Rozdział 22

308 40 13
                                    


~Alec~
Lightwood odkluczył drzwi i wszedł do domu. Potykając się o własne nogi, zdjął buty i odstawił je pod ścianą. Wówczas zwrócił uwagę na swoje dłonie - podarte jak dziurawe dżinsy Jace'a. No, może nie aż tak, ale zdecydowanie mało brakowało do takiego efektu. Nastolatek udał się więc do kuchni, by obmyć zdarte przez beton ręce.

Kiedy zimna woda oblała jego skórę, wzdrygnął się. Oczami wyobraźni zobaczył, jak Magnus wykonał identyczny odruch, gdy Alec przytknął do jego ran mokry wacik. Lightwood uśmiechnął się pod nosem.

Wracając do domu, pogwizdywał sobie radośnie. Wszelkie jego troski wyszły za drzwi, kiedy wiedział, że nie zostawił Bane'a samego, że Catarina przejęła dyżur nad azjatą. I mimo, że Alexander najchętniej zostałby przy Magnusie... Wracając do siebie, mógł odsapnąć.

Brwi chłopaka złączyły się w zdezorientowanym grymasie, gdy z piętra domu rozniósł się przytłumiony rumor. Alec był pewien, że nikogo nie zasta.

Church! - wpadło mu do głowy i natychmiast się rozluźnił.

- Kici kic kici...! - zawołał.

Odłożył plecak na stół i kucnął przy dolnych kuchennych szafkach, by znaleźć karmę dla kota. Mimochodem w umyśle pojawił mu się mały, szaro-biały kociak, którego spotkał na osiedlu Bane'a.

Alec napełniał kocią miskę, kiedy zorientował się, że to, co do siebie przywołał, nie było zwierzęciem. Odgłos sugerował zwyczajny ludzki chód. Ktoś, i to nie jeden, właśnie zbiegał ze schodów. Lightwood odwrócił się szybko.

- Alec? - zdezorientowany Jace uniósł brew.

- Hej - dodał Simon, który zamajaczył tuż za blondynem.

- Siemka - do powitań dołączyła rudowłosa.

Alexander gapił się na troje ludzi, póki dwoje z nich - Lewis i Clary - nie zniknęli w salonie. W progu kuchni został Jace, nadal z uniesioną brwią. Jednak wyraz twarzy zaraz przyozdobił cwanym uśmieszkiem.

- Co wy tu robicie? - spytał Alec, nagle zirytowany. Mógł łatwo domyśleć się odpowiedzi na własne pytanie.

- Baba od chemii zrobiła niezapowiedziany sprawdzian - oznajmił złotowłosy. - Zdecydowaliśmy przyjść do nas i pograć na konsoli.

Wzrok Aleca poleciał nad ramieniem brata, na skrawek schodów, gdzie usłyszał dodatkowy łomot. Z góry zbiegł Church, a za nim Isabelle. Kot od razu popędził do kuchni i do nóg Alexandra z miską kociej karmy w ręce.

- O, Alec! - zaskoczona Izzy zatrzymała się przy Jasie, gdy czarna i rozczochrana czupryna starszego brata rzuciła jej się w oczy. - A co ty tu robisz? Też zrobiłeś sobie wagary?

- Dlaczego w ogóle jedzie od ciebie zgniłym jajkiem...? - wymamrotał blondyn, wpatrzony w Aleca.

Isabelle, gdy tylko wzięła głębszy oddech, skrzywiła się bardziej niż Jace. Alexander natomiast wywrócił oczami i schylił się na chwilkę, by dać Churchowi to, po co kot próbował wspinać się na jego nogi. Postanowił przemilczeć swój skok do kontenera na śmieci.

- I czym się tak podrapałeś? - Izzy doskoczyła bliżej do śmierdzącego braciszka i popatrzyła na jego dłonie.

- Biłeś się z kimś? - zarechotał blondyn.

- Zostawicie mnie w spokoju? - burknął Alec i zrobił unik, gdy zaciekawiona Isabelle już wyciągała ręce, by go przytrzymać. - Bo powiem rodzicom, że uciekacie z lekcji.

- My możemy powiedzieć to samo o tobie - skomentował Jace.

- Ja miałem bardzo ważny powód.

𝕎𝕚𝕝𝕝 𝕐𝕠𝕦 𝕊𝕞𝕚𝕝𝕖 𝕋𝕠 𝕄𝕖 𝔸𝕥 𝕋𝕙𝕖 𝔼𝕟𝕕?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz