~Alec~
Poczucie braku osoby towarzyszącej w łóżku nabrało zbyt wielkiej siły. Lightwood się obudził, zagubiony w rzeczywistości. Przewody w mózgu pozdrowiły się spięciem neuronów po dłuższej chwili i nabiły ospałemu Alecowi z powrotem jego IQ i pojęcie o wszechświecie.Na przykład dały mu do zrozumienia to, że Magnus, z którym zasnął, jak zwykle rozmył się w powietrzu.
Alec ociężale podniósł się do siadu. Chwycił komórkę z szafki i sprawdził godzinę. Mimo odbytej kilkugodzinnej drzemki nadal był zmęczony. Nie miał tylko pewności, czy zmęczony fizycznie czy psychicznie... Ale przekonał się, że chodziło bardziej o umysł, kiedy zerknął na drugą połowę łóżka, pustą, i jęknął rozpaczliwie.
Alec chciał tego stukniętego Magnusa z powrotem. Natychmiast. Ba, najlepiej by było, gdyby w ogóle się nie rozstawali. Gdyby nawet razem spacerowali za rączkę do łazienki, a co tam. Ponieważ Alec był przekonany, że wtedy skupiałby się na Magnusie i przez to nie męczył sam ze sobą.
Męczenie z samym sobą polegało na tym, że wystarczyło, by tylko się obudził, a na powrót zaczynał obsesyjnie myśleć, myśleć i jeszcze raz myśleć. Nad wszystkim i niczym. Nie potrafił rozróżnić nawet tych myśli, co było dodatkowym rozczarowaniem.
Alec jak ostatni idiota potrafił stresować się w najmniej stresujących sytuacjach. Zarejestrował u siebie tą przypadłość dopiero teraz, chociaż pamiętał, że był takim zagorzałym myślicielem i nerwusem od dzieciaka. Po prostu ostatnimi czasy szczególnie wymykało mu się to spod kontroli.
Świadczyła o tym chociażby sytuacja sprzed kilku godzin. Aleca jak zwykle zeżarł stres i odstawił szopkę, tak że Magnus musiał przywalić mu aż dwa razy. Alec przeprosił, jednak później i tak było mu wstyd.
Dręczyło go potworne déjà vu. Echem w jego wspomnieniach odbijały się wcześniejsze incydenty, w których Alec też nie mógł wziąć się w garść, i po wszystkim powtarzał "przepraszam, że dramatyzowałem." Nie był do końca pewien, ile razy mówił to Magnusowi, ale sądził, że tak do pięciu razy na pewno.
A wszystko to przez alecowe zadręczanie się nad nawet najmniej istostymi błahostkami. Dlatego Magnus Bane był w tej sytuacji wybawieniem. Kiedy znajdował się obok, nieważne, co robili, Alec dosłownie czuł, że Magnus zabierał jego zmartwienia i ustawiał je pod swoim dowodzeniem, tak że świat wydawał się nagle brokatowo rewelacyjny. Alec przyjemnie wyłączał się przy Magnusie.
A jeśli nawet Lightwoodowi odbiło i zaczynał dramatyzować - Magnus radził sobie jak treser dzikich zwierząt i przywracał go do porządku. Plaskaczem czy nie, nie robiło to różnicy. Alec każdemu innemu by oddał, ale Magnus Bane to Magnus Bane i był to jeden uprzywilejowany wyjątek. Alexander już dawno temu przyznał się przed samym sobą, że Bane mógł z nim zrobić wszystko, i owa opinia trwała nadal.
Nawet jeżeli Bane zachowywał się jak osobliwy sadysta i tak się rozkręcił, że postrzelił Santiago i groził Fellowi... Oczywiście, że nie był to najwspanialszy uczynek na świecie. Alec się sprzeciwił, ale co z tego miał? Gruby plaster na czole. Gdyby zachował spokój i próbował załagodzić sytuację jakkolwiek inaczej, to mogłoby to potoczyć się w innym kierunku.
No i gdyby nie ja i narzekanie na okrągło na Ragnora i Raphaela, to W OGÓLE nic z tego nie miałoby miejsca... - myślał markotnie, samoistnie łącząc fakty, bez przerwy. - Już dawno mogłem normalnie z nimi i z Cat dogadać się jakoś w szkole. No, czyli to, co zwykle: wszystko moja wina.
Alec odrzucił głowę i westchnął. Myśli huczały w jego głowie. Odbijały się od czaszki i wracały do mózgu jak wypełnienie w grzechotce. Tyle że Lightwood nie musiał się ruszać, żeby tonąć we wstrząsach, które fundował mu jego własny umysł.

CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...