~Magnus~
Azjata wychylił się zza framugi, by oblecieć wzrokiem pomieszczenie. Hodge, tak jak mówił, czekał na niego i Aleca, siedząc przy stole. Rozmawiał przy okazji z Haroldem.Bane odsunął się i na paluszkach podreptał na sam koniec korytarza. Otworzył okno na oścież i złapał za parapet.
- Czym wrócimy? Taksówką?
- My...? - zimny głos azjaty ciskał soplami. - Wracaj do pokoju albo idź rozmawiać ze Starkweatherem, Alec.
Magnus, głupio trzymający się przekonania, iż Lightwood zostawi go samego sobie, wyskoczył przez okno. Kucnął na trawie i się rozglądnął. Na szczęście mrzawka pozostała po ulewie sprawiała, że w pobliżu nie kręciła się żywa dusza.
Bane wyciągnął telefon i nachylił się nad urządzeniem. Sztuczne światło raziło jego oczy, ale nie przestawał przeglądać kontaktów, szukając konkretnego numeru telefonu.
Znalazłwszy go, przycisnął telefon do ucha akurat wtedy, gdy ktoś uskoczył obok. Alexander Lightwood objął kolana, siedział cicho i wpatrywał się w Magnusa dużymi, niebieskimi diamentami. Czekał na rozwój wydarzeń. Bane z kolei miał ochotę mu przyłożyć.
Ile można spławiać jednego nastolatka?
- Dobry wieczór, synu - w uchu Magnusa zadźwięczał głos skłaniający go do rezygnacji z życia. - Nie spieszyłeś się. Sądziłem, że otrzymam od ciebie telefon dobre kilka godzin temu. Przestałeś martwić się o przyjaciół?
Magnusowi cudem udało się utrzymać rzeczowy ton.
- Na pewno wiesz, gdzie jestem. Potrzebuję szybkiej podwózki. Podeślij mi kierowcę.
- Oh, już się robi... - Asmodeusz brzmiał jak miód, ale w ostrym sensie, tak jak zbyt mocna słodycz szczypie w gardło. - Zaraz powinieneś zobaczyć auto.
- Mhm... - mruknął nastolatek, skubiąc mokrą trawę. - Jest też druga sprawa. Przyleć do Nowego Jorku.
- Tęsknisz? Czy może zapanował mały pożar, który wymknął się spod kontroli?
Perfidny głos mężczyzny wwiercał się Magnusowi w mózg. Ranił i zostawiał ślady, tak jak zawsze. Pozbawiał go siły mentalnej niczym naostrzona kosa mordująca trawy.
Jednak Magnus ani razu nie dał się ściąć.
- Kiedy będziesz już w Nowym Jorku? - zapytał i wstał, zauważając parkujące nieopodal auto.
- Doskonale wiesz, ile trwa podróż z Kalifornii na twój ukochany Brooklyn.
Magnus szedł do samochodu pracownika swojego ojca i bardzo chciał nie słyszeć za sobą żadnych kroków. Ale zachcianki pozostały zachciankami, nie dorównując upartemu jak osioł Alecowi.
- Zależy mi na czasie, papo - mówił do komórki Magnus. - Daj znać, gdy tylko wylądujesz.
- Słyszę, że bardzo pragniesz się ze mną zobaczyć... - zaśmiał się mężczyzna, niemal z gracją. - W takim razie nie będę cię denerwował. Dotrę do Nowego Jorku najprędzej nad ranem. Liczę na owocną rozmowę między nami.
- Czekam na telefon - rzucił Magnus, pozwalając sobie na syk rozdrażnionego węża, któremu puściły nerwy. Rozłączył się z ojcem i schował urządzenie do kieszeni.
Zmierzając do pojazdu z wyłączonymi światłami, pozwolił, by chłodne krople spadającego deszczu ukoiły złość grającą mu w piersi. Musiał się kogoś pozbyć, szybko i sprawnie, bez niepotrzebnych nikomu awantur.
![](https://img.wattpad.com/cover/255670659-288-k548447.jpg)
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...