XXV

2.9K 130 1
                                    


   Nie wiem kiedy zasnęłam ale obudził mnie chłód, co było dość dziwne zwłaszcza, że samochód podczas jazdy wytwarza sporo ciepłą i jeszcze taka ilość osób w nim.

    Otworzyłam i przetarłam oczy. Spojrzałam na zegarek w telefonie, wskazywał trzynastą. Nie byłam pewna ile powinna zająć nam droga ale wiem,że na pewno nie jesteśmy jeszcze na miejscu, więc gdzie? Zaspana po chwili dopiero odnotowałam, że jestem sama, nikogo nie było i znajdowałam się w środku lasu, pięknie. Otworzyłam drzwi wysiadając na zewnątrz, po chwili odbiegły mnie stłumione głosy więc ruszyłam w ich stronę . Gdy byłam wystarczająco blisko by dało się coś usłyszeć za drzewami dostrzegłam trzy postacie.William stał oparty o drzewo, wyglądał jak siedem nieszczęść,miał zaciśnięte powieki, krople potu na czole a twarz wykrzywioną w grymasie. Podeszłam bliżej zauważając, że Dylan trzyma jego jedną dłoń którą chłopak zaciska jego barku jak piłeczkę antystresową. Podskoczyłam lekko słysząc jak coś chrupnęło,błagając oby to nie była kość.

- Lil? Co ty tu robisz?- Jace doskoczył do mnie natychmiast popychając z powrotem w stronę samochodu. Chłopak zaprzestał ruchów kiedy za jego plecami wydobył się głośny warkot.

-Co się stało?

-Idź stąd proszę. Po czekaj na nas w samochodzie, zaraz przyjdziemy.-Spojrzałam na chłopaka a następnie na to co dzieje się za nim .William, bardzo zły William patrzył w naszą stronę , jego oczy znów były barwy ciemno niebieskiej ale te w odróżnieniu do tych z poprzedniego dnia były straszne, budziły grozę. Dylan podtrzymywał go za barki dociskając do drzewa ale po chwili chłopak runą na ziemię więc Dylan odsuną się . Zwijał się z bólu na podłożu ciężko oddychając, chciałam podejść ale powstrzymał mnie żelazny uścisk Jaca.

-Co ty robisz?Puść mnie, chcę mu pomóc.

-Nie pomożesz mu Lilian, musi sam to przecierpieć. Proszę nie patrz na to.-Przeniosłam wzrok to na Jaca , Dylana a na końcu na Willa. Miał nierówny oddech a twarz coraz to bardziej wykrzywiona w cierpieniu.Patrzyłam na to w jakim jest stanie a serce pękało mi na ten widok.

-William?-Szepnęłam ledwo słyszalnie czując, że zaraz polecą po policzkach pierwsze łzy. Chłopak odwrócił się w moją stronę a rysy złagodniały i oddech wracał do normy. Po chwili oczy mu się zamknęły a klatka wydawało się, że się nie unosi.- Co się stało?!- Spytałam w panice, wyrwałam się z objęć chłopaka inie czekając aż znów mnie powstrzyma podbiegłam do jego ciała.

-Nic mu nie jest. Jest na razie nieprzytomny, obudzi się za godzinę dwie. –Jace podszedł do mnie kucając obok. Położył mi rękę na plecach delikatnie głaszcząc.

-Czemu nie oddycha?!- Spojrzałam na chłopaka ze łzami w oczach, ten przytulił mnie do siebie.

- Oddycha,spokojnie. Nie zobaczysz tego bo ciało jest wycieńczone na tyle, że wykonuje minimalną pracę przez co nie dostrzegasz żadnego ruch .-Złapał moją dłoń i położył ją na klatce piersiowej nieprzytomnego chłopaka.- Czujesz?- Po chwili skupienia przytaknęłam z ulgą. Oddycha. Przytuliłam się do chłopak na co odwzajemnił gest i zaczął głaskać mnie po włosach. – Nie masz się czym martwić.

-Co to było?-Spytałam z paniką.

- Za dwa dni jest pełnia, to czas kiedy nasze wilcze wcielenia są nad wyraz aktywne.- Chłopcy podnieśli nieprzytomne ciało chłopaka i kiedy znaleźliśmy się w samochodzie Dylan ruszył w dalszą drogę a Jace siadając na miejscu pasażera odwrócił się do tyłu tłumacząc dalej.- Większość z nas, jest połączona z naszym wilkiem, żyjemy w harmonii przez co wilk nie domaga się kontroli,podczas pełni ma największą szanse na to by przejąć nad nami kontrolę.

-Ale dziś niema pełni.

- Tak, ale kilka dni przed i po również jest to możliwe, choć szanse na powodzenie są mniejsze. My kontrolujemy to wszystko, Will nie.

-Więc to miał na myśli.- Szepnęłam sama do siebie.- Czemu on nie ma nad tym kontroli?

-To powinien sam Ci wyjaśnić.- Wymienili się spojrzeniami po czym wrócili do przyglądania się drodze. Ciekawiło mnie jeszcze jedno.

-Od ilu dni to się z nim dzieje?

-Od trzech.-Odezwał się jak dotąd milczący, naburmuszony Dylan. Od trzech? To wyjaśniało by wczorajsze zajście ale skoro... W niedzielę trafiłam do szpitala, nieprzytomna byłam do poniedziałku to dwa,wczorajszy dzień, trzy.

-I on tu przyjechał?! Czemu go nie powstrzymaliście!? – Nakrzyczałam na nich, Jace zaśmiał się tylko, ale drugi z westchnieniem zerkną na mnie w lusterku, byłam na nich wściekła, na niego, na siebie.

-Myślisz, że nie próbowaliśmy, im bliżej pełni tym gorzej to znosi, ale jak tylko dowiedział się, że jesteś w szpitalu prawie wpadł w szał gdy kazaliśmy mu zostać.

-Jak to?-Spytałam zdezorientowana.

-Nic nie rozumiesz. Jesteś dla niego najważniejszą istotą chodzącą po tej planecie, był wściekły i zrozpaczony kiedy Jace mu o tobie powiedział, chciał natychmiast do ciebie przyjechać ale namówiliśmy go by pozwolił nam towarzyszyć. Wiemy w jakim jest stanie w tym okresie, dodatkowo emocje związane z tobą nakręcały go jeszcze bardziej, chcieliśmy mieć na niego oko, żeby nic sobie nie zrobił, albo tobie.


Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz