LXXXIX

1.3K 51 1
                                    

   Choć minęły trzy dni, wszyscy na czele ze mną są w stanie gotowości z obawy przed kolejnym atakiem. Wielu zginęło, wielu zostało rannych, w tym Arya. Powoli zaczyna dochodzić do siebie, ale nadal jest osłabiona.

    Dylan, Amber i Grace zjawili się w Gardnergon natychmiast gdy się o wszystkim dowiedzieli. Oczywiście obie były na mnie wściekłe, zresztą nie tylko one. Czułam, że to moja wina, gdybym wcześniej o wszystkim powiedziała...

   Nie jestem w stanie cofnąć czasu. Mogę tylko uczyć się na swoich błędach i sukcesach, choć tym razem nie wiele ich było.

-Jak myślisz, wrócą tu jeszcze?- Spytała Am pomagając mi łatać okna, choć głównie tylko stała i przyglądała się jak magią scalam szkło.

-Jestem tego pewna.- Przyznałam sklejając kolejne odłamki.- Bardziej zastanawia mnie czemu wtedy odpuścili.- Wiele wydarzyło się tamtej nocy, najgorsze było jednak to, że niewiele z niej pamiętałam. Wszystko zlewa się w jeden nie zbyt czytelny obraz.

   Staram się opanować wizje, wrócić do tamtych wydarzeń i zobaczyć to czego nie pamiętam, odkryć dlaczego się wycofali, ale nie potrafię okiełznać wizji tak by zaprowadziły mnie w miejsca do których chcę dotrzeć.

   Wiem jedno, nie poddam się, nie mogę tego zrobić puki nie nauczę się tego kontrolować.

-Kiedy wrócą, musimy być lepiej przygotowani.- Odwróciłam się w stronę Grace maszerującą w naszym kierunku a obok niej szedł poobijany Jace. Choć na Zmiennych rany goją się szybciej niż na zwykłych ludziach, stado ucierpiało tak bardzo, że nawet ich rany nie goją się jak zawsze.

   Na lewym policzku widniał czerwony ślad po zadrapaniu oraz siniak na szyi i szczęce. Mary była w gorszym stanie. Miała złamane żebra i pękniętą kość w stopie a do tego pełno zadrapań i siniaków.

   Alfa, cóż o jego stanie nie wiele wiemy. Powiedziano nam, że sprawa nie wygląda najlepiej. Chodziły pogłoski, że może umrzeć, ale nie były prawdziwe o czym poinformował nas lekarz wczorajszego wieczoru. Kiedy mu się poprawi zapewne dostanie mi się za to wszystko i szczerze, będzie mi się należało. Sue cały czas przebywa z mężem, a jej stan nie był poważny.

   Z Williamem nie widziałam się od kilku dni, nie rozmawiałam z nim, i chyba nikt tego nie zrobił. Znów zaszył się w swoim pokoju i już myśleliśmy, że więcej go nie zobaczymy, tak jak planował to ostatnim razem, jednak zdziwiliśmy się widząc go wchodzącego do wielkiego salonu w posiadłości Lannisterów, a raczej tego co po niej zostało.

-Lilian przewidzi następny atak, prawda?- Spytał Jace stając przy oknie.

-Bardziej zastanawia mnie, czy nam o nim powie.- Grace zerkała z ukosa na Dylana który pojawił się znikąd i objął niską blondynkę która przytuliła się do jego boku.

-Przepraszam.-Mruknęłam cicho. Choć wszyscy to usłyszeli, zignorowali mnie i słusznie, wiedziałam, że są na mnie źli.

-Co było, minęło. Ostatnie co nam teraz jest potrzebne to konflikty wśród swoich.- Grace położyła dłoń na moim ramieniu spoglądając na chłopaka wzrokiem rzucając mu wyzwanie, którego całe szczęście się nie podjął. Gdyby zaczął dyskusję z Grace, źle by się to skończyło.- Każdy z nas stara się ze wszystkich sił chronić pozostałych, to samo robiła Lilian. Nie nam oceniać, czy podjęła słuszne decyzje.

   Spojrzałam po twarzach wszystkich w sali, Amber, Dylan  i Jace zgodzili się z kobietą ale gdy spojrzałam na Williama odwrócił ode mnie swój wzrok gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały. Wiedziałam, że był na mnie zły. Wszystkich naraziłam. Słusznie miał mi to za złe, ale liczyłam, że nie będzie tego tak dobitnie okazywał.

-Lillian powinna pojechać ze mną do sabatu.- Odwróciliśmy się w stronę wejścia przez którego próg weszła Aria z pomocą Sue. - Jeśli o nią im chodzi, nie będzie tu bezpieczna gdy tak przetrzebili stado. Po za tym, w sabacie nadal będzie mogła się uczyć magi i ją rozwijać.- Spojrzałam na Grace niemal błagalnym wzrokiem.

-Nigdzie nie będzie bezpieczna.- Powiedziała wysłuchując mojej niemej prośby.- Znajdą ją nie zależenie jak doborze ją ukryjemy. Nie powinniśmy tracić na to czasu i energii a zamiast tego się przygotować. Jeśli chcą...

-Nie zaatakują nas.- Powiedziałam zaskakując sama siebie pewnością z jaką wyszło to z moich ust. Podeszłam do tego samego okna które chwilę wcześniej naprawiłam i wyjrzałam przez szybę na zachodzące słońce pomiędzy gałęziami drzew.

-Skąd to wiesz?- Zerknęłam prze ramię na Aryę.

-Wiedzą, że jesteśmy słabi, z łatwością mogli nas zaatakować już dawno i wygrali by, ale tego nie zrobili. Nie wiem dlaczego, ale to o mnie im chodzi.- Powiedziałam jak przez mgłę pamiętając krzyk jakiegoś mężczyzny. Ona, ma być żywa! -Zależy im na mnie, żywej. Widzieli co potrafię, do czego jestem w stanie się posunąć by was chronić, nawet jeśli miało by mnie to kosztować życie. Nie będą tak ryzykować, na razie.

   Odwróciłam się czując dłoń Grace na ramieniu po czym objęła mnie przytulając do siebie. Zaraz za nią przytulił mnie Jace i Amber. Zaśmiałam się gdy chłopak udawanie starł z policzka łzę wzruszenia na, jak to skomentował, wzruszającą przemowę.

   Tego byłam pewna, nie zaatakują bez lepszego planu bo nie dam im się pojmać żywa.

   Między uściskami i bardziej przyjemnej rozmowie i śmiechom zauważyłam jak William wymyka się z pokoju, ale nie zdołałam odczytać z jego twarzy co czuje lub o czym myśli. Po prostu wyszedł.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz