~Alec~
Nastolatek poprawił czapkę na głowie. Jechał właśnie do kościoła, a miał wrażenie, że do zakładu karnego albo zamkniętego szpitala psychiatrycznego. Takie wielkie halo zrobili dziadkowie z tego, że ma chłopaka.Alec rozpaczliwie chciałby być w domu, z rodzeństwem. Oni wszyscy trzej zostali tam razem z Robertem, a Aleca uprowadzili państwo Trueblood i ich córka, a matka Aleca, która zdecydowanie była w swoim żywiole, próbując "uleczyć" homoseksualizm syna i wioząc go do kościoła.
Pomimo tego, że była lekko skrzywiona. Zdawało się, że zbierało się jej na wymiotowanie. Czyli bardzo niedobrze się jej zrobiło, kiedy jej rodzice poznali tą "przerażająca" prawdę o Alexandrze.
Nie ma to jak rodzina...
***
Alec wysiadł z auta i zmrużył oczy przez prószący śnieg. Było upiornie. Kościół zdawała się otaczać biała, śnieżna mgła, a sam kościół był ciemny i przypominał nawiedzony dom.Alexander uniósł wzrok na budynek ze spiczastymi wieżyczkami, na których umieszczono grube krzyże, i pierwszy raz się przeraził. Ten strach sparaliżował go piętnaście minut wcześniej, gdy babcia oznajmiła, dokąd się wybierają, a Adam i Maryse ją poparli. Alec się po prostu ubrał i wyszedł z domu razem z nimi, nie będąc pewnym, co się właściwie działo.
Nigdy nie rozmyślał za bardzo nad religią, a dzisiaj strasznie się jej wystraszył. Ta wiara miała wielką i jednocześnie okropnie krzywdzącą moc, skoro Maryse, Marisa i Adam byli tacy przekonani co do tego, że "poszkodowanego" Aleca można było uleczyć z czegoś, co, ich zdaniem, było przerażającym grzechem.
- Chodź, chodź, Alec - babcia wzięła go pod rękę. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Może chciałbyś po mszy porozmawiać z księdzem?
Alec poczuł mdłości.
- Nie - pokręcił przecząco głową.
- Może się potem jednak zdecydujesz - powiedział oschle dziadek. Od momentu wyznania Alexandra, ten widział, że Adam stał się strasznie na niego cięty oraz zwyczajnie chamski.
- Tylko wyłącz telefon - dodała pomrukiem Maryse.
Wolną ręką Alec dotknął swojej kieszeni i westchnął z bólem. Zostawił komórkę w domu. Gdyby ją przy sobie miał, wymknąłby się dziadkom i mamie, spieprzył gdzieś za róg i zadzwonił po Magnusa... A tak to wszystko poszło się jebać.
***
Alec siedział w jednej z zimnych ław i drżał. Rozglądał się po kościelnych witrażach, malowidłach na suficie oraz ścianach, obrazkach i krzyżach. Spoglądał na ogromny, złoto-brązowy ołtarz na samym przodzie. Ksiądz prawił kazanie, czytając coś ze świętej księgi. Jego głos rozchodził się po kątach donośnym echem.Nie było tu miło ani przyjemnie. Chłód, dziwny zapach dymu, poważna atmosfera i świszczący w mikrofonie głos księdza. Alec powinien być zirytowany, ale to nie było to, co odczuwał. Naprawdę zaskoczył sam siebie siłą strachu, który nim władał, spowodowany kościołem i samym chrześcijaństwem.
W pewnym momencie coś przykuło jego uwagę. Coś w ogóle nie strasznego, a znajomego. Alec usłyszał za ścianami dużego kościoła ryk silnika. Dźwięk ten był łudząco podobny do Bugatti jego chłopaka.
Alec rozglądnął się. Siedział pomiędzy matką, a babcią. Którędy lepiej przejść? Którą zdenerwować najpierw? Ale czy warto? Czy zdążyłby wybiec z kościoła i skoczyć na ulicę? A co, jeśli to nie Magnus, tylko ktoś inny? Wtedy kierowca albo by go potrącił, albo się zatrzymał i skrzyczał gorzej niż wszyscy nauczyciele razem wzięci.
Zestresowany Alec prawie jęknął, kiedy zwrócił uwagę na posąg Jezusa przy ołtarzu. Patrzył na nastolatka dużymi oczyma ze zdrapaną farbą. Alecowi zrobiło się owiele zimniej, ale wtedy... Warkot silnika sportowego auta charczał dość blisko, a potem gasnął... Samochód zaparkował przed kościołem. Czy Magnus w ogóle chodził do kościoła?

CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...