XXXVIII

2.5K 115 11
                                    


   Zamachnęłam się czując po chwili ból w nadgarstku i kciuku. Szlak by to.Chłopak zachwiał się podpierając stołu i przyłożył dłoń do skroni z której poleciała stróżka krwi. Kiedy wyrwał się z oszołomienia podszedł do mnie chcąc złapać za włosy, ale dalej był w lekkim szoku przez co dostał w brzuch a następnie w nos.Zatoczył się pod ścianę i zachachmęcając o serwetę na komodzie i ciągnąc w dół wazon z kwiatami i ramkę ze zięciem.

-Wyraziłam się jasno, masz z tond zniknąć, na dobre.- Po pomieszczeniu rozniosły się kroki a po chwili do pokoju wpadł William i Dylan.Chyba nie tego się spodziewali bo w pierwszej chwili ich zatkało,ale zaraz potem brunet podbiegł do Am przytulając ją do swojego boku.

-A więc wszystko jasne, znalazłaś sobie tego, teraz wszystko pasuje.- Wstał z ziemi chcąc do nas podejść widziałam jak William ruszył w jego stronę. - Ty mała, wredna su...- Złapałam go za ramię, nachyliłam w przód a po chwili oberwał kolanem w brzuch i trochę bardziej wrażliwe miejsce. Podtrzymałam go przed upadkiem i nachyliłam nad uchem.

-Mam wrażenie, że masz problem ze słuchem, ale teraz chyba zrozumiesz. Masz trzymać się z dala od mojej siostry, jasne? Ma cię tu nie być, teraz i nigdy więcej.- Odepchnęłam go lekko przez co wpadł na oszołomionego Williama, ten jednak go popchną w tył a po chwili wyszedł z domu mrucząc coś pod nosem.

   Rękami drżała, nie ze strachu, raczej z nadmiaru adrenaliny, byłam nabuzowana, nic do mnie nie docierało, co się stało, co zrobiłam i powiedziałam. Do rzeczywistości przywróciła mnie ręka Williama na ramieniu która natychmiast złapałam, nadal będąc podminowaną, i zamachnęłam się przez co chłopak nie zdążył nic zauważyć i dostał prosto w lewy policzek.

   Odskoczyłam natychmiast, zakrywając twarz dłońmi, usłyszałam tylko pisk Amber i lekki śmiech Dylana oraz upadek chłopaka na ziemię.

-O mój Boże, przepraszam.- Ukucnęłam przy chłopaku dotykając drżącą dłonią policzka na co sykną. - Co ja... Przepraszam.

-Nic mi nie jest.- Podniósł się z ziemi chwiejnie, pobiegłam do kuchni wyciągając z zamrażalki mrożonki i przyłożyłam mu do policzka,na co ponownie sykną.- Zaraz nie będzie śladu nie panikuj. -Zaśmiał się wraz z przyjacielem.

-Należało Ci się.- Dylan zaśmiał się uderzając go lekko w tył głowy na co ten stukną go w ramię. Amber ustała przy brunecie który usiadł przy stole i przyglądała mi się uważnie, próbowałam to jednak zignorować. Przykładałam lód do policzka a ręce nadal się trzęsły, do momentu gdy ciepła dłoń Williama nie nakryła mojej zimnej.

-Hey,nie denerwuj się.- Złapał moją twarz wolną ręką tak bym patrzyła mu w oczy.- Nic mi nie jest, tamten gorzej oberwał.-Zaśmiał się a ja spanikowana odsunęłam się po chwili od niego kiedy dotarło do mnie co zrobiłam, Złapałam za włosy lekko pociągając z końcówki chodząc nerwowo po pokoju.

-Co ja zrobiłam? - Mruczałam pod nosem drepcząc nerwowo dookoła.-Ja... Pobiłam chłopaka, dwóch. - Zerknęłam ukradkiem na Williama, podobnie jak pozostali uważnie mi się przyglądał. Szarpnęłam za włosy i syknęłam z bólu czując jak kciuk zaczyna niemiłosiernie boleć. William podszedł natychmiast łapiąc za dłoń.

-Jest złamany. Muszą go nastawić, Dylan daj kluczyki.- Wyciągną w jego stronę rękę na której po chwili znalazł się brzdękając od wielu breloczków przedmiot. Wyrwałam dłoń z jego uścisku odwracając się.

-Nic mi nie jest, nigdzie nie jadę. - Chłopak spojrzał na mnie jak na wariata.

-Dziewczyno nie panikuj to tylko szpital, masz złamany palec, jak ci go nie nastawią kość przebije skórę. - Spożyłam na wspomnianą kończynę, racja, nie wygląda to za ciekawie, nie mniej jednak nie mogę jechać do szpitala.

-Nastaw go.

-Że co?- Spytał z niedowierzaniem, Amber była przerażona a Dylan rozbawiony, nie wiedzieć czemu ,ale przynajmniej nie siedział jak zawsze naburmuszony jak burak. - Ty chyba żartujesz prawda, to musi obejrzeć lekarz. - Podeszłam do bruneta i wyciągnęłam w jego stronę dłoń, podniósł brew do góry uśmiechając się zadziornie, podniósł się z siedzenia i z wyzwaniem spojrzała na mnie z góry.- Ty chyba sobie żar...- Przerwał mu pisk blondynki oraz chrupnięcie kości.

-Kur...-Zacisnęłam zęby odchodząc od chłopaka.

-No nie, wy sobie jaja robicie?! Pojebało cię.- Popchną chłopaka i podszedł do mnie. - Jedziemy, już- Warkną zły.

-Palec jest nastawiony, nie ma takiej potrzeby.- Oświadczyłam z lekkim grymasem bólu. Wolałam cierpieć katusze niż tam jechać.

-No chyba nie. Jedziesz po dobroci?- Odsunęłam się od niego ale szybo zareagował na mój gest i po chwili przerzucił mnie przez bark i mimo moich protestów wrzucił, tak wrzucił mnie na siedzenie zapinając pasy i blokując drzwi. Zajął miejsce kierowcy i ruszył zatrzymując się przed wielkim budynkiem szpitala.

-Nie wejdę tam.- Oznajmiłam jak naburmuszone dziecko zakładając ręce na piersi. Chłopak tylko westchną a po chwili ruszył do budynku,niosąc mnie w ten sam sposób jak do samochodu.

   Zaczęłam się mocno wiercić i krzyczeć żeby mnie puścił , ale nawet personel nie reagował. Świetnie. Nie mogę tam iść, nikt nie może tego zobaczyć, będzie tak samo jak ostatnio.

   Postawił mnie w gabinecie i siłą zaciągną przed biurko lekarza.

-Ma złamany kciuk, kolega go jej nastawił, ale myślę, że powinien obejrzeć go lekarz.- Mężczyzna zdezorientowany patrzył na naszą dwójkę, chłopaka trzymającego mnie w mocnym uścisku oraz szamoczącą i wyzywającą blondyna mnie. Podszedł do mnie i sprawdził wskazany przez Williama palec. Zerkną na chłopaka marszcząc brwi i sprawdził drugą rękę a następnie każdy następny pale.

-Nic tu nie ma. - Wiedziałam, po prostu wiedziałam.

-Jak to nic, ma złamanie, dosyć poważne.

-Musiało się Panu przewidzieć. Dziewczyna nie ma żądnych złamań, ani innych obrażeń, może z wyjątkiem rozciętej wargi. -Wskazał na moje usta na które chłopak po chwili również zerkną, by chwilę potem zjechać na dłoń w której był uszkodzony palec. Złapał za niego obserwując reakcję jaka nie nastąpiła, ścisną mocniej, zero. Zamrugał kilka razy i przepraszając za kłopot lekarza wyszliśmy z budynku. Droga do mojego domu minęła w ciszy, nie chciałam nawet na niego zerkać. Nikt nie miał o tym nie wiedzieć a on siłą mnie tam zaciągną.

-Wytłumaczysz mi to, nie wyglądasz jakby był to pierwszy raz.- Zaparkował na podjeździe, zerknęłam w kierunku domu zauważając światło w kuchennym oknie. Pamiętam, że zgasiłam je przed wyjściem więc zapewne to Grace wróciła do domu.

-Nie.-Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Było chyba już bardzo późno, księżyc schowany za chmurami nie oświetlał mroku panującego do o koła. Wiał lekki wiaterka przez co zadrżałam obejmując się ramionami, przyśpieszyłam słysząc trzaśnięcie drzwiami za sobą.

-Lilian.-Zawołał podbiegając i łapiąc mnie za ramie ale natychmiast się wyrwałam i odsunęłam kawałek.

-Powiedziałam, nie.- Cofnęłam się czując pieczenie pod powiekami, nie teraz, nie mogę płakać, nie przy nim, ja nie płaczę. Zdradziecki płyn suną po policzku dopóki go nie starłam, pociągnęłam nosem i ruszyłam do drzwi. Nie odwracałam się dopóki nie weszłam do środka i gdy zamykałam drzwi zauważyłam jak William nadal stoi w ogródku.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz