LXXXVIII

1.1K 47 2
                                    


   Brakowało mi już sił, z trudem utrzymywałam na uwięzi Nocnego który ruszył w moją stronę, by mnie zabić. Szumiało mi w uszach, co zagłuszało wszystko dookoła. Krzyki,odgłosy walki, rozszarpywanych ciał. Wszystko działo się w zwolnionym tempie.

    Rozejrzałam się dookoła. Miasteczko wyglądało jak w mojej wizji. Widziałam Aryę leżącą pod ścianą gdy wyciągnęliśmy ją spod sterty gruzu. Była nieprzytomna ale gdy teraz na nią patrzyłam nie miałam pewności czy nadal żyje. Była blada i nie ruszała się, nie mogłam nawet dostrzec czy oddycha. Widziałam wiele innych ciał. Kobiet i mężczyzn, wszyscy mieli rozszarpane gardła.

   Udało mi się uratować choć Amber i Dylana. Grace również była bezpieczna, ale pozostali... Starałam się, ale im bardziej się staram tym gorzej mi to wychodzi.

   Alfa walczył w pierwszej linii, podobnie jak jego żona, nie byli w zasięgu mojego wzroku, ale czułam, wiedziałam, że nadal żyją. Widziałam za to Jeca, który bronił rannej Mary która nie dawała rady bronić się sama. Gołym okiem można dostrzec, że chłopakowi zaczyna brakować sił, a gdy to się stanie, zarówno on, jak i jego nieużyczona przypłacą to życiem, jak my wszyscy.

   Miałam przed oczami istną rzeź. Ludzie i Zmienni naprzeciw Nocnym i Cieniom. Nie chcę nawet myśleć o tym, kto znajduje się na zwycięskiej pozycji.Walka była z góry przesądzona. Nie można wygrać z wrogiem którego nie można pokonać.

   Wszystko potoczyło się za szybko i za wolno za razem. Odnalazłam wzrokiem Williama i uśmiechnęłam się lekko na widok chłopaka. Choć nie potrafił zmienić swojej postaci dzielnie walczył i to dodawało mi sił, jego zaciętość w tej bitwie.

   Widziałam, że jest ranny, jak każdy. Czułam rany wszystkich walczących, chciałam, ale nie potrafiłam temu zaradzić.

   Przeniosłam wzrok na potwora który nadal ledwo prze ze mnie powstrzymywany, próbuje wyrwać się z uwięzi.

   W jednej chwili jak by wszystko ucichło. A cała moja uwaga skupiła się na nim, na Willu. Nie był świadomy zagrożenia w którym się znalazł. Próbował walczyć z Nocnym, co całkowicie pochłonęło jego uwagę. Nie był w stanie dostrzec zmierzającego w jego stronę Cienia, który zamierzał go zaatakować.

   Rzuciłam się w jego stronę i w ostatniej chwili, tuż przed tym gdy bestia wzieła zamach i prawie dosięgnęła szponami ramienia blondyna, pochwyciłam dłoń Cienia.

   W jednej chwili poczułam wiele negatywnych emocji. Ból, samotność i mrok. Bezkresny mrok owiał moje ciało i umysł a ja nie byłam w stanie mu się oprzeć. Miałam wrażenie jak bym spadała w bezdenną otchłań.

   Walczyłam z nimi nie jednokrotnie, ale nigdy, przenigdy z żadnym nie miałam kontaktu fizycznego, nie w takim stopniu. Byłam jak zamroczona, wpatrywałam się w białe ślepia i z każdą chwilą czułam jak opuszcza mnie magia, jak opuszcza mnie życie. Upadłam na kolana nie mając więcej siły.

   Jakby z oddali dochodziło wołanie mojego imienia, rozpoznawałam nawet przez kogo, ale nie potrafiłam odpowiedzieć, czy choć by się poruszyć.

   Tym razem było inaczej. Prócz uczucia utraty mocy, czułam jak by wszystkie emocje moje oraz innych walczących zalewały mnie całą, a wiele wizji naraz wtargnęły w mój umysł.

   To było okropne, widziałam tak wiele, słyszałam wiele a za razem nic nie mogłam z tego wyczytać, puki przed oczami nie staną mi jeden obraz, wyraźny.

   Pierwsze wiedzmy, uczennice bogini.

   Po tym jak magia dostała się w ręce ludzi znalazły sposób, by to powstrzymać. Stworzyły istotę. Zrodzony z nocy, ulepiony z popiołu. Nie miał kształtu, ani twarzy a jego białe oczy wwiercały się w duszę jednym krótkim spojrzeniem. Sama jego bliskość wywoływała lęk i poczucie wszechogarniającej pustki.

   Nagle poczułam się jak wyrwana z transu. Słyszałam coś jak szepty w głowie, które kazały mi się podnieść, walczyć. Nie mogłam się temu sprzeciwić. Wreszcie poznałam prawdę. Prawdę o Wiedźmach i o pierwszych, które stworzyły Cienie.

   Otrząsnęłam się z letargu. Zrobiłam pierwszy krok, zajrzałam bestii w oczy i wyrwałam dłoń z jej uścisku. Chwyciłam ją za czarną czaszkę i po chwili poczułam jak moje dłonie znów spowił cień, nie trwało to jednak długo gdy zastąpiło je jasne, rażące światło. W jednej chwili bestia zniknęła a po niej zastał tylko proch z którego została stworzona.

    Odwróciłam się, i wystawiłam dłoń w stronę kolejnego Cienia zmierzającego w moją stronę a z nim stało się dokładnie to samo co z poprzednim.

   Zacisnęłam pięści a gdy je otworzyłam, skierowałam je przed siebie a z nich wydobyły się kolejne promienie światła tak silne jak jeszcze nigdy dotąd. Światło zaczeło przemieszczać się po całym moim ciele. Nigdy czegoś takiego nie czułam, to tak jak by wydobywało się ono z mojego wnętrza. Uczucie to było przyjemne, uspokajające.

    Gdy światło zaczeło wydobywać się z mojej piersi poczułam, jak bym nie była sama. Jak gdyby ktoś stał przy mnie, wspierał mnie, podtrzymywał chroniąc przed upadkiem gdy słabłam z każdą chwilą.

   W zaledwie kilka sekund, dziesiątki Cieni w całym Gardnergon zmieniło się w pył, a ja odzyskałam spokój, jednak utraciłam resztkę magi jaka mi pozostała.

   Obraz zaczął wirować a przynajmniej tak mi się wydawało. Szybko jednak odkryłam, że to nie to, a raczej Nocny przygniatający mnie do ziemi. Z wściekłym spojrzeniem zbliżył twarz do mojego gardła a ja nie miałam nawet siły walczyć.

   Zamknęłam tylko oczy czując już na krtani zębiska Nocnego czekając aż zaciśnie szczękę.

-Nie!- Drgnęłam słysząc donośny władczy ton.- Ona ma być żywa!- Otworzyłam powieki czując jak ciężar znika z mojego ciała. Podniosłam się dostrzegając, że dotąd tocząca się walka ustała. Nocni zaczęli się wycofywać. Wzrokiem odszukałam tego który,bądź co bądź uratował mi życie. - Paul chce zabić ją osobiście.- Te słowa ledwo do mnie dotarły, nie były wypowiedziane tak głośno jak poprzednie.- Nic tu po nas.- Mrukną po czym on, jak i cała reszta Nocnych zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Odetchnęłam z ulgą czując pod powiekami pieczenie.

-To koniec?- Spytałam samą siebie drżącym głosem rozglądając się dookoła, ale ten widok...

   Zerknęłam na Williama stojącego kilka kroków przede mną i bez zastanowienia rzuciłam mu się na szyję obejmując go ramionami. Po chwili wahania chłopak również mnie objął na co odetchnęłam z ulgą i wtuliłam się mocniej czując przyjemne ciepło na jego dotyk i bliskość.

   Podniosłam wzrok i delikatnie dotknęłam rozciętego policzka chłopaka na co uśmiechną się delikatnie. Rozejrzeliśmy się. Niedaleko nas był Jeca i Mary którzy ledwo stali o własnych siłach. Nocni zaatakowali z zaskoczenia, przez co Zmienni nie mieli szansy zmienić się w ich wilczą formę, przez co byli słabsi i bardziej bezbronni.

   Zaraz potem spojrzałam na Aryę, która dzięki wszystkiemu w co można wierzyć, żyła i właśnie w tej chwili, z pomocą Sue Lannister podnosiła się z ziemi.

   Choć byliśmy poobijani, ranni a wielu umarło, cieszyłam się, bo wszyscy byliśmy już bezpieczni, nic nam się nie stało. Wreszcie koniec, walka się skończyła.


Pełnia KrwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz