LXVI

1.6K 72 5
                                    

   Jeszcze tego samego dnia, gdy rozmawiałam z Arią, ta wyjechała z Gardnergon. Nie powiedziała mi dlaczego, ani na jak długo, ale mogę łatwo się domyślić, że tak nagła decyzja o wyjeździe wynikała z naszej rozmowy, a raczej mojego monologu.

-Czyli, że jesteś medium?- Ja, Amber, Dylan, Jace i William siedzieliśmy w salonie, jak ostatnimi czasy dość często się to zdarzało i rozmawialiśmy. Postanowiłam, że skoro blondyn i Am o wszystkim wiedzą, nie powinnam mieć obaw przed podzieleniem się tym z resztą.

-Nie, nie jestem, chyba.- Westchnęłam, chłopak zgarną kolejną garść popcornu zastanawiając się chwilę.

-Powiedz, czy wygram jutro w lotto!?- Ożywiony doskoczył do mnie w zastraszająco szybkim tempie.

-Jace, to tak nie działa...- Znudzona już pytaniami chłopaka wyrwałam z uścisku swoją dłoń którą trzymał patrząc na mnie maślanymi oczkami.

-To po co ty mi jesteś potrzebna, jak nawet nie umiesz przewidzieć jakie numery wygrają jutro w losowaniu.- Prychną i obrażony ziają swoje poprzednie miejsce.

-Ale z ciebie trudny przypadek Jace.- Mrukną Dylan, choć wszyscy doskonale go słyszeli.- Spytaj się jej lepiej jak wielkie jest prawdopodobieństwo, że moja pięść i twoja twarz się zaprzyjaźnią.

-Nie groź mi, dobrze wiemy, że nikt nie odważył by się tknąć tego arcydzieła.- Chłopak  rzucił popcornem w Blondynkę i Dylana który ją obejmował. Wszyscy zaśmiali się a do salonu wkroczył ojciec Williama z Leo na racach, który już znaczą przysypiać. Prócz naszej piątki, alfy oraz chłopca, nikogo więcej nie było w domu. Alex, Mary, Sam oraz matka William wybrały się... no właśnie, nikt nie wie, prócz Alfy, dokąd się wybrały. W każdym bądź razie ojciec Williama został dziś mianowany opiekunem chłopca, ale jak widać nie zbyt sobie radził. Choć chłopiec wyglądał już na zmęczonego, to nadal był umazany czekoladą, jak jeszcze pół godziny temu a mimo późnej godziny, nie był ani przebrany w pidżamy, anie nie spał.- Ktoś tu chyba sobie nie radzi jako niańka.- Zaśmiał się Jace co chyba nie spodobało się zmęczonemu już Alfie.

-Nie moja wina, że ten dzieciak to mały potwór, próbuję już od godziny namówić go by poszedł spać.

-Nawet czekoladą?- Zaśmiał się chłopak, do czego dołączyliśmy wszyscy.

-Skąd ja mam wiedzieć jak usypiać dziecko?

-Sam masz ich kilkoro.- Dodał Jace drocząc się z mężczyzną. Widać było, że zarówno on jak i chłopiec byli mocno zmęczeni, ale żaden z nich nie dawał za wygraną.

-Może ja spróbuję?- Spytałam wstając z miejsca i podchodząc do mężczyzny.- Zajmowałam się Kathy gdy była młodsza, to był dopiero diabełek.- Zaśmiałam się na wspomnienie naszej pierwszej spędzonej razem nocy. W życiu nie byłam tak zmęczona bieganiem, jak po tym gdy musiałam biegać za nią półtorej godziny chcąc nałożyć jej bluzeczkę.- Słodziutki dzieciaczek.

-Dziękuję Lili, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy.- Odetchną z ulgą podając mi chłopca i natychmiast znikając w swoim gabinecie, co rozbawiło nas wszystkich.

~~~~~

-Uciekło wreszcie i przedostało się przez płot na drugą stronę, w krzaki. Gdy upadło na ziemię,przestraszone ptaszki frunęły i uciekły.—To dlatego, że jestem takie brzydkie—pomyślało kaczę i zamknęło oczy, aby nic nie widzieć przez jedną chwilę. Lecz skoro odpoczęło, zerwało się znowu i biegło dalej, dalej,aż do wielkiego błota, gdzie mieszkały dzikie kaczki. Tutaj noc przepędziło. Nazajutrz dzikie kaczki zaczęły mu się przypatrywać.—Coś ty za jedno?—pytały zdziwione. A kaczątko kłaniało się na wszystkie strony, jak umiało i mogło.—Jesteś potwornie brzydkie—rzekły dzikie kaczki—ale cóż nam z tego? Bylebyś nie zechciało żenić się w naszej rodzinie, nic nam do twej urody.- Zerknęłam na chłopca który zasną na moim ramieniu. Zamknęłam książeczkę i odłożyłam na stoliczek przy łóżku chcąc podnieść się z miejsca ale zatrzymał mnie cichy senny głos chłopca.

-Nie idź ciociu.- Leo wtulił się mocniej w mój bok uniemożliwiając mi wyjście. Uśmiechnęłam się na widok chłopca przytulonego do mnie i zajęłam odpowiedniejszą pozycję do spania gasząc uprzednio światło.

-Dobranoc.

~~~~~

   Obudziłam się późnym rankiem, ale chłopca który zasną w moich objęciach przy mnie nie było. Wstałam, pościeliłam łóżko i ruszyłam do swojego pokoju chcąc wsiąść prysznic i przebrać się. Gdy chwyciłam za klamkę zatrzymałam się na chwilę uświadamiając sobie, że nie miałam dziś żadnego snu, co ostatnimi czasy było raczej rzadkością.

   Gdy tylko wyszłam na korytarz, umyta i przebrana poczułam jak w korytarzu unosi się piękny zapach ciasta drożdżowego. Kuszona smakołykiem ruszyłam w stronę kuchni zatrzymując się na szczycie schodów na dźwięk dzwonka do drzwi. Przyglądałam się jak Jace, który ostatnio wręcz zamieszkał w posiadłości Lannister, podszedł do drzwi i otworzył je.

   Stała przed nim niska, brązowowłosa dziewczyna. Wydawała się być zmęczona. Jej twarz, choć prześliczna miała lekkie zadrapania a oczy zaczerwienione i opuchnięte jakby od płaczu.

-Tak?- Spytał chłopak przyglądając się dziewczynie. Była nie wiele starsza od nas a przynajmniej miałam takie wrażenie. Zeszłam kilka stopni w dół chcąc lepiej ją widzieć i słyszeć.

-Szukam Jona Lannister, czy on tu mieszka?- Chłopak zerkną na mnie przez ramię tak samo zdziwiony jak ja.

-Tak, a ty to...?

-Lucinda. Muszę z nim porozmawiać, proszę pozwól mi się z nim zobaczyć.- Dodała wręcz błagalnym głosem. Jace zerkną w moją stronę na co skinęłam głową na niemą prośbę znalezienia Alfy. Nie zajęło mi to wiele czasu, bo podobnie jak William, Leo i Dylan znajdowali się w kuchni zajadając się gorącymi drożdżowymi bułeczkami. Aż zaburczało mi w brzuchu.

   Wytłumaczyłam Alfie, że przyszła kobieta która chce się z nim widzieć i ruszyłam wraz z nim do korytarza w którym czekał Jace z kobietą. Teraz gdy chłopak jej  nie zasłaniał mogłam dostrzec, że na rękach trzyma małe, zawinięte w próby kocyk dziecko. Wydawało się, że śpi.

   Mężczyzna przyjrzał się jej. Wyglądała jakby miała za chwilę zemdleć za to z całej siły próbowała utrzymać się na nogach. Pan Lannister zaprosił ją do swojego gabinetu wgłąb korytarza zostawiając naszą dwójkę za sobą.

-Kto to jest?- Spytałam gdy zostałam sama z Jacem.

-Nie mam pojęcia, ale ma specyficzny zapach i wydaje mi się znajomy.- Zastanowił się chwile z zmarszczonymi brwiami, by po chwili szeroko się uśmiechnąć i ruszyć do kuchni.- Jeśli nie zjedli wszystkiego nie licz, że Ci cokolwiek zostawię!- Krzykną odchodząc i choć chciałam bardzo zjeść te smakołyki nie mogłam się przez chwilę ruszyć z miejsca.

   Wpatrywałam się w miejsce gdzie zniknęła kobieta, miałam złe przeczucia, bardzo złe. Musiałam przyznać rację, dla mnie też wydawała się być znajoma, ale moja pamięć do twarzy jest bardzo dobra, więc raczej bym ją pamiętała. Wiec dlaczego czuję się jak bym była jej coś winna?

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz