LXXVII

1.2K 55 5
                                    

   Obudziłam się gwałtownie z krzykiem. Nie wiem tylko czemu, znów nic nie pamiętałam za to czułam jeszcze większy lęk niż poprzednio.  Podniosłam się gwałtownie z miejsca kopiąc jeden z większych kamyków który wpadł do wody.

   Machnęłam prawą dłonią z frustracji krzycząc przy tym a woda w jeziorze zafalowała. Upadłam na kolana uderzaj pięśćmi w piasek a woda z jeziora uniosła się w górę i rozprysła na wszystkie strony. Mało mnie w tej chwili obchodziło, że woda całą mnie zmoczyła.

-Co się ze mną dzieje?- Spytałam sama siebie półszeptem.

-Też chciał bym się tego dowiedzieć.- Zerknęłam przez ramię na chłopak który stał kawałek za mną, również przemoczony.

-Zostaw mnie samą.- Mruknęłam odwracając od niego wzrok.

-Jak mi powiesz co się z tobą dzieje.- Zdenerwowana podniosłam się gwałtownie z kolan odwracając w jego stronę.

-Zostaw mnie w spokoju!- Odepchnęłam chłopaka nawet go nie dotykając, tylko delikatnie machnęłam dłonią.

   Powtórzyłam ten sam ruch gdy tylko blondyn podniósł się i zrobił krok w moją stronę. Znów gdy powtórzył poprzednie czynności, tym razem mocniej. Chłopak znów się podniósł. Zdenerwowana odepchnęłam go z całej siły przyciskając do drzewa, tak by nie mógł się ruszyć.

   Zwolniłam uścisk podchodząc do blondyna który nie odezwał się, ani nie poruszył mimo, że dłużej go nie trzymałam. Patrzył za to na mnie ze spokojem co jeszcze bardziej mnie rozdrażniło. Znów podniosłam dłoń, ale nim cokolwiek zdążyłam zrobić William zrobił krok który nas dzielił i przyciągną do swojej piersi zamykając w uścisku.

   Poddałam się. Nie miałam siły stawiać oporu, nie chciałam. Wreszcie poczułam się bezpiecznie, a strach który towarzyszył mi przez cały dzień zmalał, nie znikną, ale nie był tak intensywny.

   Zacisnęłam pięści na bluzie chłopaka chowając w niej również twarz. Byłam zmęczona tym wszystkim, ciągłym strachem, wizjami, szukaniem odpowiedzi, rozrywającym bólem głowy każdego dnia. Bark snu, koszmary.

   Chciałabym cofnąć czas, cofnąć się do dnia zakończenia roku i nigdy nie pójść na to ognisko. Nie spotkała bym wtedy Jeca ani Dylana. Nie pocieszała bym Amber i nie poznała bym Williama.

   Miała bym normalne życie. Nic by się nie wydarzyło. Nie miała bym takiego mętliku w głowie. Moje życie nie wyglądało by jak by nie należało do mnie. Cały czas czuję, że coś się święci, wiem, że moje ostatnie wizje mają z tym wiele wspólnego, ale czemu nie mogę tego pamiętać.

   Skoro jestem tak potężna czemu więc nie jestem w stanie tego dokonać, czemu nie mogę wrócić do tamtych dni gdzie największym zmartwieniem było zaliczenie semestru.

-Lilian?- Spytał szeptem . Odsunęłam się od chłopaka po czym spojrzałam na jego twarz.

-Boję się.- Przyznałam czując napływające do oczu łzy.- Nie mam pojęcia co jest ze mną nie tak.- Zwiesiłam dłonie nie mając już sił.

-Wszystko jest z tobą w porządku.- Złapał moją twarz w dłonie.- Nie wiem co się dzieje, może to przez ostatnie wydarzenia. Nie wspieraliśmy Cię tak jak na to zasługujesz.

-A co jeśli to prawda? To co pisało w książce? Jeśli zaczynam tracić rozum.- Uśmiechną się delikatnie rozbawiony.

-Nie znam nikogo kto był by bardziej przy zdrowych zmysłach. Nie myśl o tym. To co piszą nie zawsze okazuje się prawdą.- Przytaknęłam po czym blondyn przytulił mnie do siebie.- Nie wiedziałem, że jesteś do tego zdolna.- Wskazał na jezioro które uspokoiło swoją taflę.

-Też nie wiedziałam.

-Pokażesz mi coś jeszcze?- Poprosił uśmiechając się promiennie. Zaśmiałam się i przytaknęłam po czym zbliżyłam się do wody i ułożyłam dłoń prostopadle prawie stykając dłoń z zimną cieczą.

   To lubiłam w nim najbardziej, zawsze starał się odwrócić moje myśli od czegoś nieprzyjemnego, szkoda ze nie potrafię mu się za to odwdzięczyć.

   Skupiłam się, ale to nie zadziałało. Drgnęłam gdy chłopaka położył dłoń na moim ramieniu. W tym samym czasie woda wzniosła się tworząc wielką ścianę. Wstałam z miejsca utrzymując dłoń w tej samej pozycji po czym zacisnęłam ją w pięść a woda zaczęła zmieniać się w lód.

   Przed nami ukazała się wielka lodowa ściana mieniąca się w świetle księżyca który przeszywał ją na wskroś.Zerknęłam na chłopaka który przyglądał się lodowej barierze z zachwytem. Ucieszyłam się widząc go szczęśliwego.

   Odwróciłam wzrok słysząc za sobą ruch a lód rozkruszył się i rozsypał a po chwili zmienił się z powrotem w wodę.

   Odepchnęłam chłopaka zauważając ciemną sylwetkę i mieniące się bielą oczy. Upadłam na plecy pod ciężarem potwora. Zaskoczona nie wiedziałam co zrobić. Wytworzyłam promień światła podobny do tego który udało mi się stworzyć gdy zostałam zaatakowana w pokoju a następnie podniosłam się, nie na długo bo po chwili poczułam uderzenie w plecy.

   Przeturlałam się uderzając głową o jakiś kamień. Syknęłam z bólu lekko zamroczona i podniosłam się na dłoniach. Chłopak podbiegł do mnie chcąc mi pomóc.

-Nic mi nie jest.- Z małą pomocą podniosłam się i przyłożyłam dłoń do rany a na palcach ukazały mi się czerwone ślady. Spodlałym na zniżające się w naszą stronę cztery cienie.

   Nie wyglądały na chętne do negocjacji. Spojrzałam w bok w ostatniej chwili uchylając się od ciosu.  Odsunęłam się unikając kolejnego zacięcia szponami. Było ich za wile, nie dam rady sama ich pokonać, ale nikt nie jest w stanie przybyć nam na pomoc.

   Zamachnęłam się i z całej siły odepchnęłam chłopaka ratując go tym samym przed atakiem za jego plecami.

-Lilian!- Krzykną i jak w jednej chwili poczułam coś ostrego rozrywającego mi prawy bok. Odwróciłam się na pięcie i powtarzając poprzednie zaklęcie złapałam dłonią twarz bestii która w moment rozsypała się w proch. Udało mi się również powstrzymać dwie następne, ale trzecie wzięła mnie z zaskoczenia przez co z impetem uderzyłam w jedno z drzew.

   Zamroczona podniosłam wzrok na blondyna w którego kierunku ruszyły następne trzy bestie. Krzyczał coś w moją stronę, ale za mocno szumiało mi w uszach by cokolwiek usłyszeć. Cofał się gdy Cienie zbliżały się do niego.

   Był bezbronny a ja za słaba by mu pomóc, ale również zbyt zamroczona by się w tej chwili obronić a jednak nie mnie obrały za swój cel. Nie wiem czemu nie mnie atakowały, ale nie mogłam pozwolić by coś mu się stało. Choć nie byłam w pełni sił, podniosłam się i zaciskając mocno pięści z wściekłością włożyłam resztki energii w zaklęcie.

   Z moich dłoni wydobyło się oślepiające światło a Cienie w jednej chwili zniknęły. Podtrzymałam się drzewa z trudem łapiąc oddech. Kręciło mi się w głowie a skroń pulsowała niemiłosiernie do tego na całej twarzy czułam stróżki zaschniętej krwi, a bok który rozdarły pazury palił żywym ogniem.

   Podniosłam wzrok słysząc równomierne rytmiczne klaśnięcia. Wyprostowałam się dumnie gotowa na następny atak, ale ku mojemu zaskoczeniu nie były to Cienie.


Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz