~Magnus~
Azjata zażył kilka tabletek przeciwbólowych i popił je szklanką wody, i to tak, jakby wyczłapał się przed chwilą z suchej pustyni.- Już wiem, co robić... - oświadczył dumnie Lightwood, kręcący się obok i patrzący w swój telefon. - W internecie jest wszystko opisane.
- Mhm...
Magnus nie czuł się najlepiej. Miał ochotę zwymiotować, i to wnętrznościami. Rany po siatce niemiłosiernie piekły, jakby obsypano je wyciągniętym z ogniska węglem. Jego brzuch drżał.
Kiedy Bane się odwrócił, wzdychając z niemą skargą, napotkał na swojej drodze błękitne oczy. Patrzyły na niego z troską i strachem.
- Bardzo cię boli?
- Zapomniałaś, co mówiłem Raphaelowi o mojej masochistycznej naturze? - Bane wysilił się na krzywy uśmiech, zanim niechlujnie się zakręcił i skierował do salonu.
- Um... Naprawdę jesteś masochistą?
- Nie - mruknął Bane i opadł na kanapę. Nieostrożnie, jednak powstrzymał godny dzikiego kota syk rozpaczy.
Zamknął oczy i starał się unormować oddech. Słyszał, jak na podłodze obok niego kuca Alec, jak otwiera metalową apteczkę, coś w niej przewraca.
Dotarli do domu Catariny po dłuższym spacerze. I to niezbyt dyskretnie, bo przedzierając się przez samo miasto. Ludzie zawieszali na nich spojrzenia, jakby zobaczyli parę zombie. A tylko zakrwawiony Bane owego przypominał.
Dziękował w duchu przyjaciółce, że kiedyś dała mu klucz do swoich drzwi. Magnus rzadko z niego korzystał, ale, cóż, w końcu nadarzyła się okazja. Choć wolałby takowej uniknąć.
Azjata zadrżał i otworzył oczy, kiedy ostre zimno musnęło jego rany. Spojrzał na podobnie zaskoczonego Lightwooda z mokrym wacikiem w ręce.
- Przepraszam - wypalił pośpiesznie Alec. - Powinienem ostrzec...
- Yhm... - mruknął Bane i trochę się podniósł. - Albo najpierw mnie rozebrać.
Alexander tym razem nie odbił piłeczki. Zarumienił się, podczas gdy Magnus usiadł i delikatnie ściągał z siebie koszulę. Guziki zwyczajnie rozerwał, ponieważ i tak więcej by ich nie użył. Gorzej było z materiałem przyklejonym do krwi i poszarpanej skóry, ale z tym też sobie poradził.
Rzucił brudną i porwaną koszulę na podłogę i poczuł się tak, jakby żegnał dobrego, zmarłego przyjaciela. Następnie położył się z powrotem i zamknął oczy.
Zrobiło mu się dziwnie, gdy to zrobił. Przy małej garstce osób mógł pozwolić sobie na przypadkowe drzemki. A tu nagle pojawia się kucający przy nim Alec, obmywający jego rany, i Bane ze szczerą chęcią by się zdrzemnął. Nie podejrzewając Lightwooda o jakikolwiek zdradziecki plan.
- Myślałem, że te zadrapania będą głębsze - skomentował Lightwood. - A nie są. Dzięki Bogu.
- Dzięki spróchniałej desce.
- No, tak, ale dzięki Bogu też.
- Nie Lucyferowi? - Bane pytająco uniósł brew, ale nie unosząc powiek.
- Możliwe...
Magnus uśmiechnął się pod nosem, w leniwym, sielankowym geście.
Owszem, coś zdecydowanie było nie tak, że czuł się tak jak się czuł przy chłopaku, którego znał kilka tygodni, ale z którym jeszcze mniej rozmawiał.
- Teraz może szczypać... - ostrzegł Alexander, ale Magnus nie zdążył się o tym przekonać.
- Poczekaj - poprosił, kiedy usłyszał swój telefon. Uniósł biodra do góry i wyciągnął go z tylnej kieszeni czarnych dżinsów.
CZYTASZ
𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?
Fanfiction🄼🄰🄻🄴🄲 🄵🄰🄽🄵🄸🄲 Magnus Bane robi wszystko, by uciec spod skrzydeł ojca. Jednak nie jest to takie proste. Asmodeusz, znany mafioza, widzi w swoim synu gangstera, który mu się przyda. Zsyła przez to na niego same problemy. Magnus każdego dnia...