Rozdział 75

134 19 9
                                    

~Alec~
Tego ranka dzwonienie budzika okazało się zbędne. Alexander nie zmrużył oka pół nocy, leżąc rozpostarty na łóżku i celebrując sufit ze szczególnym poświęceniem, podczas gdy godziny mijały mu koło nosa. Leżał tak do samego rana.

Wszystko za sprawą bardzo prostą i oczywistą, która na imię miała Magnus. Alec przyzwyczaił się już dawno, że najlepszą kołysanką do snu, zarówno jak tego snu złodziejem, nieprzerwanie był jego chłopak. Potrafił zamknąć mu oczy i zarazem utrzymać je otwarte jak najgorszy demon spod łóżka, z którym jednak się randkowało.

Tym razem Aleca z dala od snu utrzymywało oczekiwanie. Zwyczajnie czekał, aż Magnus wgramoli się do niego przez okno w niespodziewanym momencie. Alec bardzo na to liczył. W dodatku jego rozpędzony umysł odtwarzał minione wydarzenia z Magnusem w roli głównej, do tego stopnia, że... Skończyło się tym, że Alec był zły sam na siebie.

Kiedy wracał z wujkiem Maxem do domu, próbował zawrócić do Magnusa co najmniej kilkanaście razy. Powstrzymywał go jednak, mimo wszystko wciąż obecny w nim strach, który Bane mu zafundował, dlatego i przygniotła go chęć odpoczynku, a, poza tym, do domu ciągnęły go nudne i oczywiste sprawy takie jak czekająca jutro szkoła, pozbieranie rodzeństwa porozrzucanego po Brooklynie, pokazanie się rodzicom, że nikt nie zginął podczas ich nagłej wędrówki, i takie tam duperele, czekające na zaliczenie.

Koniec końców Alec leżał w łóżku, gapił się w sufit i krytykował najbardziej siebie. Jak wcześniej twardo postawił na swoim, żeby nie jechać z Magnusem na żadne wyścigi, bo zwyczajnie chciał go uchronić, tak później pomyślał "a, jednak mogłem z nim jechać..."

Bo, gdy tak o tym myślał, to mógł. Magnus dobrze kierował, więc co to był za problem, aby przejechać się z nim motorem? Alec spojrzał trzeźwo na sytuację dopiero po dłuższym ochłonięciu i zauważył, jak idealnie wychodziło mu dramatyzowanie, gdzie równie dobrze mógł dać spokój i się zgodzić, dla świętego spokoju i swojego, jak i Magnusa. Wtedy nie doszłoby do sytuacji z pistoletem i drażliwy Alec nie zostałby zraniony.

No właśnie... - wzdychał w myślach Lightwood. - To wszystko moja wina. Sam jestem odpowiedzialny za swoje uczucia, a nie Magnus. Za bardzo biorę wszystko do siebie. To Magnus tu cierpi, a nie ja.

Dlatego Alec zawrócił przynajmniej raz, aby dogonić Magnusa i pożegnać się z nim w atmosferze miłości. Kiedy tylko emocje opadły, mógł sytuację naprostować. Nie wyobrażał sobie, że Magnus odszedłby w noc ze świadomością, że Alec się obraził i go zostawił. Lightwood głęboko w trzewiach obawiał się, że Magnus mógł coś sobie zrobić z tego powodu. Przecież za każdym razem, gdy zobaczył skrzywdzonego Aleca, chciał natychmiast skrzywdzić i siebie. Dlatego Alec tupnął nogą i wrócił, żeby dać Magnusowi całusa. Co z tego, że po dobitnym plaskaczu.

Alexander westchnął pod nosem, nakarmiony wrażliwą miłością. Chwycił telefon i sprawdził powiadomienia; niestety nie dostał żadnego SMS-a od Magnusa, odnośnie porannej podwózki do szkoły czy czegokolwiek innego. Cóż, zapewne miał powody.

Zanim Alec wstał z łóżka, wystukał do Magnusa tylko jeden SMS:

Wiadomość do: Maggie💖:
Pamiętaj że cię kocham.

***
Tego dnia rodzeństwo Lightwood dotarło do szkoły bardzo ordynarnym transportem, od jakiego się odzwyczaili - autobusem szkolnym. Alec zatykał uszy prawie całą drogę, bombardowany komentarzami Isabelle i Jace'a. Cóż, ci jednak niewiele go obchodzili. Alec zastanawiał się, kiedy w szkole zobaczy Magnusa, jeżeli oczywiście Bane nie zrobił sobie niezapowiedzianego wolnego.

Gdy dojechali na miejsce, Alec postanowił przeczekać pierwszą lekcję. Wysłał SMS-a do Magnusa z pytaniem, czy będzie w szkole, po czym poszedł sobie na tyły budynku, tam, gdzie na początku jego relacji z Magnusem zazwyczaj się spotykali. Alexander oparł się o ścianę, wyciągając papierosa, i uśmiechnął się delikatnie, przypominając sobie stare czasy.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz