Rozdział 13

305 37 7
                                    


~Alec~
Lightwood stał przed zdezelowanym lokalem. Nad gankiem widniał szyld z napisem "Dumort." Całość przypominała starą i próchniejącą stodołę. Alec próbował nie wyrażać swojej nie najlepszej opinii co do tego miejsca, stojąc między uśmiechniętymi Derekiem i Ashem.

Po drodze wszyscy wymienili się imionami. Alec nie miał wyboru. Odurzona czymś dwójka okazała się rozgadana, a Lightwood chciał być miły. Przynajmniej stwarzać takie pozory.

- No, co tak stoisz? - brązowowłosy Derek trzepnął Aleca po ramieniu, i ruszył razem z Ashem do przodu. A Alec, zachowując zimną krew, udał się za nimi.

Drzwi skrzypiały, kiedy się je choćby tknęło. To samo dotyczyło drewnianego ganku. Kiedy Alexander znalazł się w środku, poczuł się jak w komorze gazowej. Śmierdziało tytoniem. Wszystkie okna były otwarte; widać gospodarz posiadał sprawnie w miarę funkcjonujący węch.

W środku panował spokój. No, w końcu była sobota, w dodatku przed południem. Z rozstawionych kanap pod ścianami albo stolików tylko kilka było zajętych przez chrapiących klientów. Prawdopodobnie klientów, jak rozumował Alec.

Za barową ladą także świeciło pustkami, jednak drzwi od zaplecza zostawiono uchylone.

- Sprawdzimy najpierw na dole? - spytał Derek, patrząc na Asha.

- Co Bane miałby robić na dole? - parsknął śmiechem Ash.

Alec przysłuchiwał się ich rozmowie.

- Spać?

- No, to chodźmy, póki Lily nie widzi - zgodził się Ash, zatarł dłonie i podreptał na paluszkach do rogu lokalu, z lewej strony baru.

Derek popchał tam Aleca, o mały włos go nie wywracając.

- Co jest na dole? - spytał Lightwood, chcąc być przygotowanym na ewentualne niespodzianki.

Ash otwierał właśnie klapę w podłodze.

- No ring - odparł Derek, trochę zdziwiony takim brakiem wiedzy Aleca.

- Ring? - zmarszczył czoło Lightwood. - Jaki znowu ring?

- No walki, ziom. Jak niby za fajki albo działki płacisz?

Alexander zamrugał powiekami, milcząc i uaktywniając wszystkie części mózgu do tego, by mu pomogły.

- Nie, nie ma tam Bane'a. Pustka na dole - Ash, który zaglądnął na dół, wstał z powrotem i z hukiem zamknął klapę. - Ale sporo krwi na środku... - zarechotał w niesmaczny sposób. - Fajne rzeczy się działy w nocy. Mówiłem, żeby tu przyjść, zamiast wciągać w nos, Derek.

- To w końcu do czego służy ta piwnica? - zapytał Alexander, niechętny do słuchania Asha. I trochę jego słowami zaniepokojony.

- Oj no, walczysz za hajs przecież... - zaśmiał się Derek, przecierając przekrwione oczy. - Zakłady i takie tam...

- Stawki są podwajane, jak leje się więcej krwi - dodał z ekscytacją Ash.

Alexander przełknął ślinę.

- A Magnus... Magnus też to robi...? - zapytał niepewnie.

- No, czasami, bo woli wyścigi. Ale i tak jest jednym z najlepszych - powiedział z dumą Derek. - Tak papla jęzorem i wymyśla, że jednej nocy może wszystkich wkurwić. Nie musi chętnych szukać, bo każdy chce mu wpierdolić. I raz bije się on, a raz Fell. Ragnor jest silny, a Bane zwinny, jak te dzieciaki z telewizji, co kung-fu ćwiczą! Zna jakieś takie te, punkty jakieś...

- Punkty witalne takie - przypomniał wesoło Ash.

- O, no, właśnie... - Derek z powrotem przejął pałeczkę i spojrzał na Aleca. Kontynuował, jakby opowiadał przerażonemu Lightwoodowi "radosną" bajkę dla dzieci: - No, i czasami nawet jest tak, że typ nie dotknie Bane'a, a już leży! Bo gdzieś tam mu nacisnął. Fajnie się na to patrzy.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz