XLVI

2.4K 105 9
                                    


   Sceneria różniła się od poprzednich, las zastąpiło ciemne pomieszczenie. Szłam w przód, coraz dalej i dalej, aż wreszcie dostrzegłam w lekko tlącym się nie wiadomo skąd świetle całe pomieszczenie, a raczej parking.

   Podziemny parking, filary z liczbami i literami, białe linie wyznaczające miejsca dla pojazdów. Przechodziłam między kolejnymi filarami, aż dostrzegłam ciemną postać. Nie widziałam twarzy, tylko kształt, czarny kształt przypominający człowieka.

   Zatrzymałam się gdy, jak mi się wydawało, spojrzał na mnie.

   Po chwili uniósł coś w górę a gdy zorientowałam się co to, było za późno, ogłuszający huk w uszach, ale nic poza tym, otworzyłam oczy widząc mały dym unosząc się z lufy a następnie odgłos upadku. Odwróciłam się by dostrzec ciało obok którego zaczęła się tworzyć ciemna plama. Ruszyłam w jej kierunku ale grunt się załamał a ja spadłam w czarną otchłań.

   Zerwałam się łapiąc zachłannie do płuc powietrze. Znów to samo, nie znosiłam tych snów. Zawsze to uczucie, bezsilność i strach.

   Unormowałam oddech ale coś było nie tak, otworzyłam oczy a obok mnie siedział William.

-Co tu robisz?- Spytałam odwracając od niego wzrok.

-Jace dzwonił, powiedział, że od nich uciekłaś i nie mają z tobą kontaktu.- Westchną układając się obok na trawie.-Powiesz mi co się stało, czy to przez to o czym Ci powiedziałem? - Zastanowiłam się chwilę.

   Z jednej strony chciałam z tond iść i uciec od rozmowy, ale z drugiej, był jedyną osobą z którą mogłam porozmawiać. Po dłuższej chwili położyłam się na trawie w wcześniejszej pozycji patrząc wprost na rozgwieżdżone niebo. Każda komórka mojego ciał wyczuwała jego bliskości i ciepło.

-Tak.-Odezwałam się po chwili milczenia.

-Przepraszam, nie wiedziałem... nie powinienem był ci tego mówić.

-Możesz wreszcie przestać.- Spytałam poddenerwowana odwracając się w jego stronę.- Przestań na okrągło mówić jak Ci przykro, przepraszać mnie i obwiniać się o całe zło na świecie. To naprawdę jest wkurzające, wiesz?- Spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Czemu się denerwujesz?- Spytał z rozbawieniem. Jeszcze bezczelny będzie się śmiał! Choć nie ukrywam, że na widok tego uśmiechu lekko się uspokoiłam i poczułam takie dziwne uczucie ciepła.

-Bo mnie wkurzasz.- Burknęłam odwracając wzrok z powrotem na gwiazdy. Milczeliśmy, ignorowałam to jak tylko potrafiłam, ale cały czas czułam to palące spojenie na sobie. - Możesz przestać się na mnie gapić?

-Nie.

-Czemu?- Spytałam znów odwracając się w jego stronę.

-Bo lubię na ciebie patrzeć.- Zabrakło mi oddechu a serce zabiło dwa razy szybciej. Od tamtej chwili żądne z nas się nie odezwało, tylko nieprzerwanie na siebie patrzyliśmy.

~~~~~

   Jak zawsze, Amber nie umiała stawić się na umówioną godzinę dlatego dopiero przed piętnasta dotarłyśmy do galerii, a co za tym szło,kilka męczących godzin biegania między butikami.

-No już nie rób takiej skwaszonej miny, świetnie wyglądasz.- Dziewczyna ustała obok patrząc na mój strój w lustrze.

-Nieprawda, to jest okropne.- Przyjrzałam się uważnie białym, obcisłym rurkom które wydawało mi się, że są za małe o minimum dwa rozmiary oraz perłoworóżowy top który więcej odsłaniał niż zakrywał, prawie jak bym nałożyła ulubioną bluzkę pięciolatki.

-Jak dla mnie świetnie.-Odwróciłam się w stronę chłopaka za którym po chwili pojawił się Dylan i William. Poczułam dziwne ciepło na jego widok a zarazem zdrenowanie z powodu stroju jaki miałam na sobie.

-Tak, dzięki Am, właśnie tak bym wyglądał gdybym ubierała się w ubrania dla dzieci.- Prychnęłam zabierając swoje ubrania i ruszyłam do przebieralni, a gdy wyszłam cała trójka siedziała na fotelach pod ścianą natomiast blondynka trzymała w dłoni materiał, niebieski i przypominający sukienkę.- Wybrałaś wreszcie?

-To nie dla mnie.- Zaśmiała się.

-O nie, ja tego nie włożę.- Powiedziałam osuwając się.

-Oj no weź.- Wskazała dyskretnie na Williama na którego również zerknęłam przyłapując na tym jak również na mnie spogląda podczas gdy pozostała dwójka o czymś dyskutuje.

-Tym bardziej nie.-Wyminęłam dziewczynę i ruszyłam z wybraną bluzą do kasy.

-Nie lubisz sukienek?- Usłyszałam nad uchem jego głos i ciepło jakie otuliło mnie przez jego oddech.

-Nie lubię niczego co wybierze Amber. Nie mój styl.

-Rozumiem.-Po chwili pozostali dołączyli do nas więc następnie ruszyliśmy do podziemnego parkingu by zostawić w samochodzie chłopaków zakupy, gdyż zaproponowali, że nas odwiozą, by następne bez bagażu ruszyć do knajpki na mały obiad.

-Czekajcie.-Powiedziałam szperając w małej torebeczce na ramieniu.-Zostawiłam w którejś torbie z zakupami telefon, Jace dasz mi na chwilę kluczyki?

-Jasne.-Rzucił metal w moją stronę co bardzo zręcznie złapałam.

-Pójdę z tobą.

-Nie trzeba.-Uśmiechnęłam się w stronę Williama.- Zarz wrócę, Am zamów mi to co zawsze.-Ruszyłam do samochodu zostawiając za sobą rozmawiającą grupkę.

   Przeszukałam kilka toreb by wreszcie znaleźć zgubę. Sprawdziłam powiadomienia i zablokowałam urządzenie a następnie zamknęłam bagażnik i zakluczyłam samochód.

   Ruszyłam w stronę wejścia do galerii ale natychmiast zatrzymałam się jak sparaliżowana słysząc za sobą dziwny szelest. Odwróciłam się i ujrzałam niedaleko zakapturzoną postać.

-Miło Cię widzieć.- Odezwał się męski głos podchodzą kawałek w moją stronę i ściągną kaptur. Mężczyzna po trzydziestce, zarost i brązowe włosy, postawny i umięśniony dość mocno, z tego co mogłam zauważyć.

-Czy ja Pana znam?- Spytałam.

-Nie, ale ja znam Ciebie, a raczej twojego Mate i jego rodzinę.-Odpowiedział sięgając po coś do tyłu.

-To znaczy?- Uważnie obserwowałam ruch jego ręki, do momentu gdy wyciągną pistolet. Zerknęłam na jego twarz samoistnie cofając się o krok.

-Jesteś Mate mojego brata.- Odpowiedział, zerkając na coś za mną.

-Lilian, wszystko w porządku?- Usłyszałam ten, piękny i wywołujący za każdym razem dziwny dreszcz głos. Chłopak zatrzymał się przymnie, zerkając na mężczyznę i broń którą trzymał.

-Witaj braciszku.

-Kim Pan jest?- Spytał robiąc krok w przód.

-Nazywam się Sam, jesteś moim bratem.

-Nie przypominam sobie.

-W to nie wątpię. Przyszedłem coś odebrać, więc był bym wdzięczny gdybyś się odsuną, chyba, że chcesz by twoja dziewczyna zginęła.-Podniósł pistolet z lufą wycelowaną w moją stronę.

-Hey, spokojnie.- Blondyn podniósł do góry ręce i odsuną się lekko.-Wyjaśnisz nam czego chcesz.

-Mój ojciec, nasz ojciec, coś odebrał mojej matce, a ja zamierzam to odzyskać. Niestety nie mam do niego dostępu i wiem, że nigdy bym go nie dostał, zwłaszcza gdyby dowiedział się kim jestem, dlatego zemszczę się w inny sposób.

-Co jej odebrał, mogę ci pomóc.-Odpowiedział zerkając co chwila na mnie.

-Już to zrobiłeś, znalazłeś ją.-Wskazał na mnie.

-CO chcesz zrobić?-Spytał spanikowany choć z całych sił próbował zachować spokój.

-To samo co on, odebrać mu ukochaną osobę. Nie dotrę do jego Mate, ale mogę dotrzeć do ciebie, jego ukochanego dziecka, a ciebie złamać może tylko jedno.- Huk, tylko to słyszałam a następnie szarpnięcie w tył.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz