Rozdział 47

388 33 28
                                    


~Magnus~
Azjata przechylił puszkę piwa i popił alkoholu. Potem z powrotem odstawił ją sobie między butami i zapalił kolejnego papierosa. Wciągnął do płuc dym, który drapał go w gardło, ale tym samym koił nerwy. Magnus spojrzał na żar, który pochłaniał tytoń.

Miał szczęście, że gdy obudził się dwadzieścia minut temu, nikogo nie obudził. Przyjrzał się wtedy swojej kruszynce, zanim wstał. Alexander we śnie opierał policzek na jego ramieniu. Pełne wargi miał uroczo rozchylone, włosy roztrzepane. Zakręciły się prawie jak loczki Santiago. Kulił się pod kołdrą w pozycji embrionalnej, kusząc ręce Bane'a, żeby go objęły, ale azjata zachował zimną krew.

Wstał, rozglądając się po podłodze i wyszukując pułapek na szczury. Kiedy Lily mówiła azjacie, że Santiago i Fell majstrowali coś przy jego łóżku, chodziło o to, że para w akcie zemsty delikatnie ułożyła te oto pułapki pod prześcieradłem.

Fell i Santiago nie przewidzieli tego, że Bane rzuci na łóżko swoją torbę, żeby się spakować do szkoły. Łóżko zaszczekało przeraźliwie, kiedy pułapki zaczęły strzelać pod kołdrą. Magnus pamiętał, jak śmiał się z Aleca, który wybałuszył oczy, zanim zdążył choćby na łóżku usiąść. A potem - w czasie markotnych burknięć Raffy i Ragnora, kiedy Bane i Alec czyścili swoje łóżko z pułapki, w którą nie wpadli - wszyscy poszli spać.

Magnus jeździł palcem po karku Aleca, który leżał brzuchem na łóżku. Lightwood uśmiechał się pod nosem i leniwie mrużył oczy. Przysuwał się do azjaty, a ten go obejmował, czując ciepło, zaufanie i miłość. Parę razy Magnus miał nawet ochotę zaciągnąć Aleca do łazienki i powtórzyć ich wcześniejszą zabawę, ale nie miał serca wyciągać spod kołdry zasypiającego Alexandra.

A potem Magnus wybudził się ze snu. Sen ten był okropny; odtwarzał wspomnienie pierwszej przyjaciółki Magnusa, która potem zginęła z jego rąk, kiedy miał dwanaście lat i wierzył Asmodeuszowi, że to, co robi, jest mu potrzebne w przyszłości.

Na szczęście koszmar skończył się w kulminacyjnym momencie. Bane nie wybudził się z krzykiem, tylko w nocnej ciszy, otwierając szeroko oczy i łapiąc dech. Tylko jedna łza samotnie spłynęła po jego policzku.

Po tym pogłaskał Aleca po włosach, wstał, sprawdził godzinę w telefonie. Wybiła trzecia nad ranem. Zarzucił na siebie swoją najdłuższą bluzę i dresy, a potem zszedł ze strychu. Ubrał buty, wziął piwo z zaplecza, papierosy, zapalniczkę, po czym wyszedł na tylny ganek Dumort, żeby usiąść na schodkach. A na wszelki wypadek wziął pistolet.

Zaczął rozmyślać o ojcu i o nadchodzącym weekendzie. W końcu dziś był piątek. Za kilka godzin pójdą z Alekiem do szkoły, potem wrócą, i już zacznie się weekend.

Czy Bane dobrze postąpił, zapraszając Aleca na nocowanie? Nie przemyślał tego w pełni. Ósmy grudnia, jego urodziny, wypadały w niedzielę. Wszystko mogło wydarzyć się w ten jeden przeklęty dzień, który rok w rok zwiastował coś okropnego. Za każdym razem pojawiał się Asmodeusz i coś psuł, a potem cieszył się z chaosu, jaki rozsiewał w życiu jedynego syna.

W gruncie rzeczy właśnie dlatego Bane chciał mieć wtedy Aleca przy sobie. Podejrzewał, a ściślej określając był przerażony tym, że temu chłopakowi mogłoby się coś stać. Było to bardzo prawdopodobne. Tak, jak mówił Ragnorowi i Raphaelowi, jego ojciec jako prezent urodzinowy dla Magnusa, mógł wpakować Alecowi kulkę w głowę. A potem spytać się syna, czy prezent się podobał.

Magnus musiałby przeżyć śmierć Alexandra Lightwooda, na którą w ogóle się nie zgadzał, za żadne skarby. Pragnął obronić Aleca i był pewien, że to właśnie osiągnie. Nawet wtedy, kiedy będzie musiał osłonić Alexandra własnym ciałem. Bez wahania oddałby za niego własne życie. Wszystko jedno.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz