XXVII

2.9K 125 9
                                    

   Po bardzo krępującej godzinie byliśmy, chyba, na miejscu.

-Panno Jons, witaj w miasteczku świrów takich jak my, Gardnergon!

-Mów za siebie klaunie, ja nie jestem świrem. – Po kilku kolejnych minutach zatrzymaliśmy się na podjeździe przy dużych rozmiarów domu.

   Po lewej stał kolejny spory budynek, przypominający garaż zaś po prawej trochę mniejszy i mniej władczy domek . Na ławeczce z drewna obok drzwi siedziała dość młoda kobieta, co jakiś czas zerkała w stronę chłopca bawiącego się w ogródku. Przeniosłam wzrok na wielki budynek w którego stronę ruszyliśmy ale po chwili znikąd przed nami pojawiła się dwójka ludzi w wieku około 40 lat. Zaraz obok nich pojawiła się wspomniana wcześniej kobieta, William skiną w jej stronę głową nie odzywając się.

-Alfo.- Cała trójka schyliła się w stronę mężczyzny. William wyprostował się jako pierwszy i już po chwili był w objęciach czerwonowłosej kobiety.

-Williamie Lannister masz mi się w tej chwili wytłumaczyć.-Kobieta skarciła go wzrokiem. Odsunęłam się lekko do tyłu czując się niekomfortowo. Miałam nadzieję, że pozostanę niewidoczna, ale na moje nieszczęście młodsza, blondynka spojrzała na mnie przyglądając się , speszona odwróciłam wzrok.

-Kochanie daj mu odpocząć, dobrze cię widzieć synu.- Mężczyzna podał mu dłoń którą uścisną. Czyli to są jego rodzice? Co ja tu w ogóle robię? Czemu nie spytałam się gdzie jedziemy ?- Miło was wszystkich widzieć.

-Alfo?- Blondynka odezwała się zwracając na siebie uwagę.

-Tak?- Dziewczyna wskazała na mnie , niech to szlak, specjalnie próbowałam trzymać się jak najbardziej na uboczu. -Dziwne, w ogóle jej nie wyczułem.- Mrukną podchodząc do mnie bliżej. Odruchowo cofnęłam się przez co ledwo utrzymałam równowagę. William podszedł do nas a czerwonowłosa kobieta ustała obok mężczyzny. – Nie musisz się nas bać- Mężczyzna zaśmiał się, mruknęłam sfrustrowana, czy naprawdę wyglądam jak królik który ucieka słysząc najmniejszy szmer.

-Wuju, nie mów tak.-Jace ustał przy mężczyźnie, czułam się osaczona z każdej strony. – Wierz mi, to nie ten typ.

-Jace!- Chłopak wychylił się słysząc wołanie swojego imienia i już po chwili pędził w stronę dziewczyny która go woła, ta skoczyła na niego całując zachłannie.

-Tęskniłem kotek. – Wymruczał odstawiając ja na ziemie. Po chwili gdy dziewczyna dostrzegła mnie w śród zgromadzenia rzuciła mi się na szyję ściskając z całych sił. – No i już porzucony!

-Ty jesteś Lili! Jace dużo mi o tobie mówił. Jak ty z nimi wytrzymałaś przyjazd tutaj. Przecież to musiały być katusze, zwłaszcza teraz co nie Will?- Dziewczyna spojrzała na chłopaka z chytrym uśmieszkiem.

-Nie chcę wam przerywać ale nie czuję się zbyt komfortowo nie wiedząc co się dzieje.- Witam w klubie koleś. Komfort w moim przypadku został kilka set kilometrów z tond. -Jako Alfa był bym wdzięczny gdyby ktoś mnie wtajemniczył.- W koło zapanował mały harmider , Jace wraz z dziwnie szaloną dziewczyną zniknęli podobnie jak Dylan. Blondynka trzymała się na uboczu a chyba rodzice Williama stali przed nami. – Więc?

-To Liliana Jons, jest moją przeznaczoną. – Pisk jaki wydobył się z ust czerwonowłosej i siła uścisku był jak kowadło w porównaniu z poprzedniczką. – Mamo to człowiek, zaraz ją zmiażdżysz.- Kobieta puściła mnie odsuwając się lekko.

-Przepraszam, po prostu jestem szczęśliwa.

-Wujek Willl!- Odwróciłam się w stronę biegnącego chłopca, ogniki tańczące w oczach chłopca na widok Williama znikły jak szybko się pojawiły. Mężczyzna złapał chłopca podrzucając go do góry zanim ten zdążył w ogóle się do nas zbliżyć. Chciałam spojrzeć na Williama ale nie było go, jakby rozpłyną się w powietrzu. Świetnie , zostawił mnie, nikogo nie znam oprócz tej trójki a teraz wszyscy zniknęli.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz