LXXX

1.1K 50 10
                                    

   Jak co dzień, po nieprzespanej nocy około godziny siódmej postanowiłam zejść do kuchni by coś zjeść. Odłożyłam książki które dzień wcześniej wzięłam z biblioteki i ruszyłam na dół. Zatrzymałam się na schodach dostrzegając kobitę wspinająca się po nich w górę. Nie dostrzegła mnie, była zamyślona i smutna. Podniosła wzrok a gdy mnie dostrzegła uśmiechnęła się lekko w moją stronę.

Zbiegłam w dół pokonując dzielący nas dystans a następnie przytuliłam się mocno do kobiety.

-Cześć Lili.- mocniej mnie do siebie przytuliła.-Tęskniłam.- Zaśmiałam się czując łzy w oczach.

-Ja też Grace.- Podniosłam wzrok przecierając dłonią policzki.- Isabell..

-Tak, wiem.- Posłała mi smutny uśmiech po czym mocno do siebie przytuliła. Kilka ostatnich dni było bardzo nerwowych, smutnych i zabieganych.

   Alfa wraz z żoną zajęli się przygotowaniami do pogrzebu który ma odbyć się dziś wieczorem. Alex znika na całe dnie i noce i biega po lesie w wilczej formie wyładowując smutek i gniew na wszystkim co spodka po drodze. Często przez to z dystansem towarzyszy jej Jace i Mary, nie chcą by dziewczyna w złości zrobiła sobie krzywdę, lub komuś innemu. Dylan... jeśli o niego chodzi, nie wiele jestem w stanie powiedzieć. Dość mocno dotknęła go śmierć Isabell, ale jest to zrozumiałe. Podobno zajmowała się nim i Williamem gdy byli dziećmi.

   Co do chłopaka... spędza całe dnie w swoim pokoju, z nikim nie rozmawia, nikogo nie chce widzieć. Zamkną się tam, i w ogóle nie wychodzi. Zaczynam się o niego martwić. Już wcześniej obwiniał się o stan siostry, ale teraz... Chciała bym z nim porozmawiać, pocieszyć, ale nikogo do siebie nie wpuszcza, mnie również.

-Nie mogłam nic zrobić.- Odezwałam się nadal tkwiąc w uścisku kobiety.- Nie widziałam, nie przewidziałam tego.- Załkałam a kobieta odsunęła mnie od siebie i starła dłońmi łzy.

-To nie twoja wina Liliana.

-Nie, ale mogłam temu zapobiec.- Przyznałam.- Po co mi te cholerne wizje, jak nie mogę nikomu przez nie pomóc, czemu nie mogę widzieć istotnych zdarzeń.

-Wiesz, że to tak nie działa kochanie.- Uśmiechnęła się smutno.

-Tak, a powinno. Jak na razie, przysparzam tylko kłopotów. Narażam wiele osób a sama nie potrafię nikomu pomóc. Nie pomogłam Amber nad jeziorem. Zabiłam męża Lucindy choć wiedziałam co się stanie i mogłam tego uniknąć. Czemu więc zamiast pomagać swoją mocą wyrządzam tylko więcej krzywd?

-Ty naprawdę nie rozumiesz skarbie?- Kobieta przyłożyła dłoń do mojego policzka i delikatnie pogładziła go kciukiem.-Uratowałaś małego Leo przed atakiem.

-Sama go naraziłam.

-Może tak, może nie. Nie wiemy czy twoja nieobecność by cokolwiek zmieniła.- Kiwnęłam na znak zgody, choć nie chętnie.- Chciałaś ostrzec Amber, nikt Cię nie słuchał. To nie była twoja wina, bo próbowałaś temu zapobiec. Kilka dni temu uratowałaś i siebie i Williama, chroniłaś go przed Cieniami i tym Nocnym. Nie możesz wszystkiego przewidzieć, ale nie zmienia to faktu, że nawet bez wizji starasz się chronić bliskich.-Kobieta zastanowiła się chwilę po czym uśmiechnęła się ciepło.- Na parkingu broniłaś się.

-Zabiłam człowieka.- Powiedziałam robiąc krok w tył.

-Tak, ale zrobiłaś to, bo chciałaś chronić chłopaka który jest Ci drogi.- Spuściłam wzrok czując jak znów pieką mnie oczy.- Jesteś wspaniałą, silną kobietą. Nie zapominaj o tym.-Podeszłą do mnie i objęła mocno przyciągając do siebie.- To nie jest i nigdy nie będzie twoja wina. Wiem, ze nie ważne ile razy to usłyszysz, ode mnie, Williama, Amber czy kogokolwiek innego, to nadal będzie Cię dręczyć, ale nie zapominaj o tym, że jesteś dobrą osobą. Gdyby nie ty, nigdy nie znalazła bym Isabell.

-Co?-Podniosłam wzrok na kobietę.

-Po naszych wakacjach, znalazłam w twojej bluzie mały notesik. Napisałaś tam o wydarzeniach na klifie.- Racja, zapomniałam o tym. Tamten sen był inny nisz wszystkie poprzednie, dlatego zapisałam wszystkie szczegóły zarówno po to by o tym nie zapomnieć jak i z nadzieją, że uda mi się odgadnąć co to może znaczyć.- Niedługo po tym Jon poprosił mnie bym znalazła Isabell, podał mi ostatnie miejsce gdzie ją widziano. Pojechałam tam, ale nie wiele znalazłam.

-Co do tego ma mój sen?- Spytałam nie rozumiejąc. Kobieta się przez chwile nie odzywała.- Wiedziałaś? Że jestem Widzącą?- Kobieta posłała mi drobny uśmiech.

-Nie, do nie dawna nawet nie słyszałam o kimś takim, ale wiedziałam, że od dziecka miałaś świetną intuicję i w niezrozumiały dla mnie sposób potrafiłaś przewidzieć niektóre zdarzenia, wtedy tego nie rozumiałam, ale teraz...

-Więc co z tą wizją?- Spytałam sczesze zaciekawiona.

-Byłam w kropce, nie miałam żadnych śladów, dlatego stwierdziłam, że nie zaszkodzi sprawdzić tego miejsca które widziałaś. Nie miałam nic do stracenia. Tam ją znalazłam.-Nie mogłam uwierzyć w jej słowa. Sen w którym słyszałam rozmowę o czyjeś śmierci, mojej śmierci w rzeczywistości był o Isabell? Więc kim byli Ci ludzie, a raczej, kim była kobieta z którą rozmawiał Ryder.- Gdyby nie twoja wizja, Isabell zmarła by już wiele miesięcy temu, z dala od domu i bliskich.

-Nie wiedziałam, że to jej dotyczyło, gdybym wiedziała, może udało by się...

-Przestań.- Odwróciłam się natychmiast w stronę chłopaka który stał u podnóża schodów. Uchyliłam z zdziwienia usta po czym zbiegłam na dół wpadając w rozłożone do uścisku ręce chłopaka.- Dobrze Cię znów widzieć Liliano Jons.

-Co ty tu robisz Ryder?- Spytałam odsuwając się od chłopaka który zerkną na kobietę za mną a cała radość z jego twarzy wyparowała jak by w jednej chwili a zastąpił ją smutek.

-Braciszku!- Odwróciłam się dostrzegając zbiegającą po schodach dziewczynę która jakiś czas temu do nas przybyła szukając Isabell.

-Ty... jesteś Mate Isabell?- To było raczej stwierdzenie. Dziewczyna odsunęła się od chłopaka który spojrzał na mnie po czym przytakną.- Przepraszam, ja...

-Powiedziałem przecież żebyś przestała.- Zaśmiał się choć nie był to wesoły śmiech.- Jestem Ci winny podziękowania. Choć nieświadomie, pomogłaś znaleźć i uratować kobietę którą kochałem.- Siostra Rydera ustała przy nim i oboje patrzyli na mnie z wdzięcznością. Było to dość krępujące, zważywszy na to, że tak naprawdę w niczym nie pomogłam.- Szkoda tylko, że spotykamy się w takich okolicznościach.

-Ty musisz być Ryder.-Spojrzałam na rodziców Williama którzy pojawili się na szczycie schodów.

-Zostawmy ich samych.- Grace wyciągnęła w moją stronę dłoń którą przyjęłam i ruszyłam z nią do pokoju.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz