po czym przyciągną mnie do siebie. Schował twarz w moich włosach przytulając mnie. Uśmiechałam się na ten gest i również go objęłam.- Weź prysznic, ja zrobię Ci coś do jedzenia.- Chłopaka pokiwał na zgodę i po spędzeniu jeszcze kilku minut w uścisku zrobił to co mówiłam.

   Szybko zbiegłam do kuchni i zaczęłam przyrządzać coś do jedzenia i picia. Ułożyłam wszystko na tacy i gdy zamierzałam ruszyć  z powrotem do pokoju do pomieszczenia wkroczył Jace wiążąc nieudolnie krawat.

-Ktoś tu zgłodniał?- Stwierdził rzucając szybkie spojrzenie na tacę.

-Tak, William.- Chłopak zatrzymał się zaprzestając przy tym próby zawiązania krawatu.

-Rozmawiałaś z nim?- Przytaknęłam.- Otworzył Ci?

-Nie, ale znam kilka magicznych sztuczek.- Chłopak prychną wracając do poprzedniego zajęcia. Westchnęłam nie mogąc znieść widoku jak nieudolnie mu to wychodzi, dlatego podeszłam i złapałam za oba końce materiału.

-Ja też kilka znam, ale Dylan powiedział, że wyważenie drzwi nie było by dobrym pomysłem.- Zaśmiałam się gdy chłopak skrzywił się na wspomnienie, zapewne na sposób w jaki wyperswadował mu to przyjaciel. - Dzięki.- Powiedział gdy zawiązałam krawat. Skinęłam głową i podeszłam do blatu chwytając w dłonie tace. Syknęłam cicho, całkowicie zapomniałam o skaleczonej dłoni. Podeszłam do szafki z lekami i wyjęłam z niej bandaż i coś do odkażania. Co prawda rany powoli zaczęły już się goić.- Co się stało?- Spytał podkradając z miski kilka pokrojonych kawałków owoców, przez co uderzyłam go zdrową ręką po dłoni. Pomachał nią przez chwilę, udając, że go to zabolało, ale zaprzestał podjadania owsianki.

-Skaleczyłam się szkłem.- Rzuciłam wymijająco. Nie chciałam by drążył temat, ten jednak przyglądał mi się z zmrużonymi oczami nie wierząc. Po części była to prawda, ale nie kompletna.- Wiesz gdzie mogę znaleźć garnitur Williama?- Spytałam z nadzieją na pomoc chłopaka.Zastanowił się chwilę po czym bez słowa podniósł z miejsca i wyszedł z kuchni.

   Schowałam  do szafki wszystkie rzeczy po tym jak zawinęłam dłoń w bandaż. Ran było więcej niż sądziłam. Większość była bardzo drobna, ale kilka z nich było głębszych.

   Odwróciłam się w chwili w której Jace wkroczył do pomieszczenia z jakimś ochraniaczem na ubrania w dłoni.

-Co prawda miał go na sobie prawie dwa lata temu.- Powiedział odkładając garnitur na blat i ziają poprzednie miejsce.- Nie wydaje mi się jednak by chłopaczek nam urósł.- Zaśmiał się.- Co najwyżej przytył.- Uśmiechnęłam się delikatnie.

   Dobre, że chociaż on, w małym stopniu nadal wprowadza do tego domy trochę humoru. Co prawda nie tak wiele jak wcześniej, ale wystarczająco inaczej kilka ostatnich dni doprowadziło by mnie do szaleństwa.

   Podziękowałam chłopakowi i z jego pomocą zaniosłam wszystko do pokoju Williama. Blondyn nadal był w łazience a ze środka dobiegał szum wody. Jace chciał zostać, ale na moją prośbę wyszedł z pokoju.

   Odsłoniłam jedna z zasłon wpuszczając tym samym do pomieszczenia naturalne światło, choć było go już niewiele. Otworzyłam również okno, chcąc by do pokoju wpadło trochę świeżego powietrza.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz