Rozdział 36

380 39 10
                                    


~Alec~
Lightwood i Bane siedzieli na ganku lokalu. Alec czuł się jak w dzieciństwie, jak wtedy, kiedy mama wyrzucała jego i rodzeństwo z domu na czas dekorowania ciasteczek albo ciast, ponieważ w przeciwnym razie niewiele by osiągnęła. Dzieci siedziały wtedy na schodach przed domem i tylko czekały, aż drzwi za nimi się otworzą.

W środku Dumort panował chaos. Kiedy Lily wyznała Raphaelowi, że się w nim podkochuje, hiszpan dobitnie dał jej do zrozumienia, że znaczy ona dla niego tyle co obgryziony paznokieć. Odrzucona azjatka wcale nie poszła płakać. Wszczęła kłótnię godną diablicy.

Ragnor tylko chował się po kątach, a Elliott, który zjawił się niedawno i nie miał bladego pojęcia, o co chodzi, obsługiwał klientów, jednocześnie obserwując topór wojenny między Lily i Raphaelem.

Potem chłopak zaczął nękać Magnusa i wypytywać go o wyjaśnienia, a że Bane pragnął spokoju - wyciągnął Aleca na nocne, zimne powietrze.

Błękitny neon szyldu baru rzucał na parę blask. Alexander posuwał nogą do przodu, tworząc błoto w kałuży. W jednej z bocznych kamienic trwała dyskusja małżonków, których słychać było na ulicy. Chmury rozstąpiły się po deszczu - teraz Magnusa i Aleca otaczało wysypisko małych gwiazd.

To właśnie w udekorowane niebo spoglądał Magnus, zamiast rozmawiać z Alekiem. Gdy byli w łazience, może i zgodził się na dalszą rozmowę o jego ojcu, ale teraz nie odpowiadał na pytania Lightwooda.

Alec był trochę zawiedziony, ale doskonale rozumiał. Magnus miał prawo nie czuć się komfortowo w tym temacie i zwyczajnie nie chcieć go poruszać.

- Nie zimno ci? - spytał Alec, nie chcąc trwać w gęstej ciszy do rana.

- Tobie zimno? - Magnus zerknął na niego kątem oka.

Alec szczerze nie znał odpowiedzi na to pytanie. Czuł chłód, ale nie drżał. Z jednej strony opcja siadu przed kominkiem brzmiała nieźle, ale z drugiej... Chyba byłoby za gorąco.

- Nie wiem... - wyznał więc po chwili namysłu.

Magnus parsknął śmiechem. Z jego ust wydobył się szary dym papierosa, którego palił. Przysunął się do Lightwooda na gładkich, wilgotnych deskach, i objął go ramieniem. Alec nie sądził, że to było właśnie tym, czego potrzebował, dopóki azjata tego nie zrobił. Uśmiechnął się i oparł wygodniej o Bane'a.

Słuchał i patrzył, jak azjata wypuszcza z siebie powietrze razem z dymem, aż nie spytał:

- Smakuje ci to?

- Sam spróbuj.

Magnus podał mu papierosa. Alec najpierw się wahał, ale pomyślał, że nie ma nic do stracenia. Dlatego się poczęstował.

Nie udało mu się porządnie zaciągnąć, a już się dusił.

- Chryste... - Magnus śmiał się i klepał Aleca po plecach. - Serio nigdy nie miałeś papierosa w ustach?

- Nie... - kaszlał z utrapieniem Alec. - Musiałem pilnować Izzy i Jace'a, żeby oni nie palili...

- Aha... Trochę zmarnowali ci życie, wiesz?

Magnus miał rację, a Alec to wiedział. Nie bez powodu przyczepił się do Bane'a. Po kilku tygodniach spędzania z nim czasu i robienia tego, o czym wcześniej Alec nawet by nie pomyślał, w końcu zrozumiał, że kurczowe przestrzeganie zasad i przejmowanie się opinią innych nie przynosi ani spokoju, ani tym bardziej szczęścia.

Szczęśliwy był za to przy Magnusie, uciekając z nim przed policją, zwiewając nocą ze szkolnej wycieczki nieznanym autem, czy chociażby przy wymykaniu się ze szkolnego szlabanu do automatu z kawą.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz