LXXIX

1.2K 50 4
                                    

-Mogę się przysiąść?- Zerknęłam na blondynkę dopijając chłodny już napój i skinęłam głową na tak. Uśmiechnęła się jak zawsze i zajęła miejsce po drugiej stronie tarasowego, wiklinowego stolika.- Dobrze się czujesz?- Spytała zmartwiona na co ja tylko westchnęłam ciężko i odłożyłam kubek na szklany blat. Jak już mówiłam, najczęstsze pytanie. Dziewczyna zaśmiała się na moją reakcję co trochę miałam wrażenie rozluźniło atmosferę.- Przepraszam Lili.- Odezwała się. Zerknęłam w jej stronę, ale ona miała spuszczony wzrok na swoje dłonie.

-Nie masz za co.-Zauważyłam na co drgną jej kącik ust.

-Owszem, mam.- Przetarła twarz dłońmi i podniosła na mnie wzrok.- Nie powinnam tak uciekać. Mogłam z tobą porozmawiać wcześniej...

-Nic nie szkodzi. Rozumiem.

-W tym problem. Nie rozumiesz.- Przysunęła się bliżej i złapała mnie za dłonie ściskając je mocno.- Nie boję się Ciebie Lilian. Nie Ciebie się wystraszyłam a tego... Jesteś wspaniałą, uzdolnioną osobą, należysz do tego świata, ja nie i to tego się boję. Widziałam jak Ci ciężko, jak cierpisz z powodu tej mocy. Wiemy z Dylanem o wszystkim.- Dodała szybko widząc moje niezrozumienie.- Jace powiedział o twoim darze.

-Nie chciałam by to Cię dotknęło.- Przyznałam czując łzy w oczach.

-Wiem. Wiem, że nigdy nie chciałaś by komukolwiek stała się krzywda, dlatego czuję się jeszcze podlej gdy myślę o tym, że uciekłam zanim porozmawiałyśmy.- Dziewczyna spojrzała na mnie zaszklonym wzrokiem i uniosła moje dłonie które nadal tkwiły w jej uścisku i przyłożyła do swoich ust.- Nie jesteś potworem Lili. Nigdy tak o tobie nie pomyślałam.- Po jej policzku spłynęła jedna łza lądując na naszych dłoniach.- Boli mnie świadomość, że prze zemnie ty tak o sobie myślałaś.

-Bo tak jest Am, zawsze było i będz...

-Nie. Nie jesteś potworem Lili. Byłaś i zawsze będziesz, najsilniejszą, najzdolniejszą i najtroskliwszą kobietą jaką znam. Jesteś moją siostrą i przepraszam, że dopiero teraz mam odwagę Ci to powiedzieć.- Złapałam dziewczynę za ramiona i przyciągnęłam do siebie.

   Tkwiłyśmy w uścisku przez bardzo długi czas, dziewczyna co chwila pociągała nosem choć ja również miałam łzy w oczach.

   Myślałam, że Amber jest na mnie zła. Wścieka się o to że nie byłam w stanie jej pomóc, że spanikowałam.

   Wiem, że nie jestem tak dobra jak twierdzi dziewczyna. Wyrządziłam wiele złego. Prze zemnie pewna kobieta straciła męża, a dziewczynka została w pół sierotą. Prze zemnie ucierpiała moja przyjaciółka i to z mojej winy, kobieta która poświęciła dla mnie prawie dwadzieścia lat swojego życia, by mnie chronić, nadal nie może zyskać wymarzonego spokoju.

   Nawet teraz, jest gdzieś tam, walczy chcąc mnie broić a ja nie mam pojęcia gdzie jest, czy nie jest ranna, chora... Od kilku dni czekam na jej powrót, ale z każdym dniem, moja nadzieja znika.

-Lili.- Odsunęłam się od dziewczyny po czym przetarłam policzki i spojrzałam na chłopaka stojącego w szklanych drzwiach tarasowych. Nie był rozbawiony jak zawsze dlatego nie wróżyło to nic dobrego.- Chodzi o Isabell.- Spojrzałam na dziewczynę po czym obie szybko podniosłyśmy się z miejsca i ruszyłyśmy do szpitala tuż za chłopakiem.

   Nie czekając na windę biegiem ruszyliśmy do odpowiedniego pokoju. Gdy tylko tam dotarliśmy, pierwszymi którzy rzucili nam się w oczy była moja matka, Aria oraz stojący przy niej Dylan do którego podeszła i wtuliła się blondynka. Dalej dostrzegłam dziewczynę która jakiś czas temu przybyła tu szukając blondwłosej piękności z szpitalnego łóżka.

   Spojrzała na mnie wzrokiem pełnym smutku i łez po czym delikatnie pokręciła głową. Weszłam w głąb pomieszczenia by dostrzec rodziców Williama. Jego matka siedziała przy łóżku kobiety i szlochała trzymając ją za rękę a nad nią stał jej mąż, który trzymał dłonie na jej ramionach i choć starał się, również miał łzy na policzkach.

   Dookoła, prócz płaczu i szlochu panowała cisza, żadne z dotychczas podłączonych aparatów nie wydawało, żadnych dźwięków.

   Przeniosłam wzrok na Williama, który stał przy ścianie, nieopodal swoich rodziców i siostry. Mocno ściskał pięści, aż mogłam zobaczyć jak zbielały mu palce.

   Odwrócił się gwałtownie i szybkim krokiem wyszedł z pokoju nie podnosząc na nikogo wzroku. Chciałam iść za nim ale uścisk Dylana na nadgarstku powstrzymał mnie przed tym. Podniosłam wzrok na chłopaka który jak nigdy okazywał jakiekolwiek uczucia. Był to smutek i współczucie.

-Daj mu trochę czasu.- Odezwał się po czym puścił mój nadgarstek i przytulił do siebie mocniej dziewczynę. Spojrzałam na Jeca który stał w wejściu wraz z Mary którzy skinieniem przytaknęli chłopakowi, a następnie na oddalającą się w szybkim tempie sylwetkę blondyna.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz