Rozdział 73

505 24 6
                                    


~Magnus~
W jednym małym garażu zrobiło się tłoczno i głośno. Bane miał wrażenie, że wparadował do gniazda wkurzonych szerszeni.

W kącie, na drewnianym stoliku siedział poobijany Elliott i jego dwójka kolegów, których Malcolm powoli zamieniał w mumie z pomocą bandaży i opatrunków. Obok stał Raphael i krzykliwie dyscyplinował Elliotta, drąc się na temat jego bezmózgowia. Z tyłu schował się Ragnor i z zapałem zajął się swoim telefonem. Energicznie klikał w ekran, pisząc z kimś.

Natomiast tuż przed nosem Magnusa skakała trójka facetów, których motory zostały przez tamtych skradzione i uszkodzone. Bane jakimś dziwnym trafem stał w miejscu z niewzruszoną miną, unosząc kpiąco brew i czekając, aż podnieceni mężczyźni przestaną szczekać. Na troje facetów spadło niewiarygodne szczęście, że chaotyczny Magnus w dalszym ciągu nie wysuwał ręki po pistolet.

- Wyluzujcie - odezwał się smętnie, wywracając oczami. - Przecież za wszystko zapłacę.

- Żeby coś takiego się nie powtórzyło, do cholery! - wrzeszczał jeden z mężczyzn.

- Zaraz zapłacisz podwójną cenę za wszystko! - warknął drugi.

Magnus zmarszczył czoło.

- Ee, nie? - z politowaniem popatrzył na głupców przed sobą. - Zapłacę tyle, ile zapłacę? To, co się stało, to wasza wina. Pozwoliliście kilku ćpunom się do was dobrać - sarknął z szyderczym śmiechem. - Mogliście lepiej pilnować swoich głupich skuterków.

Trójka facetów równocześnie wciągnęła powietrze. Magnus zauważył, że trafił w ich miękkie serduszka oddane ich biednym, rannym ścigaczom. Przegiął?

- Ty jebany... - jeden z warczących jak rottweilery mężczyzn złapał Bane'a za kołnierz jego skórzanej kurtki. - Chuja się znasz na motorach, pedale. Odszczekaj to natychmiast.

Magnus wywrócił oczami. Bardziej niż wpienionym facetem tuż przed swoim nosem zainteresował się Ragnorem, który przykuł jego uwagę. Fell odwrócił wzrok od komórki i podszedł do Santiago. Z racji, iż zrobiło się ciszej, ponieważ wrzaski poszczególnych osób zamieniły się w warkot, Magnus usłyszał z ust Fella: "Alec zaraz przyjdzie." Santiago tylko wzruszył ramionami.

W Magnusie zawrzała krew.

Niczym lekką poduszkę odepchnął od siebie mężczyznę, cały czas wwiercając wzrok w Ragnora.

- Coś ty powiedział? - wycedził Bane przez zaciśnięte zęby, choć bardzo wyraźnie. Oraz trochę morderczo.

Raphael i Ragnor spojrzeli na niego. Hiszpan uniósł brew, natomiast Fell minimalnie się zdenerwował. Zacisnął szczękę.

- Nic nie mówiłem.

Magnus poczuł, jak jego najskrytsze pragnienia kumulowały się w potrzebie zaciśnięcia palców na pistolecie.

- Kto to Alec? - zapytał ze śmiechem Malcom, zauważając powagę u trójki gości. Szczególnie u Bane'a, którego naraz opętał bezpodstawny gniew.

- Hej, nie ignoruj mnie, do cholery... - syknął facet, którego Magnus chwilę temu odepchnął.

Znowu spróbował chwycić azjatę za fraki, ale nie zdążył. Magnus wyciągnął pistolet. Szybkim machnięciem ręki, jakby władał ostrym mieczem, uderzył mężczyznę w skroń. Gdy ten, otumaniony, zatoczył się na bok, Bane złapał jego kołnierz, przyciągnął go do siebie i wykorzystał go jak worek treningowy. Jedno uderzenie kolanem w splot słoneczny wystarczyło, aby facet wydusił z siebie dech, potem nie mogąc prawidłowo nabrać powietrza. Magnus rzucił go na ziemię jak szmatę.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz