Co dobre szybko się kończy. Trzeba było wracać na uniwerek. Pocieszeniem był fakt, że zostało do końca roku 27 dni i już tylko 4 zaliczenia w tym semestrze. No, ale przez ten tydzień tak się rozleniwiłam, że już w poniedziałek zaspałam na pierwszy wykład. Niestety nie mogłam sobie pozwolić na spóźnienie na następny, dlatego teraz mknęłam po korytarzu wielkiego budynku uczelni, który z zewnątrz samym rozmiarem i strukturą budowy nie przypominał w żadnym stopniu szkoły, a raczej średniowieczny zamek, choć nawet i tego nie byłabym zbyt pewna.
Historia, było trzeba przyznać, jest moja piętą Achillesową. Całe szczęście na moim kierunku nie był to wymagany przedmiot, więc ze względu na nasze stosunki nie byłam skłonna wybrać jej jako przedmiot dodatkowy na zaliczenia. Cóż można poradzić, nie wymagajmy zapamiętania dat takich jak na przykład wojna secesyjna, wybuch pierwszej wojny światowej czy nawet datę odkrycia Ameryki od osoby, która ma problem z zapamiętaniem daty urodzin matki, czy też swoich. Dodam, że nie mam bladego pojęcia, jaka jest dziś data.
-Przepraszam. - Podniosłam głowę do góry, gdy się z kimś zderzyłam. Tak to jest, kiedy odcina się od świata zewnętrznego w nieodpowiednich miejscach i czasie.
Schyliłam się, by podnieść kartkę z notatkami, która wyślizgnęła się spomiędzy stron mojego zeszytu na dzisiejszy wykład. Niestety, marzenie ścięte głowy, przez co znów zderzyłam się z osobnikiem naprzeciw mnie. Podniosłam kartki i się wyprostowałam. Nie wiedząc czemu, poczułam dużą dawkę irytacji, słysząc śmiech chłopaka, z którymi zderzyłam się w najbliższym czasie dwa razy.
- Co Cię tak bawi. - Spytałam lekko poirytowana i odsunęłam się od tego bezczelnego dzieciaka. Widząc moją skwaszoną minę i rękę masująca bolące miejsce jeszcze głośniej się roześmiał.
-Przepraszam. Po prostu to trochę zabawne. -Uśmiechną się w moją stronę, dalej podśmiewając się ze mnie.
-Co jest tak zabawnego?
-Ty. - Spiorunowałam go wzrokiem, co poskutkowało odwrotnym efektem niż powinno. - Nie to miałem na myśli. Wybacz. -Lekko się już opanował i wyciąganą w moją stronę dłoń. -Jestem Luke.
-Liliana. - Odwzajemniłam gest bardziej spokojna. -Więc co jest we mnie tak zabawnego?-Spytałam, podnosząc do góry brwi z zastanowieniem.
-Chodzę z tobą na kilka wykładów. Jeden z nich właśnie trwa. - Wskazał kierunek, gdzie znajdowała się nasza sala.- Trochę bawi mnie widok Ciebie, tutaj. Kto by pomyślał, że mała uniwersytecka kujoneczka będzie wagarować.
-Nie wagaruje. Zaspałam. - Podrapałam się speszona po karku. Chłopak znów się zaśmiał.
-Wybacz, nie chciałem cię urazić po prostu to trochę dziwne. - Ruszyliśmy w stronę sali, na której odbywał się nasz wykład i na której prowadzony będzie następny. - Zawsze kiedy widzę Cię na sali, słuchasz uważnie profesorów, notujesz chyba każde słowo. Nie raz zastanawiałem się, czy ty w ogóle jesteś człowiekiem, a może zjawą. - Spojrzałam na chłopaka po prawej stronie, który uśmiechną się lekko. - Masz niesamowite oceny, cały czas się uczysz. W pewnej chwili zacząłem się zastanawiać czy to przypadkiem ja nie mam jakichś halucynacji. Teraz mogę spać spokojnie i przestać się martwić o moje zdrowie psychiczne. -Zaśmiałam się lekko na jego słowa. - Jednak nie jesteś tak święta, za jaką Cię miałem. - Wyszeptał mi do ucha, jak by to był największy sekret, na co oboje się zaśmialiśmy.
-Nie, zdecydowanie nie jestem. - Uśmiechnęłam się w jego stronę, co odwzajemnił. - Tak swoją drogą, czemu Ty nie jesteś na wykładzie?
-Powiedzmy, że weekend mi się trochę wydłużył. - Puścił mi oczko, śmiejąc się cicho.
-No racja. Jeden z tych rozrywkowych?
-Dokładnie tak. Za to ty... Chyba jedynak ta kujonica. - Zaśmiał się, za co dostał kuksańca w żebra.
-Nie prawda. Nie jestem kujonicą. - Powiedziałam rozbawiona.
-Nie?! Proszę cię. Ty cały czas siedzisz w książkach!- Wskazał podręczniki i notatki, które trzymałam w ręce i torbie.
-Nie prawda! Nie jestem wcale aż takim zerem społecznym. - Spuściłam głowę zawstydzoną. -Po prostu... Rzadko mam ze znajomą zajęcia w tej samej części budynku, przez co nie widujemy się tu zbyt często.
-A inni znajomi?-Podniosłam wzrok na chłopaka.
-Nie mam. I raczej nie szukam.
-Szkoda, bo właśnie znalazłaś. - Zaśmiał się.- Czemu nie szukasz?
-To strata czasu. Mam inne plany na życie niż uganianie się nad grupką ludzi, którzy prędzej czy później rozpłyną się, jakby ich nigdy nie było. Szkoda mi czasu na takie coś.- Chłopak milczał przez chwilę w zamyśleniu.
-Nikt przecież nie każe Ci się od razu hajtać, ale chyba mieć kilku znajomych nie zaszkodzi.
-Ta, chyba że moja mama. - Mruknęłam pod nosem, co po raz kolejny rozbawiło mojego towarzyszą.
-Co?!
-Ostatnio dała mi z ciocią mała sugestie. Zachwalała, jak to wszyscy moi znajomi z liceum mają szczęśliwe rodziny. - Zaczęłam mówić teatralnym głosem, przykładają rękę do czoła w ukazaniu dramatyzmu całej sytuacji. Zaśmialiśmy się oboje, po czym wrzuciłam do mojego poprzedniego stanu.
-Całe szczęście moi nic mi nie sugerują. Choć wątpię, żeby do tego doszło. Prawdopodobnie pewnego dnia silą, zaciągną mnie przed ołtarz do dziewczyny, którą sami wybiorą, są staroświeccy. - Chłopak wzdraga się na samą myśl o tym. - To nawet nie jest śmieszne. Jak tak teraz na to patrzę, to jest to bardziej niż prawdopodobne. - Zaczął udawaną panikę.- O mój Boże. Może lepiej naprawdę zacznę już kogoś szukać. Założę profil na Tinderze, cokolwiek.- Zaśmiałam się głośno, co odwróciło uwagę chłopaka, a po chwili również się roześmiał. Dotarliśmy już do wielkich drewnianych drzwi, przez co musieliśmy zakończyć naszą miłą wymianę zdań.
𓆩*𓆪
- Hey Lilliana! - Usłyszałam wołanie za sobą. Spieszyłam się na kolejny wykład, a ktoś jeszcze musi zajmować mi czas. - Poczekaj. - Chłopak złapał mnie za rękę, zmuszając, bym na niego spojrzała.
-Luke, spieszę się. - Puścił mnie, więc wyminęłam go i szłam dalej. Po chwili chłopak znalazł się tuż obok. - Czego chcesz ?
-Nie myślałem, że jesteś taka miła. Spoko, u mnie wszystko okey. Wiesz tak nie do końca, trochę mi coś pod łopatką strzyka.
-To starość- Jęknęłam sfrustrowana.
-Ktoś chyba nie w humorze. Wracając, mam propozycję.- Spojrzałam na niego spod ukosa. - No co? Mniejsza -Machina ręką lekceważąco. - W piątek organizujemy z paczką imprezę na plaży, może wpadniesz. Weź może też swoją koleżankę albo kilka.- Uśmiecha się podstępnie.
-Nie.
-Co?! - Z rozmarzenia w rozżalenie. - Czemu?! No proszę to, chociaż weź ta swoją koleżankę.
-Źle mnie zrozumiałeś Luka. Ja nigdzie nie idę.-Spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.
-No proszę Lil. No...
-Liliana. - Spiorunowałam go wzrokiem.
-Wybacz. Czemu nie chcesz iść?
-Mówiłam już, że to nie moja bajka. Fajnie się gadało, jesteś spoko, ale cześć. - Weszłam do sali, zamykając przed nim drzwi. Zajęłam miejsce i wciągnęłam notatki. No tak, wreszcie miał odbyć się kolejny egzamin. Pocieszenie niezbyt dobre. Na szczęście już prawie koniec. Choć uwielbiam to wszystko, nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie będę mogła wrócić do domu na dłużej niż dwa dni. Poleżeć na polanie, porozmawiać z Grace twarzą w twarz. Tęskniłam za czasem, gdy to tam, w Werrond mieszkałam i się uczyłam. W tym miejscu był mój dom, rodzina. Nie zależnie od tego, czy prawdziwa i jak liczna jest, ale to zawsze rodzina.
CZYTASZ
Pełnia Krwi
FantasyZwykła studentka. Lubi czytać, interesuje się bieganiem, pływaniem, poznawaniem nowych rzeczy. Choć zamknięta w sobie i izolująca się od społeczeństwa ma marzenia, chce skończyć studia, zdobyć dobrze płatny zawód, podróżować po świecie. Pragnie poz...