LXXVIII

1.2K 53 5
                                    

   Mężczyzna kroczył dumnie w naszą stronę. Był wysoki i szczupły. Miał ciemne włosy i to było jedyne co udało mi się zauważyć.

   Miał na sobie ciemny strój który w większości zakrywał długi czarny płaszcz. Zatrzymał się niecałe dziesięć metrów przed nami i uśmiechną z pogardą.

-Silna jesteś.- Odezwał się niby z dumą.- Bardziej niż myśleliśmy. Niedobrze.- Cmokną przekrzywiając głowę i przeniósł spojrzenie na chłopaka który stał niedaleko mnie.- Ty zapewne jesteś William?- Żadne z nas się nie odezwało.- Dobrze, ty nie stanowisz problemu.- Zaśmiał się po czym w jednej chwili znalazł się przy mnie chwytając mnie za szyję tym samym zmuszając bym się podniosła i przycisną mnie do drzewa. -Nie radzę.- Pomachał palcem wskazującym skierowanym w stronę Williama gdy ten chciał ruszyć w naszą stronę. Nocny pomyślałam spoglądając wprost w szkarłatne oczy mężczyzny. Zimna skóra i blada jak ściana tylko to potwierdzały.

-Kim jesteś?- Spytałam. Nie zaciskał mi na gardle dłoni przez co nie miałam problemu ani z mówieniem, ani oddychaniem.

-Twoim najgorszym koszmarem.- Zaśmiał się nachylając się nade mną i tuż nad moim uchem wyszeptał.- Pachniesz kusząco, ten strach.

-Nie boję się ciebie.- Zaśmiał się odsuwając twarz od mojej szyi  i spojrzał na mnie z rozbawieniem.

-Oj, wiem o tym. Boisz się o niego.- Machną głową wskazując na chłopaka który stał nieruchomo kilka metrów dalej zaciskając z frustracji i złości dłonie.

-Te Cienie, to twoja sprawka?- Bardziej stwierdziłam. Wypiło dumnie pierś uśmiechając się zadziornie.

-Podobało Ci się? Wiele słyszałem na temat Liliany Headey.

-Jons.-Poprawiłam mężczyznę przez co na chwilę miął dziwny błysk w oku.

-Nie używasz nazwiska rodziców? Cóż, smutne, ale jak wolisz.- Dotkną chłodną dłonią mojego policzka i zniżył swój wzrok a następnie podniósł patrząc na ranę na mojej głowie.- Więc Liliano Jons... czemu wszyscy uważała Cię za tak cudowne dziecko?- Spytał dotykając świeżej rany. Syknęłam z bólu odwracając głowę gdy nacisną na ranę. Powąchał palec na którym widniała krew po czym włożył palec do ust i przymkną oczy jak by czymś się rozkoszował.- Słodziutka.- Mrukną otwierając oczy i spoglądając mi w oczy.

-Czego ode mnie chcesz?- Spytałam wyraźnie zirytowana.

-Chciałem zobaczyć na własne czy jesteś tak niebezpieczna jak mówią. W ciągu niecałego roku załatwiłaś prawie setkę naszych psów. To o wiele więcej niż w ostatnich siedmiu stuleciach.- Zastanowił się chwilę nad czymś.

-Czyli postanowiłeś mi pogratulować?- Spytałam znudzona i zdenerwowana bezsensowną konwersacją która była trudna zwłaszcza gdy mało brakowało bym, znów, straciła przytomność, co było najbardziej frustrujące.

   Choć starałam się trzymać dłoń na prawym boku chcąc zatamować krwawienie, nie wiele to dawało i nadal czułam płynącą z pomiędzy palców krew.

-Nie.- Zaśmiał się zaczesując do tyłu kilka kosmyków włosów które opadły mi na twarz.- Choć jestem pełen podziwu, kto by się spodziewał czegoś takiego po takiej kruszynce jak ty. Chcę widzieć co to za zaklęcie.- Dodał całkowicie poważnie.- Nigdy go nie widziałem, nawet nie słyszałem o czymś takim.

-I liczysz, że Ci w takim wypadku cokolwiek powiem?-Uśmiechnęłam się krzywo. Wzruszył ramionami.

-Wiem, że nie. Ale chciałem ładnie poprosić. Jeśli nie powiesz, nic tu po mnie.- Zabrał z mojej szyi dłoń odsuwając się delikatnie.- Zaszczytem było Cię poznać Liliano Jons.- Ukłonił się teatralnie po czym odwrócił się na pięcie, ale nie ruszył się więcej. Po chwili westchną.- Ale jesteś taka słodka.- Usłyszałam zanim w wampirzym tępię odwrócił się w moją stronę.

   Poczułam jak coś ostrego rozrywa moją skórę na szyi. Krzyknęłam z bólu chcąc się wyrwać. Po chwili uścisk jak i kły w szyi zniknęły a ja upadłam na kolana. Po Nocnym nie było już żadnego ślady.

William podbiegł do mnie łapiąc mnie i chroniąc tym samym przed dalszym upadkiem. Podał mi dłoń której trzymałam się a drugą ręką uciskałam szyję.

-Nic mi nie jest.- Zapewniłam chłopaka gdy przyglądał się krwi na mojej dłoni z przerażeniem.

~~~~~

   Wszyscy zaczęli szaleć gdy powiedzieliśmy z Williamem o wszystkim co się stało nad jeziorem. Chłopak chodził od kilku dni przygnębiony i nie miało to nic wspólnego z pełnią. Martwiłam się o niego.

   Powoli zaczynam dochodzić do siebie. Jestem mocno osłabiona dlatego wolniej się leczę i odzyskuję siły. Okazało się, że uderzenie w głowę było na tyle silne, że doszło do wstrząśnienia mózgu, podobno dość poważnego dlatego dostałam kategoryczny zakaz podnoszenia się z łóżka przez cztery dni, które na szczęście dziś minęły.

   Rana na głowie również była większa niż się wydawało dlatego nadal przy łuku brwiowym znajduje się jeszcze niezagojone głębokie i długie, liczące prawie dziesięć centymetrów długości rozcięcie.

-Na pewno powinnaś wstawać z łóżka?- Spytała Sam która towarzyszyła mi wraz z Jacem i Mary przy robieniu śniadania. Co chwila spoglądała na bawiącego się w salonie syna.

-Nic mi przecież nie jest.- Mruknęłam znudzona mieszając mleko po dosypaniu do niego kakała. Od kilku dni słyszę tylko pytania na temat samopoczucia. Zaczynało mnie to męczyć. Choć nadal miałam problemy z równowaga i częste zawroty głowy starałam się nie dać niczego po sobie poznać. Dziś wraca Grace po dwumiesięcznym wyjeździe, co ciekawsze, z gościem.

-Jak w ogóle ten Nocny dostał się na nasz teren?- Spytała Mary znudzonego Jeca który bawił się kawałkiem sera pleśniowego ściskając go i puszczając, jak gąbką.

-Nie mam pojęcia.- Wzruszył ramionami odkładając jedzenie na deskę do krojenia na której znajdowała się reszta.- Strażnicy nic nie wykryli. Musimy mieć gdzieś lukę, lub ktoś specjalnie przymyka na to oko.

-Odkąd przyjechała tu Lilian cały czas dochodzi do takich wypadków.- Wszyscy przenieśli wzrok na Dylana który wszedł do pomieszczenia z torbą podróżną w ręce.

   Jace natychmiast się ożywił podszedł do chłopaka i przywitał się uściskiem mimo protestów tego drugiego. Przeniosłam spojrzenie na niską blondynkę która niepewnie weszła za nim do pomieszczenia.

    Uśmiechnęła się lekko w moja stronę, ale ja odwróciłam wzrok spoglądając w brązową słodką ciecz w kubku. Kątem oka widziałam jak Mary jak i Samantha wita się z nowo przybyłymi.

-Myślałem, że już nie wrócicie z tego miesiąca miodowego.- Zaśmiał się jace do przyjaciela. Mary szturchnęła go w bok na co ten tylko głośniej się roześmiał.

   Nie chciałam przebywać blisko tej dwójki dlatego chwyciłam gorący kubek oraz przygotowane na talerzyku śniadanie i wyszłam ukradkiem z kuchni a następnie budynku siadając na fotelu w ogrodzie za domem.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz