Rozdział 51

426 36 31
                                    


~Magnus~
Ciało azjaty wibrowało, rozłożone na fotelu auta tak, jakby chłopak spał. Oparcie było maksymalnie opuszczone, a fotel odsunięty. Magnus rozłożył się jak na leżaku, z nogami na desce rozdzielczej. Oczy miał zamknięte i próbował nie myśleć o tym, że właśnie wybiera się na rozmowę z ojcem.

Jelita skręcały się za każdym razem, kiedy tylko Magnus uzmysławiał sobie, że dzisiaj są jego urodziny. Ten dzień był jak obszerna blizna w jego głowie. Od zawsze pamiętał, że to w okresie zimowym, blisko jego urodzin zginęła matka oraz ojczym, a Asmodeusz porwał go pod swoje płonące skrzydła.

W każde urodziny Asmodeusz sprawiał swojemu synowi takie prezenty, które do dziś plamiły ręce Magnusa krwią. Te wspomnienia majaczyły mu w głowie, często w samotności nocy, jako sny, z których wybudzał się z krzykiem, z odrętwionymi kończynami i potokami łez ulatującymi z oczu. Nie kontrolując tego, wił się w atakach paniki, przypominając sobie dzieciństwo z Asmodeuszem.

W jedenaste urodziny chłopiec wziął do ręki pistolet i za namową ojca, który ciągle szeptał mu do ucha, strzelił w człowieka. Przypadkowego, ale gdy mały Magnus zobaczył krew, nie mógł uwierzyć w to, co zrobił. Z kolei Asmodeusz cały czas powtarzał mu, że jest z niego bardzo dumny.

W dzień dwunastych urodzin, Asmodeusz ściągnął do Kalifornii Ettę, przyjaciółkę Magnusa. Chłopiec chodził z nią do szkoły, kiedy jeszcze mieszkał z ojczymem i matką.

Mały Magnus nie ucieszył się na jej widok. W dwa lata od rozłąki doświadczył tylu okrucieństw i tyle okrucieństw sam sprawił, że był przerażony tym, co mógłby zrobić dziewczynce. Wstydził się patrzeć w czyste oczy Etty, która zawsze była dla niego miła, kiedy reszta dzieci wyzywała go, gdy dla zwykłej zabawy próbował makijażu.

Strach o Ettę i nieufność wobec siebie okazały się później słuszne.

Asmodeusz wsadził pistolet w ręce syna i wycelował w dziewczynkę, którą Magnus kochał. Do dziś pamiętał płacz przerażonej Etty, szept Asmodeusza brzmiący jak syk wielkiego pieca, i chłód ciężkiej broni, którą trzymał. Oraz serce i umysł, wtedy jeszcze głupio podporządkowane ojcu i jego naukom.

Jednak najbardziej Magnusem wstrząsnęło to, że gdy strzelał, jego dłonie pewnie trzymały broń, a palec nie uciekał od spustu. Przez dwa lata pod dachem Asmodeusza odebrał tyle żyć, iż sądził, że się przyzwyczaił. Nie zwrócił przy tym uwagi, że pomimo, iż ręce mu nie drżały, to serce z pewnością tak.

Tamtego dnia Magnus zabił Ettę, nie chcąc rozczarować ojca. Udało mu się to, ale czy na pewno? Dopiero po dłuższym czasie zrozumiał, że osobą, którą rozczarował najbardziej, był on sam.

Wówczas znienawidził w sobie wszystko, będąc jeszcze dzieckiem. Ciemne obrzydzenie do siebie samego rozlało się w jego krwi jak zastrzyk trucizny, i pozostało, pielęgnowane w dalszym ciągu przez Asmodeusza.

Mężczyzna nie tylko uczył syna zabijać na różne sposoby i oddawać ciosy, ale także starał się go przyzwyczaić do bólu. "Będziesz dzięki temu silniejszy i odporny w przyszłości" - mawiał, kiedy jego ludzie torturowali dziecko wymyślnymi metodami, pozostawiając blizny rozsypane na jego ciele do dnia dzisiejszego.

Asmodeusz patrzył, jak dziecko przyjmuje na siebie niezliczone traumy, krew, śmierć i zło świata, a potem mówił mu - "staniesz się silniejszy i nikt cię nie powstrzyma, bo się do tego przyzwyczaisz."

Magnus nigdy nie czuł się tak, jakby się przyzwyczaił.

Samochód zatrzymał się. Azjata zrozumiał, że koniec przejażdżki i wspominania mrocznej przeszłości. Dla jakiejkolwiek otuchy wyobraził sobie niebieskie oczy Aleca Lightwooda, a potem westchnął i wyszedł z pojazdu, spoglądając na wysoką i jasną willę ojca.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz