Ze względu na to, że w dość oczywisty sposób sprzeciwiłam się pomysłowi Ary by ukryć się w sabacie, uparła się, że gdy tylko wróci do zdrowia, wrócimy do treningów, ze zdwojoną siłą.
Myślałam, że właśnie po to wywlokła mnie z samego rana z ciepłego łóżeczka. Po ponad dwóch miesiącach rekonwalescencji wróciła do poprzedniej formy, a przynajmniej tak sądziła.
Zamiast jednak na trening zabrała mnie na polanę na której lubiłam spędzać każdą wolną chwilę. Nie zdziwiła bym się aż tak, gdybyśmy nie zastały tam Williama. Nie był zdziwiony widząc naszą dwójkę, a co dziwniejsze, wyglądał wręcz jak by na nas czekał. Przez dwa miesiące prawie się do mnie nie odzywał.
Spoglądam na Arię która wygląda na trochę przygnębioną choć jeszcze chwilę wcześniej tryskała radością wręcz u niej niespotykaną, a przynajmniej tak sądziłam. Podeszłam do chłopaka.
-Pomyślałem, że to odpowiednie miejsce.- Blondyn uśmiechną się delikatnie, ale nie tym z uśmiechów które lubiłam, za to jednym z tych które znałam najlepiej. Smutny uśmiech Williama.
-Do czego?- Dopiero teraz dostrzegłam stojąca niedaleko torbę. Podążył za mną wzrokiem po czym położył dłoń na moim ramieniu nie wiedząc od czego zacząć, ale ja wiedziałam już doskonale co się dzieje. Obawiałam się tego od dłuższego czasu.-Nie.- Strzepałam dłoń chłopaka robiąc krok wstecz.
Od samego początku byłam na to przygotowana, odkąd go poznałam.
Wpatrywał się we mnie z wielkim bólem, ale to mnie powinno być przykro. tTo ja powinnam pokazać mu, że mnie rani, ale nie byłam w stanie. Złość przeważała i tylko ją byłam w stanie okazać.
Dzięki niemu tu się znalazłam, to on pokazał mi ten świat. Jemu zawdzięczam to wszystko, odnalazłam matkę, poznałam historię swojej rodziny, mogłam sobie choć przez chwilę wyobrazić ojca. Dzięki niemu odnalazłam to co szukałam od tak dawna. Dzięki niemu znalazłam przyjaciół, za jego sprawą stworzyłam nową rodzinę, wszystko tylko i wyłącznie zawdzięczam poznaniu Williama.
-Muszę to zrobić, tak będzie lepiej. - Wyszeptał unikając mojego wzroku.
-Dla kogo? - Pytam głosem wyprany z uczuć.
-Dla wszystkich, jestem niebezpieczny.- Westchną ciężko.- Próbowałem, ale nie umiem nad tym zapanować, nie umiem go kontrolować, nie potrafił i nigdy nie będę. - Podchodzi bliżej kładąc dłoń na moim policzku delikatnie kciukiem trąc skórę. - Skrzywdziłem tak wiele osób. Peter, Leo, Sam, Dylan. - Nabiera więcej powietrza zaciskając pięść. - Skrzywdziłem Ciebie Lilian.
-Wiesz, że to nie prawda. To nie byłeś ty, to nigdy nie byłeś ty.
-Owszem, ja. Za każdym razem, widzę, czuję, słyszę, ale nie panuje, dlatego nie mogę zostać.- Spojrzał na Aryę stojącą za moimi plecami.- Gdybym nie przeczytał twojego dziennika... Nie poszedł za tobą... Miałaś plan, dobry plan a ja to zniszczyłem.
-To ja zawiodłam, nie ty.- Próbowałam go przekonać.- Powinnam o wszystkim powiedzieć, niczego nie ukrywać. Od samego początku powinnam być szczera to przeze mnie...
-Prawie zginęłaś Lilian. I to była moja wina.- Uśmiechną się delikatnie stykając czoło z moim czołem i patrzył mi prosto w oczy. Z każdym jego słowem, czułam jak by ktoś rozrywał mi klatkę, powoli, kawałek po kawałku.- Nie jestem w stanie się sam bronić, za każdym razem gdy ktoś Cię zrani, robi to, bo chcesz bronić mnie zamiast siebie. - Uśmiechną się smutno. Słyszałam za sobą przyśpieszone kroki i głosy aż Amber, Dylan i Jace wpadli zdyszani na polanę. William spojrzał w stronę Ary i skiną głową.
CZYTASZ
Pełnia Krwi
FantasyZwykła studentka. Lubi czytać, interesuje się bieganiem, pływaniem, poznawaniem nowych rzeczy. Choć zamknięta w sobie i izolująca się od społeczeństwa ma marzenia, chce skończyć studia, zdobyć dobrze płatny zawód, podróżować po świecie. Pragnie poz...