LXXXV

1.1K 49 4
                                    

-Zróbmy ognisko.

-Jeszcze Ci mało?- Burknęła Mary leżąca przy Jecie na kanapie w salonie. Chłopak miał strasznego kaca, jak zawsze a mimo to i tak chce więcej. Z tego co mi wiadomo, impreza trwałą nawet po tym jak ja poszłam spać przed drugą w nocy.

-Po za tym jest prawie zima.- Dudała Amber siedząca na fotelu, popijała podobnie jak ja gorącą czekoladę.

-To co?- Chłopak wzruszył ramionami mocniej obejmując Mary.- Ej, jutro robimy ognisko!- Rzucił w stronę Williama i Dylana którzy wkroczyli do salonu dyskutując o czymś. Oboje spojrzeli na chłopaka z uniesionymi brwiami na co ten wzruszył ramionami.

   Nikt się nie sprzeciwiał, więc o ile chłopak wszystko przygotuje, reszta nie będzie miała nic przeciw. Podniosłam się ze swojego miejsca i ruszam do biblioteki wyłapują po drodze, podobne spojrzenie Williama do tych które rzucał w moją stronę poprzedniego wieczoru.

~~~~~

   Szczerze powiedziawszy, nie miałam ochoty nic dziś czytać, ale biblioteka była dla mnie swego rodzaju azylem. Choć cały czas myślę o tym co stało się tam kilka tygodni temu, gdy Jace prze zemnie rozwalił jeden z regałów.

   Teraz wiem, że po prostu wszystkie te informacje mnie przytłoczyły, a słowa Ary, o szybkiej śmierci Widzących poruszyła mnie bardziej niż sądziłam. Dlatego już kilka dni później, gdy emocje opadły, czułam się lepiej, i nie miałam takich napadów strachu. Całe szczęście, szkoda regałów i książek.

   Wyszłam z  biblioteki dopiero po południu słysząc poruszenie w korytarzu. Ruszyłam w tamtą stronę, dostrzegając Rydera i jego siostrę z walizkami przy wyjściu. Czyli jednak posłuchali mojej rady. Odetchnęłam z ulgą przyglądając się jak oboje żegnają się ze wszystkimi  po kolei.

   Chłopak podszedł do mnie, gdy tylko mnie zauważył i przytulił mocno. Odwzajemniłam gest.

-Nie wiem co cię tak zmartwiło, ale mam nadzieję, że sobie poradzisz.- Uśmiechnęłam się z wdzięcznością na słowa chłopaka po czym pożegnali się z pozostałymi i pojechali. Widziałam jak William co chwila na mnie zerka, z tym samym spojrzeniem, ale wiedział, że nic mu nie powiem, dlatego odwróciłam się na pięcie i ruszyłam do swojego pokoju.

~~~~~

   Jace postawił na swoim, dlatego wszyscy, czyli chłopak, Mary, Dylan, Amber, William i ja szykowaliśmy się na zaplanowane przez Jeca ognisko. Choć nie wszyscy byli chętni, nie oponowali, ja również nie zamierzałam, choć nie byłam w nastroju do zabawy.

   Dwa dni. Za dwa dni mieli się zjawić. Było mało czasu.

   Gdy zamierzałam zejść na dół, do reszty która zapewne już na mnie czekała, zobaczyłam przez uchylone drzwi pokoju Grace jak kobieta się pakuje. Zapukałam a następnie weszłam do pomieszczenia.

-Wybierasz się gdzieś?- Spytałam z udawanym smutkiem, w rzeczywistości po raz pierwszy cieszyłam się, że wyjeżdża. Przynajmniej ja nie będę musiała kombinować i kłamać.

-Tak. Dostałam nowe zlecenie. Wrócę za kilka dni.- Mruknęła wrzucając ubrania do walizki. Nie wyglądała na zadowoloną, nic dziwnego, niedawno wróciła. Usiadłam na skraju łóżka, tuż przy walizce.

   Dowiedziałam się trochę więcej na temat łowców. Powstali, by polować na Nocnych i Zmiennych, choć Ci drudzy od stuleci nie są zagrożeniem dla ludzi. Zaczęli się osiedlać, żyć jak ludzie i żyć z ludźmi, zostało nie wielu łowców na nich polujących, ale nadal tacy istnieją.

   Zazwyczaj polują na tak zwane samotne wilki , nie należące do żadnego stada. Grace nie była jednym z nich. Czytałam również o jej rodzinie, od wieków chełpiła się tym, ze byli najwybitniejszymi łowczymi, którzy polowali na Zmiennych. Dopiero Grace wyłamała się z rodowej tradycji. Polowała głownie na Nocnych, ale wspominała, że trafiło się jej również kilku Cieni. Choć walka z Cieniami niestety raczej dla człowieka, nigdy nie przynosiła wygranej.

-Muszę lecieć, zapewne już na mnie czekają.- Mruknęłam podnosząc się z miejsca i podeszłam do kobiety przytulając się do niej. Odwzajemniła gest choć była zdziwiona.

-Baw się dobrze.- Mruknęła ze śmiechem gdy wychodziłam, zapewne widząc bijącą ze mnie niechęć na kilometr.

   Tak jak podejrzewałam wszyscy już się zebrali i spakowali rzeczy w samochodach ale nigdzie nie widziałam by czekał ktoś prócz Williama.

-Przed chwilą pojechali. -Wyjaśnił zauważając jak się rozglądam. Jace nie należał do najcierpliwszych, więc nie zdziwiło mnie to.

   Podeszłam do chłopaka który na mnie czekał i wyszliśmy na podjazd do zaparkowanego niedaleko domu samochodu. Akurat teraz nie byłam zadowolona, że to akurat z nim muszę jechać. Choć do tej pory nie mówił o tym co usłyszał na schodach, teraz miałam spędzić z nim prawie godzinę, tylko z nim z brakiem ucieczki od odpowiedzi.

   Przez pierwszą połowę trasy chłopak jednak się nie odzywał, tylko z radia dobiegała cicha muzyka co jakiś czas przerywana reklamami. Nie wiedziałam dokąd jedziemy. Jace nie chciał mówić co wymyślił, ale widziałam na GPS-ie trasę którą kierował się blondyn.

   Nawet już zaczęłam wierzyć, że do końca drogi uda nam się milczeć, ale ta cisza była przytłaczająca, a zachowanie chłopaka było nie do zniesienia.

-Wyduś to wreszcie z siebie.- Westchnęłam odwracając wzrok w stronę okna i zsunęłam się delikatnie z fotela . W odbiciu szyby widziałam jak chłopak spojrzał na mnie przelotne a zaraz potem powrócił do obserwowania drogi.

-Nie wiem o czym mówisz.- Odpowiedział na co zerknęłam w jego stronę z uniesionymi brwiami z po wątpieniem. Choć się nie odwrócił, widziałam jak zerka na mnie kontem oka.

-Od wczoraj rzucasz mi te...dziwne spojrzenia. Więc przestań mnie wreszcie drażnić.

-Dziwne spojrzenia?- Zaśmiał się po czym zauważyłam jak zaciska mocniej dłonie na kierownicy.- Co zobaczyłaś?- Spytał zerkając na mnie.- W wizji.

-To nie to cię zastanawia.- Splotłam dłonie na kolanach które podciągnęłam pod brodę. Nie była to najwygodniejsza pozycja do siedzenie w samochodzie, również nie zbyt odpowiednia. Chłopaka wzruszył ramionami nadal czekając na odpowiedz.

-Od tego się zaczeło.- Słusznie zauważył. Wiedziałam, że prędzej czy później połączy kropki, miałam nadzieję, że jednak później.

-Nic Ci nie powiem.- Chłopak westchną i przeczesał palcami kosmyki swoich  blond włosów, ja też chciała bym to zrobić.

-Wiesz, że nie jesteś sama. Chcemy Ci pomóc.

-Nie możecie mi pomóc.- Powiedziałam odwracając się w stronę chłopaka który co chwila na mnie zerkał.- Ani ty, ani nikt inny. Nie jesteście w stanie. A ja nie zamierzam was narażać.- Odwróciłam się tyłem do chłopaka i zwinęłam się w kulkę na fotelu spoglądając za szybę, dając tym samym znak chłopakowi, że nasza rozmowa dobiegła końca.

   Na miejsce dotarliśmy nie długo potem. Jace znalazł pole campingowe niedaleko lasu. Gdy dojechaliśmy ognisko było już rozpalone, a pozostali szykowali jedzenie i napoje. Natychmiast ruszyłam w stronę ogniska, chcąc się rozgrzać i odejść jak najdalej od chłopaka.

   Przywitał nas zadowolony z siebie Jace który rzucił w moją stronę puszkę piwa, ja jednak nie byłam w nastroju do zabawy, a tym bardziej do picia alkoholu, dlatego oddałam ją Mary która akurat była przy mnie.

   Zabawa trwała w najlepsze, śmiechy, krzyki, głośne rozmowy. Tylko ja i mój zły humor psuł wizję udanej imprezy w plenerze, choć nie tylko ja nie bawiłam się najlepiej. Łatwo domyślić się, że William również nie był zadowolony, ale on przynajmniej starał się udawać, co nie było trudne gdy pozostali byli już dość mocno pijani.

   Obserwowałam jak Dylan i Amber podnoszą się ze swoich miejsc i chyba chcieli wybrać się na krótki spacer. Serce rosło gdy przyglądałam się tak szczęśliwej przyjaciółce a co dziwniejsze, również Dylana. Chłopak nie szczędził w okazywaniu emocji dla dziewczyny, w przeciwieństwie do wszystkich innych, nawet Jeca czy Williama.

   To dobry czas. Pomyślałam i podniosłam się ze swojego miejsca po czym ruszyłam za ta dwójką która oddaliła się na tyle, że bez obawy mogłam z nimi porozmawiać.

Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz