XXVI

2.8K 130 2
                                    

-Musimy się zatrzymać.- Głos Dylana oderwał mnie od przyglądania się śpiącemu chłopakowi.

-To dobrze, muszę skoczyć na stronkę.- Jase wyszczerzył się jak zawsze. – I przy okazji rozprostuje kości.

-Masz pięć minut, muszę zatankować tak bym się nie zatrzymywał zaraz,  będziemy na miejscu.

-Dobra, dobra kapitanie. Lil chcesz coś ze sklepu.- Chłopak wyszczerzył się zadowolony co spotkało się z warkotem Dylana.

-Nie dzięki. Posiedzę tutaj.- Po chwili zatrzymaliśmy się na stacji a zaraz potem obaj zniknęli. Wpatrywałam się w autostradę za oknem po której co chwila przejeżdżał samochód, osobówka, ciężarówka, autobus a czasem nawet maszyny rolnicze.

   Odwróciłam się słysząc mruczenie. Chłopak zacisną mocniej powieki chcąc się rozbudzić, po chwili otworzył oczy i rozejrzał się zatrzymując na mnie wzrok, odwróciłam się na chwilę speszona ale po chwili znów na niego spojrzałam.

-Gdzie jesteśmy. – Odezwał się zachrypniętym głosem na co po karku przebiegł mi dreszcz.

-Nie wiem. Dylan powiedział, że niedługo będziemy na miejscu. Jak się czujesz? -Chłopak zaśmiał się z trudem, przyglądając mi się uważnie.

-Tak jak co miesiąc. Nic mi nie jest, wybacz, na pewno cię wystraszyłem.- Odwrócił wzrok w kierunku lasu po drugiej stronie.

-I to jak.- Odparłam z wyrzutem, spojrzał na mnie z skruchą.- Jeszcze raz wywiniesz mi taki numer a własnoręcznie cię uduszę.-Konsternacja na jego twarzy biła na kilometr.

-Co?

-To co słyszałeś.-Zagroziłam.

-Chyba się nie zrozumieliśmy.

-Raczej na pewno. Po cholerę ty tu przyjeżdżałeś! Dylan wszystko mi wyśpiewał, jesteś niepoważni, wiedziałeś co się z tobą dzieję.

- Ty? Ty bałaś się o mnie?- Spytał zdziwiony przyglądając się mi uważnie, skanował każdy mój najmniejszy ruch doszukując się czegokolwiek co oznaczało by, że źle to zinterpretował.

-Oczywiście, że tak! A co myślałeś?!

-Że to mnie się boisz.- Poczułam się jakbym właśnie skopała szczeniaczka. Jego zawstydzenie i dezorientacja były tak urocze jak i zabawne. Podsunęłam się bliżej na co chłopak zareagował ucieczką nie zbyt możliwą do wykonania na tak małej przestrzeni.

-Czemu za każdym razem gdy zrobisz coś, twoim zdaniem nieodpowiedniego, zakładasz, że się boję?

-Po prostu, każdy kto nie miał z nami wcześniej styczności a czasami nawet i tacy jak my boją się nas.

-Dlatego zakładasz, że ja też się boję?- Chłopak przytakną skinieniem. Przysunęłam się jeszcze bliżej, dzieliły nas milimetry.- A czy teraz wyglądam jakbym się bała.

-Nie, chyba nie.

-Mylisz się.-Przyjrzał mi się uważnie ilustrując moją twarz.- Jestem przerażona.- Odwrócił wzrok, jak zawsze. Złapałam za jego podbródek zmuszając by na mnie patrzył. Miałam dość tego, że cały czas zakłada, że choćby najmniejszy ruch jaki przy mnie wykona, słowo jakie wypowie sprawi, że ucieknę. – Kiedy cię zobaczyłam byłam przerażona.- Znów ucieka , zamkną oczy, nie chciał na mnie nawet spojrzeć.- Twoja twarz, wyglądałeś jakbyś cierpiał katusze, Jace chciał mnie odciągnąć ale ty padłeś na ziemię zwijając się z bólu, to było okropne. Spojrzałeś na mnie, ten przerażający błękit. Potem leżałeś nieprzytomny, wyglądało jakbyś nie oddychał. To było najgorsze, to, że byłam bezradna, że nie mogłam nic zrobić. To mnie przeraża najmocniej.- Otworzył gwałtownie oczy przyglądając mi się , doszukując jakichkolwiek oznaki kłamstwa, przejechałam dłonią po policzku zahaczając lekko o usta. -Nie bałam się ciebie, bałam się tego, że tak cierpisz i nie jest to ani pierwszy ani ostatni raz. Ten strach paraliżuje mnie najbardziej. Byłam zdruzgotana kiedy leżałeś tam prawie jak bez życia. Potem chłopcy wytłumaczyli mi część, ale i tak uspokoiłam się dopiero kiedy poczułam, że twoje serce bije.- Zabrałam rękę z twarzy chłopaka, szok, ulga, smutek, trudno było określić co czuje. Odsunęłam się kiedy drzwi otworzyły Jace.

-Ooo, Śpiąca Królewna wróciła do żywych. – Jace jak zawsze z kiepskimi żartami na powitanie, zaraz po nim pojawił się Dylan. -Mówiłem piękna, że nic mu nie będzie, ciesz się stary, że byłeś nieprzytomny, chciał bym być na twoim miejscu, zrobiła nam niezłą awanturę, że pozwoliliśmy Ci do niej przyjechać. – Odwróciłam się speszona w stronę okna.

-Wcale, że nie.- Burknęłam pod nosem, niech cieszy się, że nie słyszał moich myśli, mógł być pewny, że w ciągu kilku sekund wymyśliłam kilka set sposobów jak ich za to ukatrupić i mimo, iż to nie do końca ich wina a moja, nie mniej jednak nadal zastanawiam się czy nie przetestować jednego z pomysłów.

-Dobra musimy jechać.- Podirytowany głos Dylana potrafi umilić człowiekowi życie.

-Dajcie mi chwile, pójdę się przebrać, jestem cały w błocie. -Przyjrzałam się jego stroju, no może nie cały ale przyznać trzeba, że jego struj nie należał już do najczystszych. Chłopak spojrzał na mnie ostatni raz i ruszył przebrać się. Kiedy znikną w głębi stacji z trudem przełknęłam ślinę.

-Idę się napić, zaraz wracam.

-No jasne bo przecież nie było przerwy, teraz każdy zacznie łazić, ja chcę wrócić wreszcie do domu.- Naburmuszony Dylan, niby klasyk, ale zawsze bawi.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz